Platforma ponownie o zmianie konstytucji

Weto głowy państwa nie powinno być traktowane jako narzędzie skierowane ze swej istoty przeciwko parlamentowi, lecz przeciw jego błędom – zauważa profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Publikacja: 15.01.2010 06:10

Platforma ponownie o zmianie konstytucji

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Platforma Obywatelska ustami swojego przewodniczącego ponownie zapowiedziała zamiar dokonania zmian w [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=E64949B9DDC86310954726DE592C6EB1?id=77990]konstytucji[/link]. W porównaniu z deklaracjami poprzednio składanymi zmiany te nie miałyby być aż tak głębokie. Propozycje, z jakimi Platforma wystąpiła przed kilku tygodniami, nie spotkały się ze zbyt dobrym przyjęciem ani gdy idzie o zasięg projektowanych zmian, ani o tempo ich wprowadzania. Wycofanie się z planów dokonania fundamentalnej zmiany ustroju państwowego w krótkim czasie uznać można za oznakę realizmu, za co Platformie należą się gratulacje.

[srodtytul]Włączyć się do dyskusji[/srodtytul]

Obecne zamiary nie są jeszcze do końca sprecyzowane. Donald Tusk powołał zespół specjalistów, którego zadaniem ma być ich szczegółowe sformułowanie. Ale jeśli przyjąć za ich podstawę to, o czym donosi prasa, najważniejsze zmiany miałyby polegać na:

> osłabieniu mocy prezydenckiego weta w taki sposób, aby do jego odrzucenia nie była konieczna, jak dzisiaj, kwalifikowana większość 3/5, ale wystarczała większość głosów poselskich,

> doprecyzowaniu przepisów konstytucyjnych dotyczących kompetencji władz wykonawczych do prowadzenia polityki zagranicznej,

> uregulowaniu trybu, w jakim wprowadzane mają być do polskiego porządku normatywnego akty wtórnego prawa unijnego.

Niektórzy politycy Platformy wspominają też, że należałoby zmniejszyć liczbę posłów i senatorów, lecz nie o połowę, jak zakładano wcześniej, ale o jakieś 15 – 20 procent. Platforma wycofuje się z żądania przeniesienia prawa wyboru prezydenta z ogółu obywateli na Zgromadzenie Narodowe, z całkowitej likwidacji prezydenckiego weta, ze zniesienia Senatu i, choć tego nie jestem pewien, ze zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu na tzw. mieszaną bez dokonania uprzedniej nowelizacji konstytucji.

[wyimek]Kto wie, czy dokonując nowelizacji konstytucji, nie należałoby uzupełnić jej o rozdział poświęcony stosunkom z Unią Europejską[/wyimek]

Wiedza, jaką już posiadamy o nowych konstytucyjnych zamiarach Platformy, jakkolwiek niepełna, jest wystarczająca, aby móc się włączyć do publicznej dyskusji na ich temat. Jest na to moment właściwy, bo to, co ujawni się w takiej dyskusji, ma, miejmy nadzieję, szanse wpłynąć na ich ostateczny, normatywny kształt.

[srodtytul]Po co istnieje weto[/srodtytul]

Platforma chce osłabić siłę prezydenckiego weta, uznając, że praktyka jego stosowania ukształtowana po 2007 r. utrudnia sprawne rządzenie państwem.

Powstaje jednak pytanie: po co w ogóle istnieje weto jako instytucja ustroju politycznego. Pomijam jego genezę, sięgającą jeszcze czasów monarchicznych, gdy służyło, ciągle skłonnym do absolutyzmu, europejskim władcom, by panować nad zdemokratyzowanym nieco i zliberalizowanym parlamentem. W epoce nam współczesnej jest ono pomyślane jako narzędzie pozwalające na dokonywanie korekt w aktach normatywnych uchwalanych pośpiesznie, obciążonych partyjnym zacietrzewieniem, merytorycznie wadliwych.

Weto głowy państwa, zwłaszcza gdy jest ona powoływana w wyborach powszechnych, nie powinno być traktowane jako narzędzie skierowane ze swej istoty przeciwko parlamentowi, lecz przeciw jego błędom. Jest ono elementem, przewidzianego przez konstytucję z 1997 r. w art. 10 ust. 1 i rozpisanego w licznych jej normach, mechanizmu wzajemnego równoważenia się (ograniczania, hamowania) władz. W państwie demokratycznym jest ono czymś niezbędnym, by minimalizować przypadki nieuprawnionego zawłaszczania zadań i kompetencji przez organy władzy publicznej. Takie “wkładanie kija w szprychy” bardziej służy państwu i obywatelom, niż im szkodzi.

Sejm uchwala ustawy z reguły zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Może to uczynić, gdy na sali jest nie mniej niż 230 posłów. Ale aby ustawa została przyjęta, wystarcza, w skrajnym wypadku, by opowiedział się za nią jeden tylko poseł, a 229 wstrzymało się o głosu. Jest to sytuacja tak nieprawdopodobna, że można ją pominąć. Lecz stan, w którym ustawa uchwalana jest mniejszością głosów ogólnej liczby posłów, do nieprawdopodobnych już nie należy. Dla przyjęcia ustawy wystarczy, aby np. przy obecności na sali obrad 300 posłów opowiedziało się za nią 150, przeciw było 100, a 50 wstrzymało się od głosu; 150 głosów to jedynie 32,6 proc. pełnego składu izby, ale pozwala na prawomocne uchwalenie ustawy.

Weto prezydenckie ma zatem sens, gdy łączone jest z wymogami wyżej sięgającymi. Przyjęcie większości zwykłej oznacza, że niemal zawsze będzie ono obalane przez tych, którzy ustawę poprzednio uchwalili, a to większego sensu nie ma. Dlatego, skoro nie ma być to większość kwalifikowana 3/5 głosów, lepiej, aby była to większość solidniejsza niż zwykła. Jeśli byłaby to większość bezwzględna ustalana od ogólnej liczby posłów, weto można byłoby odrzucić, gdyby wypowiedziało się przeciw niemu co najmniej 231 posłów. Taka większość daje szansę rzeczywistego udziału w procesie ustawodawczym nie tylko siłom rządzącym, mającym w parlamencie z reguły liczebną przewagę, ale też opozycyjnym. Partia posiadająca dziś wraz z koalicjantem taką przewagę powinna o tym stale pamiętać również we własnym przyszłym interesie.

[srodtytul]Oczywista teza[/srodtytul]

Ustanawianie w Polsce systemu kanclerskiego, co zapowiadał dawniej Donald Tusk, nie jest potrzebne, ponieważ liczne elementy tego systemu zostały świadomie wprowadzone mocą ustawy zasadniczej już w 1997 r. Zwrócił na to uwagę w czasie konferencji premiera z udziałem konstytucjonalistów 9 stycznia 2010 r. prof. Wiktor Osiatyński i należy się mu z tego powodu pochwała. Natomiast doprecyzowanie przepisów konstytucyjnych określających, do kogo należy prowadzenie polityki zagranicznej, jest oczywiście możliwe, być może nawet przydatne, ale na pewno nie jest konieczne.

Oparta na wykładni odpowiednich przepisów konstytucji teza, że uprawnienia w tym względzie należą do Rady Ministrów, jest, w moim przekonaniu, oczywista. Głośne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie sporu kompetencyjnego między Radą Ministrów a prezydentem rozprasza ostatecznie wszelkie dotyczące tej materii wątpliwości. Ale jeśli doprecyzowanie przepisów idące w kierunku wyznaczonym przez Trybunał umocni dobre samopoczucie członków Rady Ministrów i jej szefa – to proszę.

[srodtytul]W związku z Unią[/srodtytul]

Poważną sprawą jest dokonanie takich konstytucyjnych zmian, które odpowiedziałyby na wyzwania, jakie wiążą się z przynależnością naszego kraju do Unii Europejskiej. Regulacje, jakie jeszcze przed akcesją w przewidywaniu, że wkrótce ona nastąpi, wprowadzono do konstytucji w 1997 r., były dobrze pomyślane, ale obecnie mogą już nie wystarczać. Wśród nowych propozycji pojawiają się, jak słychać, takie, które ułatwiłyby aplikację na terenie Polski aktów unijnego prawa wtórnego, zwłaszcza dyrektyw. Gdyby ich implementacja miała być dokonywana rozporządzeniami Rady Ministrów z mocą ustawy, oznaczałoby to konieczność przeprowadzenia bardzo istotnej przebudowy katalogu źródeł prawa ujętego w rozdziale III konstytucji. Wiązałaby się z nią potrzeba odpowiedzi na ważkie pytanie o znaczeniu wewnątrzustrojowym, a nawet europejskim. Czy akty tego rodzaju podlegają badaniu przez Trybunał Konstytucyjny pod względem ich zgodności z polską konstytucją? Obecnie nie jest to wprost przewidziane, ale w doktrynie prawa trwa dyskusja nad taką możliwością (odnoszącą się głównie do rozporządzeń i dyrektyw unijnych) i nad konsekwencjami jej przyjęcia. Przed kilku tygodniami za poddaniem aktów wtórnego prawa unijnego takiej procedurze opowiedziało się Prawo i Sprawiedliwość. Ostatnio zaś przewiduje ją PSL w swoim projekcie zmiany konstytucji.

Kto wie, czy dokonując nowelizacji konstytucji z 1997 r., nie należałoby uzupełnić jej, na wzór konstytucji francuskiej, o rozdział poświęcony stosunkom Rzeczypospolitej z Unią Europejską. Do rozdziału tego można by przenieść niektóre już obowiązujące przepisy dotyczące tej materii i dodać nowe, np. takie, o jakich wyżej mowa, oraz takie, które określałyby obowiązki i uprawnienia polskich władz państwowych w ich stosunkach z organami unijnymi.

Czy rozwiązania zaproponowane przez zespół powołany przez Donalda Tuska znajdą uznanie politycznych partnerów i konkurentów jego partii reprezentowanych w Sejmie, to sprawa, którą wyjaśni niedaleka, być może, przyszłość. Zarówno PSL, jak i PiS wysuwają przecież własne postulaty ustrojowe. PSL chce, na przykład, przekształcenia Senatu w izbę samorządową, do czego Platforma się nie spieszy. PiS z kolei pragnie raczej umocnienia, niż osłabienia władzy prezydenta, co również nie zgadza się z zamiarami PO. SLD nie wypowiada się w sprawach zmian konstytucyjnych zbyt jasno. Wydaje się, ale nie mam co do tego pewności, że w ogóle nie uważa ich za konieczne. Być może jednak stronnictwa te wypracują jakiś ustrojowy kompromis. Dobrze natomiast by się stało, gdyby nie był to kompromis zawarty ponad głowami obywateli, kompromis o czysto partyjnym, utylitarnym charakterze.

Platforma Obywatelska ustami swojego przewodniczącego ponownie zapowiedziała zamiar dokonania zmian w [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=E64949B9DDC86310954726DE592C6EB1?id=77990]konstytucji[/link]. W porównaniu z deklaracjami poprzednio składanymi zmiany te nie miałyby być aż tak głębokie. Propozycje, z jakimi Platforma wystąpiła przed kilku tygodniami, nie spotkały się ze zbyt dobrym przyjęciem ani gdy idzie o zasięg projektowanych zmian, ani o tempo ich wprowadzania. Wycofanie się z planów dokonania fundamentalnej zmiany ustroju państwowego w krótkim czasie uznać można za oznakę realizmu, za co Platformie należą się gratulacje.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi