„Dla nich prawo boskie jest ważniejsze niż prawo ludzkie". „To niebywałe!" – krzyczy red. Olejnik. „Czy żyjemy w kraju świeckim czy katolickim?" - pyta, „Czy zgwałcona kobieta musi żebrać o litość" – szokuje. By zaraz dojść do wniosku: „Jeżeli ktoś uważa, że prawo stanowione nie ma dla niego żadnego znaczenia, to może zmienić zawód, nie trzeba być lekarzem". I jeszcze na koniec: „Polska to kraj chorych ludzi".
Mocne słowa, chciałoby się powiedzieć. Tylko budowane konstrukcje pokazują, że pani redaktor ledwie otarła się o tak emocjonalnie komentowany temat.
Bo wolności sumienia - w istocie na tę wartość powołują się lekarze, podpisujący deklaracje - żaden rząd, parlament, nie może zadekretować. To prawo naturalne, pierwotne dla każdego z nas. Państwo może je afirmować, bądź nie. Demokratyczne czyni to w konstytucji.
Nie można zatem - idąc tropem argumentacji redaktor Olejnik – zmusić lekarza do dokonania aborcji, czy działań sprzecznych z jego sumieniem. W przypadku lekarzy wolność ta jest jednak jednocześnie ograniczona zagrożeniem zdrowia czy życia pacjenta. Jest to wyraźnie uregulowane m.in. ustawie o zawodzie lekarze, i nie budzi żadnych wątpliwości. Dlatego odpowiedź na pytania red. Olejnik „czy lekarz Jehowa powinien odmówić przeprowadzenia transfuzji krwi pacjenta" wydaje się być oczywista.
Co więcej wolność ta dotyczy nie tylko lekarzy, ale nas wszystkich, również pani redaktor. Pani Olejnik również ma „boskie prawo", powołując się właśnie na własne sumienie, odmówić wykonania polecenia swojego szefa, jeżeli budzi w niej to opory etyczne, moralne. Oporów takich może natomiast nie mieć jej redakcyjny kolega.