Rzecz w tym, że to jest już obecnie możliwe, aktorka, felietonistka, nie odkrywa nowego tutaj dobra osobistego, ale procesy nietuzinkowych postaci, z pewnością upowszechniają wiedzę na ten temat kwestii o które spór się toczy. A ten należy do najciekawszych.
W pełnym swady tekście, by nie powiedzieć emocji, co zresztą zrozumiałe, pisze Szczepkowska w weekendowej „Rzeczpospolitej " (w tekście „Fakt może zabić") o szarganiu nazwiska jej dziadka:
- Rok temu napisałam książkę, to próba pokazania prawdziwej historii polskiej rodziny, i nagle, w wakacyjną posuchę ploteczek, dzwoni do mnie dziennikarz „Faktu", pytając czy napisałam o molestowaniu seksualnym przez dziadka. Odpowiedziałam, że książka nie jest o tym, napisałam coś o swoim dziadku Szczepkowskim, delikatnie, nie do końca jasno, co wrażliwy czytelnik może zrozumieć, ale nie musi. Prosiłam dziennikarza aby nie robił plotkarskiego szumu na temat „molestowania przez dziadka", bo będzie to miało fatalne skutki. W większości opinii publicznej kojarzę się z dziadkiem Janem Parandowskim, przekonywałam, że jest niebezpieczeństwo, że ten wielki pisarz zostanie skojarzony z czymś, o czym by nawet nie pomyślał. Następnego dnia wyszedł numer „Faktu" z moim zdjęciem i nagłówkiem: „Dziadziuś wsadził mi rękę w majtki". Publicznie włożono mi w usta słowa, których nigdy nie wypowiedziałam i nie chciałabym wypowiedzieć.
Aktorka zapowiada, że będzie w procesach z mediami wykuwać nowe dobro osobistego, i realną dla niego ochronę, chce mianowicie wykazywać, że „każdy, kto żyje poważnie, ma prawo do szanowania powagi nazwiska".
Czy Szczepkowska wyważa już otwarte drzwi? To jak bowiem nazwiemy dobro nie ma większego znaczenia. Obrona dobrego imienia jest elementem większości procesów cywilnych o ochronę dóbr osobistych czy karnych o zniesławienie. Ważna jest odpowiedź na pytanie czyje dobro zostało naruszone i czyje dobro ma być chronione. Autorki? Jej dziadka, którego sama posądziła o pomawiające czyny, czy drugiego dziadka, któremu te czyny mogły być przez czytelnika przypisane. Nie ma dobra ogólnego, wspólnego dla rodziny, dla pokolenia, czy osób noszących dane nazwisko. Tylko ten kogo dobra naruszono ma legitymację do wystąpienia z roszczeniami. Dziadkowie nie żyją, w grę w chodzi bądź dobre imię, cześć autorki – ale tu chyba nie o nią chodzi, bądź kult pamięci autorki po dziadku (dziadkach). To też jej dobro osobiste.