Znajomość przepisów to za mało

O tym, co musi umieć firmowy prawnik i jakie korzyści wynikają z porozumienia między Telekomunikacją Polską a prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej – z prawnikiem TP rozmawia Ewa Usowicz

Aktualizacja: 01.04.2010 04:47 Publikacja: 01.04.2010 01:54

Znajomość przepisów to za mało

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

[b]W grupie TP pracuje pan zaledwie trzy lata, wcześniej był pan kojarzony raczej z telefonią komórkową. Przejście ze świata komórkowego do TP-sowego niektórzy postrzegaliby jako zasilenie szeregów wroga.[/b]

Maciej Rogalski: Wcześniej rzeczywiście pracowałem głównie na rzecz telefonii komórkowej – przez prawie siedem lat kierowałem departamentem prawnym Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora sieci Era, a przez pięć lat byłem zastępcą dyrektora generalnego PTC Era. W grupie TP też zaczynałem od komórek – byłem najpierw dyrektorem pionu prawno-regulacyjnego PTK Orange. W sumie nazbierało się już 13 lat pracy jako firmowy prawnik w sektorze telekomunikacyjnym. Przeszedłem do TP, bo w dobrym czasie dostałem dobrą propozycję.

[b]W Erze był taki okres, nienależący raczej do dobrych, kiedy w spółce funkcjonowały dwa zwalczające się zarządy. I, jak mawiają pana koledzy z branży, został pan wtedy swoim własnym zastępcą. Czy to spowodowało odejście do TP?[/b]

Rzeczywiście, w tym czasie moje stanowisko objął kto inny, a ja zostałem wicedyrektorem działu prawnego. Sytuacja w spółce spowodowała, że nadszedł moment, gdy musiałem pomyśleć o zmianie pracy. Wtedy właśnie otrzymałem atrakcyjną propozycję z TP. A wracając do zasilania szeregów wroga, to nie myślałem w takich kategoriach. Tym bardziej że to zupełnie inna firma niż kilkanaście lat temu.

[b]PRL-owski monopolista, jak mawia wiele osób.[/b]

Nie wiem, skąd się bierze to przeświadczenie. Na pewno nie z tego, że zarządza firmą manedżment wywodzący się z PRL, gdyż patrząc na top 50, czyli 50 najważniejszych menedżerów grupy TP, ich związek z PRL, ze względu na wiek, może być tylko taki, że chodzili wtedy do szkół. Spółka przeszła i przechodzi ogromne przeobrażenia – wciąż musi dostosowywać się do zmieniającej się na rynku telekomunikacyjnym sytuacji i oczekiwań klientów. A co do monopolu, to w obliczu rozwoju telefonii komórkowej, rynku operatorów kablowych dostarczających Internet, a przede wszystkim ze względu na udostępnienie przez TP swojej infrastruktury operatorom alternatywnym (OA), trudno już o nim mówić. Przychodząc do TP, nie sądziłem, że będę miał do czynienia z tak szerokim spektrum zagadnień, które wymagają analizy prawnej i regulacyjnej. Telefonia komórkowa to jednak zdecydowanie mniejszy obszar do opanowania. Telefonia stacjonarna zaś jest nieporównywalnie bardziej regulowana, co rodzi mnóstwo bieżących problemów, postępowań sądowych i administracyjnych, liczonych w setkach spraw. Wymaga to bardzo dużego zanagażowania oraz nieustannego uczenia się.

[b]Pan jest pracoholikiem?[/b]

Wie pani, że… niewykluczone. Nie chcę jednak powiedzieć, że kocham pracę, bo to mogłoby oznaczać konieczność wizyty u psychologa. Zważywszy jednak na późną porę, w której wymienialiśmy się e-mailami w sprawie dzisiejszego spotkania, coś mi się wydaje, że pani też ma wszelkie zadatki.

[b]Wie pan, że… niewykluczone. W takim razie porozmawiajmy jak pracoholik z pracoholikiem. Co było dla pana największym wyzwaniem w dotychczasowej pracy w TP?[/b]

Niewątpliwie porozumienie, które TP zawarła z prezes UKE. To rozwiązanie unikatowe w skali europejskiej – podobne pojawiły się dotychczas tylko w Wielkiej Brytanii, Szwecji i we Włoszech. Obejmuje ono wiele kwestii, w tym także rozwiązania, które dotychczas nie były spotykane na polskim rynku telekomunikacyjnym, np. tzw. KPI, czyli wskaźniki pozwalające stwierdzić, czy nie dyskryminujemy operatorów alternatywnych poprzez dostarczanie im gorszej jakości usług. Porozumienie było sporym wyzwaniem z prawnego punktu widzenia – jego stronami są bowiem organ administracji państwowej i podmiot prywatny. Stanowi ono dość specyficzną konstrukcję prawną. Myślę także, że generalnie bardzo dużym wyzwaniem był okres przed podpisaniem porozumienia z UKE. Nie ma co ukrywać – nie był to czas najszczęśliwszej współpracy. Pamiętam, że jednego roku wymieniliśmy z UKE ok. 7 tys. pism i otrzymaliśmy ok. 300 decyzji administracyjnych. Nałożone zostały kary na TP, w tym na zarząd TP. Część z tych kar została już jednak przez sądy uchylona.

[b]Trudno było zawrzeć porozumienie z UKE?[/b]

Niewątpliwie nie było to łatwe. Porozumienie jest zakończeniem pewnego procesu, który rozpoczął się od przedstawienia przez TP tzw. Karty równoważności, czyli zbioru konkretnych rozwiązań, które miały na celu zapobieganie zachowaniom dyskryminującym w stosunku do operatorów alternatywnych ze strony TP. Wprawdzie porozumienie zawarły TP i UKE, ale dotyczy ono też operatorów alternatywnych. Wymagało to uwzględnienia ich oczekiwań, co oznaczało liczne trójstronne spotkania UKE, TP i OA. W toku rozmów było wiele trudnych momentów.

[b]Mieli państwo twardego przeciwnika.[/b]

To prawda. Prezes Streżyńska wie, czego chce od operatorów, i bardzo konsekwentnie te oczekiwania egzekwuje.

[b]Jakie korzyści wynikają z porozumienia oprócz tego, że TP uniknęła podziału?[/b]

Korzyści są dla klienta, OA i TP. Klient może liczyć na obniżkę cen usług internetowych w następstwie zmiany sposobu ich ustalania. OA mają zapewnioną stabilizację prowadzenia biznesu poprzez zakończenie okresu niepewności regulacyjnej wynikającej z licznych sporów. TP ma zagwarantowane stawki, po jakich sprzedaje usługi hurtowe OA. Zakończyliśmy ponad 200 sporów sądowych, ale jako prawnik nie wiem, czy powinienem się tym chwalić. Przypominam sobie bowiem znany kawał, jak to syn prawnik pochwalił się ojcu prawnikowi, że zakończył wreszcie długo ciągnącą się sprawę. Ojciec go za to zganił: „Synu, ja i mój ojciec z tej sprawy żyliśmy, a ty w dwa lata ją skończyłeś!”.

[b]Skoro pan żartuje, to znaczy, że w kwestii porozumienia można już odetchnąć z ulgą?[/b]

Niestety, nie można. Nie było łatwo przygotować porozumienie, ale jego prawidłowa realizacja również jest wyzwaniem. Pojawia się mnóstwo trudnych zagadnień do rozwiązania. Posuwamy się jednak do przodu i za chwilę minie pół roku od jego podpisania.

[b]Z jak dużym zespołem pan pracuje?[/b]

Blisko stuosobowym.

[b]To nie tylko prawnicy?[/b]

Nie. Oprócz prawników również inżynierowie, ekonomiści, finansiści, osoby zajmujące się kalkulacją i analizą kosztów. W skład pionu współpracy regulacyjnej, którym kieruję, wchodzą cztery departamenty. Zajmują się postępowaniami prawnymi i legislacją, strategią i analizami, rachunkowością regulacyjną, wreszcie wyznaczaniem cen usług. Pracujący w nich ludzie to fachowcy o unikatowej, bardzo często specjalistycznej, nawet w skali kraju, wiedzy. Dzięki ich umiejętnościom i ciężkiej pracy mogliśmy sporo osiągnąć – chciałbym im teraz za to podziękować.

[b]Co jest najtrudniejsze w byciu firmowym prawnikiem?[/b]

Nie wiem, czy to najtrudniejsze, ale niewątpliwie prawnik firmowy musi się doskonale orientować w dziedzinie, w której mu przyszło funkcjonować. Znajomość wyłącznie przepisów prawa już nie wystarcza – trzeba też poznać np. rozwiązania technologiczne czy finansowe. W przeciwnym razie prawnik nie będzie potrafił profesjonalnie rozmawiać z ludźmi, którzy w firmie zajmują się tymi sprawami. Ale chyba w tym kierunku zmierzają także reformy dotyczące zawodów prawni-czych, gdzie zwraca się uwagę na konieczność specjalizacji.

[b]Zanim został pan radcą prawnym, ukończył pan aplikację sędziowską. Nie chciał pan zostać sędzią?[/b]

Myślałem o tym całkiem poważnie, ale jak to w życiu bywa, stało się inaczej. Byłem już wtedy na uczelni asystentem, a niedługo poźniej wyjechałem do USA na stypendium naukowe organizowane przez Georgetown w Waszyngtonie. Po powrocie zacząłem już pracę jako radca prawny.

[b]Rozmawiamy dużo o pana pracy w TP, ale przecież bardzo aktywnie działa pan naukowo. Jest pan profesorem rzeszowskiej uczelni. Jak to się stało, że ekspert w dziedzinie prawa telekomunikacyjnego wykłada procedurę karną?[/b]

To długa historia, bo zaczęła się ponad 20 lat temu. Będąc jeszcze na studiach, rozpocząłem pracę w charakterze asystenta w Zakładzie Postępowania Karnego. Później zrobiłem doktorat i habilitację na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Przede wszystkim jednak ja po prostu lubię procedurę karną, tak samo jak prawo telekomunikacyjne. Okazuje się, że istnieją wspólne zagadnienia dla tych dwóch, rzeczywiście dość odległych, dziedzin prawa – m.in. w zakresie przestępczości telekomunikacyjnej.

[b]Jest już po sesji egzaminacyjnej. Postawił pan dużo dwój?[/b]

Trochę postawiłem, ale chyba i tak jestem zbyt miękki. Chciałbym, aby studenci nie traktowali studiów tylko jako środka umożliwiającego im wyłącznie zdobycie dyplomu. Dzisiaj dyplom już nie wystarcza na bardzo konkurencyjnym rynku. Liczy się konkretna wiedza i umiejętności.

[b]Między firmą a uczelnią znajduje pan jeszcze czas na działalność w samorządzie telekomunikacyjnym – jest pan wiceprezesem Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, działa pan w grupach roboczych. Po co to panu?[/b]

Izba jest doskonałym forum wymiany poglądów środowiska. Zdecydowanie łatwiej przedstawiać stanowisko jako PIIiT niż jako indywidualny, nawet największy na rynku operator. Wiele jest spraw wspólnych dla całego rynku, np. nowele prawa telekomunikacyjnego czy realizacja obowiązków operatorów na rzecz obronności i bezpieczeństwa państwa. Wymaga to jednak aktywnego uczestnictwa zarówno w pracach rządowych, jak i parlamentarnych.

[b]Ciężko bywa z tym wspólnym stanowiskiem? Przecież na co dzień jesteście konkurentami.[/b]

Nie jest tak źle. Zawsze staramy się dojść do kompromisu, a jeżeli się to nie udaje, to stanowiskiem PIIiT jest pogląd większości, a pozostałe poglądy są przedstawiane jako zdanie odrębne.

[b]A jak się pan oderwie od firmy, uczelni i samorządu, to co pan robi w wolnym czasie?[/b]

Moje hobby to żeglarstwo i narciarstwo. Lubię także podróże i dobre książki.

[b]Co pan ostatnio czytał?[/b]

Raczej słuchałem. Dojazd do pracy zajmuje mi sporo czasu, przerzuciłem się więc na audiobooki. Ostatnio był to „Idiota”. To chyba pod wpływem Dostojewskiego pomyślałem sobie ostatnio, aby jakiś weekend spędzić w Petersburgu.

[i]W jutrzejszym numerze „Rz” rozmowa z mec. Marią Pertek[/i]

[b]W grupie TP pracuje pan zaledwie trzy lata, wcześniej był pan kojarzony raczej z telefonią komórkową. Przejście ze świata komórkowego do TP-sowego niektórzy postrzegaliby jako zasilenie szeregów wroga.[/b]

Maciej Rogalski: Wcześniej rzeczywiście pracowałem głównie na rzecz telefonii komórkowej – przez prawie siedem lat kierowałem departamentem prawnym Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora sieci Era, a przez pięć lat byłem zastępcą dyrektora generalnego PTC Era. W grupie TP też zaczynałem od komórek – byłem najpierw dyrektorem pionu prawno-regulacyjnego PTK Orange. W sumie nazbierało się już 13 lat pracy jako firmowy prawnik w sektorze telekomunikacyjnym. Przeszedłem do TP, bo w dobrym czasie dostałem dobrą propozycję.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Aktywizm sędziowski budzi się po drugiej stronie barykady
Opinie Prawne
Joanna Raglewska, Janusz Raglewski: Kilka uwag w kwestii nowelizacji przepadku pojazdu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Negocjacje pokojowe Donalda Trumpa. Ale co ze zbrodniami Putina?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sprawa MTK symptomem głębszego kryzysu
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Demokracja walcząca walczy zawzięcie. Teraz także w USA