Sprawa sądowa z powództwa Roberta Kropiwnickiego trafiła – z przyczyny aktywności wiceministra i ministra sprawiedliwośc kwestionujących samą dopuszczalność procesu – na czołówki serwisów informacyjnych. To, czy wydane postanowienie jest prawniczo trafne i uzyska walor prawomocności, okaże się w najbliższych tygodniach. Dzięki obowiązującej konstytucji każdy ma prawo do drugiej instancji, a więc kontroli argumentów, które sąd uznał za decydujące. Te nie przebiły się na razie do opinii publicznej. Przytłoczone zostały treściami, które sprzedaje się dużo łatwiej.
Orzeczenie Sądu Okręgowego w Warszawie, wskazujące na formalną dopuszczalność procesu, można jednak już teraz odczytać pozytywnie, jeżeli zechce się dojrzeć w nim element napawający optymizmem. Sąd, orzekając wbrew wnioskom pozwanego wiceministra, wytrącił ewentualnym krytykom argument, jakoby władza sądownicza została już podporządkowana egzekutywie. Przyszła wygrana pozwanego wiceministra – która jest na razie równie prawdopodobna jak każde inne rozstrzygnięcie – nie będzie kontestowana jako wynik braku odwagi sędziego.
Odwaga sędziego, która w aktualnych warunkach może wydać się heroiczna, wcale mnie nie dziwi. Wynika ona z kilku źródeł, które warto – jako prawdy nieco zapomniane – przypomnieć.
Po pierwsze, o urząd sędziowski może ubiegać się w Polsce każda osoba, jeżeli po siada stosowny wiek, wysokie wykształcenie ogólne i specjalistyczne, a także doświadczenie zawodowe. To wymagania, których nie muszą spełniać piastuni żadnej innej władzy publicznej.
Po drugie, obsadzanie urzędu sędziowskiego odbywa się w formule konkursu. Konkurs ten jest jawny, a wynik – w postaci uchwały Krajowej Rady Sądownictwa – publikowany w internecie wraz z uzasadnieniem. Zaskarżyć go może każdy uczestnik postępowania. Zasady konkursu są więc takie, by to nie popularność (o którą trzeba zabiegać) czy przynależności do określonej organizacji (co rodzi zobowiązania), ale udokumentowane kompetencje decydowały o nominacji. Po trzecie, konkurs na stanowisko sędziowskie jest wieloetapowy, a decyzje podejmowane kolegialnie. Osoba przedstawiona do nominacji nie staje się więc czyimkolwiek dłużnikiem. Objęte stanowisko zawdzięcza sobie samej, a nie konkretnemu decydentowi.