Wydawałam wątpliwe wyroki

?Teresa Romer, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku

Publikacja: 05.02.2014 11:59

Teresa Romer

Teresa Romer

Foto: Fotorzepa, Dariusz Golik Dariusz Golik

Rz: Podobno sądziła pani już jako dziecko...

Teresa Romer: Sadzałam przy stole pluszowe zabawki i kota, brałam kodeksy ojca i sądziłam całe to towarzystwo... Działo się to podczas okupacji. Naśladowałam ojca, który prowadził rodzaj sądu polubownego dla warszawskich cukierników.

Jak zorganizował taki sąd?

Mój ojciec był obrońcą karnym i wojskowym. W czasie okupacji w Warszawie spotkał adiutanta jeszcze z wojny polsko-bolszewickiej. Był jednym z warszawskich cukierników, którzy mieli swoje problemy prawne, a nie chcieli zwracać się do sądów okupacyjnych. Poprosili ojca, aby pomagał im rozstrzygać problemy polubownie. Takie „sądy" odbywały się  w naszym mieszkaniu.

Więc chyba nie miała pani wyboru, musiała zostać sędzią...

Po studiach miałam pewność, że wybiorę aplikację sądową. I wybrałam. Zaczęłam orzekać jako asesor, a potem sędzia w Gdańsku i w Sopocie. Potem w sądzie w Lipinach Śląskich i Zabrzu. Ze względu na pracę męża przenieśliśmy się do Łodzi. Było tam tylko miejsce w okręgowym sądzie ubezpieczeń społecznych. Wówczas drugą instancją był Trybunał Ubezpieczeń Społecznych. Szybko zaczęłam być delegowana do orzekania w Trybunale. Po pewnym czasie dostałam nominację na sędziego Trybunału.

Ile miała pani wtedy lat?

Około trzydziestu. W Trybunale w tym czasie było wielu sędziów przedwojennych. Sądy ubezpieczeń społecznych, a szczególnie Trybunał, dawały im swoiste schronienie, bo za działalność polityczną i udział w AK byli źle widziani w sądach powszechnych.

Dlatego, że sprawy ubezpieczeń społecznych były mało polityczne?

Tak. Chociaż czasem były – gdy zasądzaliśmy pieniądze na renty i emerytury np. byłym działaczom podziemia. Wskutek reorganizacji systemu sądownictwa Trybunał Ubezpieczeń Społecznych zlikwidowano. Wróciłam do okręgowego sądu pracy i ubezpieczeń społecznych.

Kiedy zetknęła się pani podczas orzekania z polityką?

Po strajkach w Ursusie. Uczestnicy byli zwalniani bez wypowiedzenia. Przysługiwało im odwołanie do sądu pracy. Prezes sądu poinformował nas, że nie należy przywracać robotników do pracy, a gdyby komuś „przyszło do głowy co innego", to przed wydaniem wyroku powinien się z nim skontaktować. Jedna z takich spraw trafiła do mnie. Orzekałam z dwoma ławnikami, którzy mogli mnie przegłosować. Byłam gotowa na zdanie odrębne, ale ławnicy tylko zapytali, czy można orzec przywrócenie do pracy. Powiedziałam, że można. Gdy wychodziliśmy po ogłoszeniu wyroku z sali, na korytarzu czekał na nas tłum robotników. Bardzo nam dziękowali.

Nie było konsekwencji?

Były. Następnego dnia do prezesa sądu przyszła cała dyrekcja Ursusa. Ale wyrok już zapadł. Po kilku podobnych orzeczeniach moje biurko zostało przeniesione do wydziału ubezpieczeń społecznych. To nie była dla mnie kara, ale sądzenia spraw z prawa pracy bardzo mi brakowało.

Tam orzekała pani do końca PRL?

Aż do 1989 r. Zachowałam piękną opinię na mój temat: „Wydawała w pewnych okresach wyroki budzące wątpliwości co do ich zgodności z interesem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, ale reprezentuje taki poziom wiedzy, że może orzekać ?w wydziale ubezpieczeń społecznych". Po 1989 r. zostałam sędzią Sądu Najwyższego.

Zasłynęła też pani jako współzałożycielka Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Skąd pomysł?

Inspiracją byli niemieccy sędziowie. Jeszcze w PRL przyjechali do Polski. Starano się uniemożliwiać im kontakty ?z tzw. nieprawomyślnymi sędziami, ale zażądali spotkania ze wszystkimi. W ministerstwie była przygotowana lista sędziów, którzy mieli jechać z rewizytą. Koledzy niemieccy przedstawili swoją na podstawie naszych wypowiedzi. Udało się załatwić wyjazd, choć ministerstwo odmówiło nam pomocy. W Niemczech zetknęliśmy się z działalnością stowarzyszenia sędziów. ?I w drodze powrotnej padła propozycja założenia  podobnego u nas.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Rz: Podobno sądziła pani już jako dziecko...

Teresa Romer: Sadzałam przy stole pluszowe zabawki i kota, brałam kodeksy ojca i sądziłam całe to towarzystwo... Działo się to podczas okupacji. Naśladowałam ojca, który prowadził rodzaj sądu polubownego dla warszawskich cukierników.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie