Wprowadzenie od 28 grudnia do 17 stycznia narodowej kwarantanny oznacza niemal całkowity lockdown nie tylko życia gospodarczego, ale przede wszystkim społecznego. Restrykcje są bliskie tym wprowadzonym w marcu, gdy w pewnym momencie zamknięto nawet lasy. Cel jest ciągle ten sam: ograniczenie mobilności i społecznej aktywności do minimum.
Premier Mateusz Morawiecki, decydując się na te obostrzenia, chce uniknąć błędu z lata, kiedy wakacyjna fiesta, liczne nieskrępowane kontakty społeczne doprowadziły do uderzenia drugiej fali pandemii jesienią. Trudno ją zatrzymać do dziś. Polska mimo licznych restrykcji pozostaje w grupie państw o najwyższej śmiertelności, i to nie tylko w Europie. Tymczasem święta, sylwester, ferie to okres wzmożonych kontaktów społecznych.
Czytaj także: Zakaz przemieszczania się w Sylwestra i Nowy Rok
Co chce osiągnąć rząd? Przede wszystkim zminimalizować ryzyko, że pandemia będzie się rozwijała jeszcze szybciej. I doprowadzić do spadku zachorowań, by przerzucić siły do konwencjonalnego systemu ochrony zdrowia, bo ten się załamuje. Wysoka śmiertelność Polaków wynika właśnie z tego. Nie ma diagnostyki czy szybkiej reakcji na inne schorzenia niż Covid, a te wciąż zagrażają życiu chorych.
Czas lockdownu gospodarczego też nie jest przypadkowy. Rząd świetnie zdaje sobie sprawę, że w styczniu, po świętach, konsumpcja jest najniższa w roku. Dlatego zamknięcie na dwa tygodnie sklepów nie powinno aż tak bardzo uderzyć w liczący jeszcze świąteczne zyski handel.