Bartosz Łopalewski o sprawie sądowej z powództwa Roberta Kropiwnickiego

Na razie nie musimy wyobrażać sobie odważnych sędziów. Na razie ich mamy. To nie prezent, nie przypadek. To rezultat – uważa prawnik.

Aktualizacja: 01.10.2016 15:41 Publikacja: 01.10.2016 00:01

Bartosz Łopalewski o sprawie sądowej z powództwa Roberta Kropiwnickiego

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Sprawa sądowa z powództwa Roberta Kropiwnickiego trafiła – z przyczyny aktywności wiceministra i ministra sprawiedliwośc kwestionujących samą dopuszczalność procesu – na czołówki serwisów informacyjnych. To, czy wydane postanowienie jest prawniczo trafne i uzyska walor prawomocności, okaże się w najbliższych tygodniach. Dzięki obowiązującej konstytucji każdy ma prawo do drugiej instancji, a więc kontroli argumentów, które sąd uznał za decydujące. Te nie przebiły się na razie do opinii publicznej. Przytłoczone zostały treściami, które sprzedaje się dużo łatwiej.

Orzeczenie Sądu Okręgowego w Warszawie, wskazujące na formalną dopuszczalność procesu, można jednak już teraz odczytać pozytywnie, jeżeli zechce się dojrzeć w nim element napawający optymizmem. Sąd, orzekając wbrew wnioskom pozwanego wiceministra, wytrącił ewentualnym krytykom argument, jakoby władza sądownicza została już podporządkowana egzekutywie. Przyszła wygrana pozwanego wiceministra – która jest na razie równie prawdopodobna jak każde inne rozstrzygnięcie – nie będzie kontestowana jako wynik braku odwagi sędziego.

Odwaga sędziego, która w aktualnych warunkach może wydać się heroiczna, wcale mnie nie dziwi. Wynika ona z kilku źródeł, które warto – jako prawdy nieco zapomniane – przypomnieć.

Po pierwsze, o urząd sędziowski może ubiegać się w Polsce każda osoba, jeżeli po siada stosowny wiek, wysokie wykształcenie ogólne i specjalistyczne, a także doświadczenie zawodowe. To wymagania, których nie muszą spełniać piastuni żadnej innej władzy publicznej.

Po drugie, obsadzanie urzędu sędziowskiego odbywa się w formule konkursu. Konkurs ten jest jawny, a wynik – w postaci uchwały Krajowej Rady Sądownictwa – publikowany w internecie wraz z uzasadnieniem. Zaskarżyć go może każdy uczestnik postępowania. Zasady konkursu są więc takie, by to nie popularność (o którą trzeba zabiegać) czy przynależności do określonej organizacji (co rodzi zobowiązania), ale udokumentowane kompetencje decydowały o nominacji. Po trzecie, konkurs na stanowisko sędziowskie jest wieloetapowy, a decyzje podejmowane kolegialnie. Osoba przedstawiona do nominacji nie staje się więc czyimkolwiek dłużnikiem. Objęte stanowisko zawdzięcza sobie samej, a nie konkretnemu decydentowi.

Czy te uwarunkowania „stawania się sędzią" są wystarczające, by sędzia znalazł w sobie siłę do orzekania wolnego od strachu? Na przykład by bez strachu patrzeć w oczy zabójcom, gwałcicielom, sprawcom przemocy domowej? By sądzić sprawy dramatyczne, psychicznie obciążające lub rozstrzygać spory pomiędzy osobami dysponującymi pieniędzmi czy wpływami, o jakich sędzia nawet nie marzy?

Sędziowie nie dysponują magicznym napojem Asteriksa ani mieczem He-mana. Odwagę posługiwania się rozumem, nieulegania wpływom ulicy czy polityków czerpią wyłącznie z tego, czym obdarzyło ich społeczeństwo. A obdarzyło ich tzw. gwarancjami niezawisłości. Do tychże gwarancji należy przede wszystkim nieodwołalność (a dokładnie: możliwość odwołania wyłącznie w postępowaniu dyscyplinarynym). Nieodwołalność nie oznacza nieomylności, dlatego towarzyszy jej cały system instancji, oceny pracy i jawność rozpoznawania spraw. Stabilność urzędu sędziego i brak uzależnienia od polityków jest jednak podstawą, na której oparte jest współczesne sądownictwo naszego kręgu kulturowego.

To społeczeństwo tworzy sądownictwo. Obdarza sędziów specjalnym statusem. Nie dla zabawy czy z przymusu, ale dla zapewnienia sobie prawdziwie wolnych od strachu arbitrów. Czy warto? Na to pytanie każdy może udzielić własnej odpowiedzi. Najlepiej wyobrażając sobie siebie samego na sali rozpraw.

Na razie nie musimy wyobrażać sobie odważnych sędziów. Na razie ich mamy. To nie prezent, nie przypadek. To rezultat.

Autor jest sędzią Sądu Rejonowego w Nowym Sączu

Sprawa sądowa z powództwa Roberta Kropiwnickiego trafiła – z przyczyny aktywności wiceministra i ministra sprawiedliwośc kwestionujących samą dopuszczalność procesu – na czołówki serwisów informacyjnych. To, czy wydane postanowienie jest prawniczo trafne i uzyska walor prawomocności, okaże się w najbliższych tygodniach. Dzięki obowiązującej konstytucji każdy ma prawo do drugiej instancji, a więc kontroli argumentów, które sąd uznał za decydujące. Te nie przebiły się na razie do opinii publicznej. Przytłoczone zostały treściami, które sprzedaje się dużo łatwiej.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Pietryga: Czy potrzebna jest zmiana Konstytucji? Sądownictwo potrzebuje redefinicji
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: konstytucja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił