Niebawem absolwenci studiów prawniczych szturmem ruszą na egzaminy wstępne na przeróżne aplikacje. Na drodze do ziszczenia marzeń o błyskotliwej karierze, poruszających serca mowach końcowych, niebanalnych transakcjach i skomplikowanych restrukturyzacjach stanie im jednak coś, czego na tym etapie – w odróżnieniu od licealnych klasówek z angielskiego czy sprawdzianów z biologii – spodziewać się już nie powinni: test.
Zdawać by się mogło, że w zawodach prawniczych niezależnie, czy chodzi o profesję adwokacką, radcowską, służbę sędziowską czy prokuratorską, w cenie jest logiczne łączenie faktów, umiejętność wnioskowania z mniejszego na większe i odwrotnie, dopasowywanie teorii do wyzwań praktyki, obszerna wiedza o otaczającym nas świecie i relacjach międzyludzkich, a ponadto – życiowe doświadczenie. Tymczasem ustawodawca, wraz z podjęciem decyzji o otwarciu podwoi aplikacji poprzez odebranie organizowania egzaminów samorządom, zobiektywizowanie kryteriów naboru i rezygnację z limitów miejsc, w istocie zamknął wielu młodym ludziom drogę do zdobycia umiejętności niezbędnych do wykonywania któregokolwiek z wymienionych zawodów.