Dercz: Dziecko jest ?petentem służby zdrowia

Analizując aktywność Rzecznika Praw Dziecka, można dojść do wniosku, że sprawy prawa dzieci do „szczególnej” opieki zdrowotnej zapewnionej przez władze publiczne nie cieszą się jego „szczególnym” zainteresowaniem – pisze ekspert dr Maciej Dercz.

Publikacja: 12.07.2013 08:46

Dercz: Dziecko jest ?petentem służby zdrowia

Foto: Fotorzepa/Piotr Nowak

Red

Zadłużone i zaciekle konkurujące między sobą szpitale publiczne, niezadowolony z zarobków i nadmiaru pracy personel medyczny, NFZ narzekający na brak środków, w efekcie oszczędzania ma ich "nadwyżkę", i na końcu pacjent – zagubiony w gąszczu niespójnych przepisów z receptą na leki na 100 proc. w ręku i z dylematem – leczyć zdrowie czy "portfel". To aktualny obraz polskiej "służby zdrowia". Zadowolony z siebie resort zdrowia zapowiada kolejne "reformy". Tylko nieliczni niezależni eksperci obserwują systematycznie narastającą różnicę między potrzebami zdrowotnymi pacjentów a realnymi możliwościami ich zaspokojenia.

Zapaść w ochronie zdrowia nie jest jednak spowodowana tylko przez polityków. Nasze społeczeństwo nie interesuje się, wzorem krajów "starej" unii – programami wyborczymi, w których pomysł na rozwiązanie permanentnego kryzysu w ochronie zdrowia winien odgrywać kluczową rolę. Partie polityczne tą prawidłowość poznały i zajmują się już tylko administrowaniem a nie naprawą funkcjonowania państwa.

Problem mało istotny

Są jednak określone grupy ludzi, które nie powinny cierpieć przez niefrasobliwość większości wyborców. Konstytucja RP w art. 68 ust. 3 zobowiązuje bowiem władze publiczne do zapewnienia szczególnej opieki: dzieciom, kobietom ciężarnym, niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku. Dla lepszego wprowadzenia do zagadnienia, od razu wyjaśnię, że pod pojęciem "szczególnego" obowiązku zapewnienia opieki zdrowotnej ustawodawca nie rozumiał "szczególnej" dyskryminacji lub względem tych grup "szczególnych" oszczędności.

Ze wspomnianej grupy osób, werbalnie wyróżnionych przez Konstytucję RP, najsłabszą i najbardziej pokrzywdzoną w ochronie zdrowia część społeczeństwa stanowią obecnie dzieci. Nie tylko nie ma żadnego "szczególnego" sytemu opieki zdrowotnej nad dziećmi, ale pozostawiono tę grupę wiekową bez wsparcia władz publicznych, w zasadzie tylko na łasce najbliższej rodziny. Dzieci, jako grupa wiekowa zostały tylko raz przez ustawodawcę w pewien sposób "szczególnie" wyróżnione, bowiem powołano osobną instytucję, mającą stać na straży przestrzegania ich praw – Rzecznika Praw Dziecka.

Analizując jednak aktywność Rzecznika Praw Dziecka, bowiem to on ma konstytucyjny obowiązek monitorowania należytej ochrony zdrowia dzieci – można dojść do wniosku, że sprawy prawa dzieci do "szczególnej" opieki zdrowotnej zapewnionej przez władze publiczne nie cieszą się jego "szczególnym" zainteresowaniem. Stanowią one bowiem w 2012 r. tylko ok. 3 proc. rozpatrywanych przez niego spraw. Jego uwagi o przestrzeganiu praw dzieci w odniesieniu do ochrony zdrowia zawarte w raportach składanych do Sejmu za 2011 i 2012 r. są niemal identyczne. Wygląda to tak, jakby ktoś zastosował manewr "kopiuj/wklej" i powielił uwagi za poprzedni rok. Czyżby nic nowego w tym temacie nie było do zrobienia.

Chciałbym się mylić, ale niewiele z wystąpień "zdrowotnych" rzecznika odniosło oczekiwany przez dzieci efekt w postaci pozytywnych dla nich zmian organizacyjnych lub korzystnych dla nich przesunięć finansowych środków NFZ lub środków budżetu państwa. W odpowiedziach na swoje wystąpienia rzecznik często ma zapowiedziane "z troską" zajęcie się przez ministra zdrowia sprawą. Niestety okazuje się, że na owej "trosce" aktywność "urzędnicza" się kończy. Po instytucji mającej w dobie kryzysu duży i wciąż podnoszony budżet, zatrudniającej licznych fachowców, należałoby oczekiwać zdecydowanie więcej sukcesów. Chyba, że miarą tych sukcesów jest nie efekt prozdrowotny dla dzieci, a tylko ilość zapełnionego atramentem papieru.

Zwykli świadczeniobiorcy

A prawda jest następująca – dzieci, tak jak dorosła część naszego społeczeństwa, coraz mniej traktowani są jak mający swoje prawa pacjenci, a stali się tylko świadczeniobiorcami, którym można świadczenia ograniczać. Jednak przy skali potrzeb tej grupy wiekowej, każda pseudooszczędność rodzi nieodwracalne skutki zdrowotne dla niewłaściwie zaopatrzonego zdrowotnie dziecka. Wobec skali zaniechań jakie już stały się faktem, np. w stomatologii, badaniach przesiewowych (m.in. wad postawy, wzroku, serca), zaniedbaniu szczepień profilaktycznych – bardziej adekwatne wobec tej grupy wiekowej staje się określenie – "sieroty" NFZ.

Co prawda, po latach takiej "radosnej" twórczości Fundusz się ocknął i dostrzegł fatalną sytuację w opiece dentystycznej nad dziećmi. Jednak nie tylko "zęby" są bolączką tej grupy wiekowej. Cała reszta organizmu dziecka wymaga także pomocy medycznej i wsparcia w tym zakresie przez władze publiczne.

Nie ma już czasu na lekkie "przesunięcia" w budżecie NFZ, bowiem konieczne są natychmiastowe systemowe działania ratunkowe.

Jest coraz gorzej

Zagubieni w gąszczu niespójnych przepisów rodzice i opiekunowie są bezradni wobec machiny biurokratycznej i bałaganu kompetencyjnego we władzach publicznych. Znacznej ich części nie stać na wizyty prywatne ani na serwowane im przez lekarzy z ostrożności recepty za 100 prac. odpłatnością. Stan zdrowotny dziecka stopniowo się pogarsza i, zamiast ambulatoryjnej, konieczna staje się opieka szpitalna.

System medycyny szkolnej przegrał z koncepcją tzw. medycyny rodzinnej. Pediatra powoli staje się specjalnością "wymierającą". Patrząc po efektach – to nie jest najwłaściwsza droga. Brak wyobraźni powoduje, że nie widzimy, że nie leczone najnowocześniejszymi metodami i lekami dziecko przyniesie budżetowi NFZ i państwu w przyszłości, jako kaleki dorosły jeszcze większy kłopot finansowy. Tę prostą prawidłowość rozumieją kraje skandynawskie, Niemcy, Austria, Belgia czy Holandia. Rodzice i opiekunowie prawni żyjących tam dzieci mają rządowe lub samorządowe wsparcie organizacyjno-instytucjonalne w postaci gabinetów lub poradni publicznych zapewniających małym pacjentom nie tylko profilaktykę, ale i odpowiednie leczenie w przypadku zachorowania. W tych cywilizowanych państwach nie traktuje się wydatków na zdrowie dzieci jako marnotrawienia publicznych pieniędzy, ale jako inwestycję w przyszłość narodu. Wzorujmy się na nich i zacznijmy wreszcie: monitorować sytuację zdrowotną dzieci, prowadzić promocję zdrowia i edukację zdrowotną, prowadzić powszechne badania przesiewowe i profilaktyczne.

Zamiast ratunkowych przesunięć finansowych w budżecie NFZ winno nastąpić wyodrębnienie dzieci z systemu tzw. powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego i przejęcie zadania zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej nad nimi przez samorząd terytorialny. To, co wówczas zostanie w budżecie NFZ może wystarczy na dorosłych "świadczeniobiorców" i pozwoli bez zwiększania składki zdrowotnej zapewnić im ciut lepsze świadczenia.

Wydzielone w budżecie państwa w ramach działu ochrona zdrowia, środki finansowe przeznaczone winny być m.in. na utworzenie i bieżące finansowanie powszechnie obowiązującego Narodowego Programu Profilaktycznego dla Dzieci oraz na przygotowanie i wdrożenie Zintegrowanego Systemu Ochrony Zdrowia Dzieci obejmującego promocję zdrowia, edukację zdrowotną, odżywianie, profilaktykę zagrożeń i chorób, badania przesiewowe i zapobieganie przemocy oraz dostosowaną do potrzeb uczniów kompleksową opiekę diagnostyczno-leczniczą i rehabilitacyjną z korektywą i orzecznictwem dla potrzeb ucznia i szkoły, w tym całkowicie obecnie zaniedbaną sferę orzekania w sprawie wychowania fizycznego i sportu.

Odnowione winny zostać także istniejące kiedyś struktury organizacyjne opieki nad dziećmi w wieku do 7 lat. Całość tych rozwiązań organizacyjnych winna zostać zapisana w odrębnej ustawie o szczególnej formie opieki zdrowotnej nad dziećmi.

Zadania z zakresu zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom winny zostać, jako zadanie administracji rządowej, zlecone ustawowo wraz z przekazaniem stosownych środków, do wykonania gminom i powiatom. Odtworzone gabinety i poradnie z lekarzem pediatrą i pielęgniarką szkolną winny działać na rzecz kilku placówek oświatowych, a może nawet na rzecz kilku gmin. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby rolę publicznych jednostek opieki zdrowotnej nad dziećmi mogły wypełniać, chcące realizować publiczne zadania, prywatne podmioty lecznicze. Jednym z potencjalnych pomysłów organizacyjnych mogłoby być np. poszerzenie zakresu kompetencji Powiatowych Centrów Pomocy Rodzinie o sprawy zdrowia.

Reforma potrzebna

Podsumowując – nie możemy dalej udawać, że wszystko w opiece zdrowotnej nad dziećmi jest prawidłowe, bowiem funkcjonowanie obecnego "systemu" nie tylko nie zapewnia opieki zdrowotnej nad dzieckiem w stopniu podstawowym, lecz w wielu aspektach nie spełnia także wymagań minimalnych.

Podejmijmy zatem jako społeczeństwo choć raz wspólny ponad podziałami trud stworzenia, opartego na rzetelnych danych epidemiologicznych i statystycznych, szczególnego, uwzględniającego potrzeby rozwojowe dziecka i jego zasadniczą rolę w rodzinie – Zintegrowanego Systemu Opieki Zdrowotnej nad Dziećmi.

Jestem pewien, że to nam, jako społeczeństwu dumnemu ze swoich dzieci, przyniesie w przyszłości same korzyści cywilizacyjne, z finansowymi włącznie.

CV

dr Maciej Dercz jest dyrektorem Instytutu Organizacji Ochrony Zdrowia, redaktorem naukowym "Prawa Publicznego Ochrony Zdrowia".

Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Długi weekend konstytucyjny
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Konstytucja 3 maja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Przedsiębiorcy niczym luddyści
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Szef Służby Więziennej w roli kozła ofiarnego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Gutowski, Kardas: Ryzyka planu na neosędziów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne