Dzisiaj na Wawelu dojdzie do ekshumacji ciał prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony. Badania wszystkich 83 ofiar katastrofy (10 ciał było ekshumowanych wcześniej) mają potrwać rok.
Czuję dyskomfort moralny, słysząc o decyzji prokuratury. Znacznie lepszym wyjściem, ze względu na szacunek dla bliskich ofiar, byłoby przeprowadzenie ekshumacji, tylko gdyby wyrazili na to zgodę. Rodziny (jest ich mniejszość), dla których otwieranie grobów oznacza nową traumę, zostawiłbym w spokoju, nie szarpiąc i tak już poszarpanych emocji. I chyba szkoda, że prokuratorzy nie wykazali się większą empatią, bez uszczerbku dla procedury.
Prokuratura, uzasadniając decyzję o otwieraniu grobów, krytykowała niskie standardy ekshumacji prowadzonych w Rosji, nieobecność polskich przedstawicieli, błędy. Jest zdania, że zaplanowane czynności mogą mieć wpływ na ustalenie przyczyn katastrofy. A dochodzenie do prawdy wymaga stawiania i weryfikowania hipotez. I trudno takiej argumentacji odmówić sensu.
Błędem pierwotnym było niezagwarantowanie sobie od samego początku wpływu na śledztwo smoleńskie w Rosji na wszystkich jego etapach - od samego początku. Wszystko, co działo się później, było konsekwencją tego błędu.
Prokuratorom, którzy sygnowali decyzje (pewnie nie oni je podejmowali), aby nie otwierać trumien po przywiezieniu ich do Polski, trudno stawiać z pełnym przekonaniem zarzut, że złamali procedurę, nie podejmując obligatoryjnych w takich sytuacjach sekcji zwłok. Znaleźli się bowiem między młotem a kowadłem. Była to sytuacja nadzwyczajna. Czy ktoś w tamtych dniach odważyłby się wyjść i powiedzieć: wstrzymujemy pochówki o miesiąc, a może dłużej, bo wcześniej badaniem ciał muszą zająć się specjaliści? Trudno to sobie wyobrazić.