Podczas procesu w małym miasteczku na południu stanu Missisipi pełnomocnik prokuratora wezwał swojego pierwszego świadka – starszą kobietę. Zbliżył się do niej i zapytał: – Pani Jones, czy pani mnie zna?
Kobieta odpowiedziała: – Tak, znam pana, panie Williams. Znam pana, odkąd był pan małym chłopcem, i, szczerze, jest pan dla mnie wielkim rozczarowaniem. Pan kłamie, zdradza żonę, manipuluje ludźmi i obgaduje ich za plecami. Myśli pan, że jest wielkim paniczem, jednak nie potrafi pan sobie zdać sprawy z tego, że nigdy nie będzie nikim więcej niż marnym gryzipiórkiem. Tak, znam pana.
Powinienem odpowiedzieć na tytułowe pytanie bardzo poważnie, zaczerpnąć powietrza i zrobić poważną minę. Kontynuuję jednak historię o starszej pani z Missisipi, którą może znacie, a może nie. Prawnika zamurowało. Nie wiedząc, co począć, wskazał na drugą stronę sali i spytał: – Pani Jones, czy zna pani pełnomocnika obrony?
Kobieta znów rozpoczęła tyradę: – Tak, znam również pana Bradleya, odkąd był młodzieńcem. Jest leniwym bigotem z problemem alkoholowym. Nie potrafi zbudować normalnego związku z kimkolwiek, a jego kancelaria prawna jest jedną z najgorszych w całym stanie. Nie wspomnę już o tym, że zdradzał swoją żonę z trzema różnymi kobietami. Jedną z nich była pana żona. Tak, znam go. Pełnomocnik obrony zamarł. Sędzia poprosił obu pełnomocników do swego stołu i stonowanym, cichym głosem powiedział: – Jeśli którykolwiek z was, idiotów, spyta ją, czy mnie zna, wyślę was obu na krzesło elektryczne.
Co wynika z tej historii? Po pierwsze, nie wiemy, czy fakty i opinie przedstawione przez starszą panią były zgodne z prawdą. Po drugie, jeśli nawet były prawdziwe, to prawnicy o takich kwalifikacjach moralnych i zawodowych, jakie wymieniła, stanowią z pewnością mniejszość wśród wszystkich przedstawicieli tego zawodu. Po trzecie, dobrze by było, aby nawet taka mniejszość nie istniała i nie miała wpływu na stosunki pomiędzy ludźmi, firmami, instytucjami, organizacjami i państwami, a więc na kształt świata, w którym żyjemy.