Rz: Podobno sądziła pani już jako dziecko...
Teresa Romer: Sadzałam przy stole pluszowe zabawki i kota, brałam kodeksy ojca i sądziłam całe to towarzystwo... Działo się to podczas okupacji. Naśladowałam ojca, który prowadził rodzaj sądu polubownego dla warszawskich cukierników.
Jak zorganizował taki sąd?
Mój ojciec był obrońcą karnym i wojskowym. W czasie okupacji w Warszawie spotkał adiutanta jeszcze z wojny polsko-bolszewickiej. Był jednym z warszawskich cukierników, którzy mieli swoje problemy prawne, a nie chcieli zwracać się do sądów okupacyjnych. Poprosili ojca, aby pomagał im rozstrzygać problemy polubownie. Takie „sądy" odbywały się w naszym mieszkaniu.
Więc chyba nie miała pani wyboru, musiała zostać sędzią...