Jak zmienić stereotyp skorumpowanego lekarza

Mając już własne standardy, firmy medyczne i służba zdrowia mogłyby przeciwstawić się przeregulowaniom ?w przepisach antykorupcyjnych – zwraca uwagę ekspert Grzegorz Makowski.

Publikacja: 15.10.2014 03:00

Sprawa zatrzymanego przez CBA doktora G. skupiła uwagę opinii publicznej na problemie korupcji w świ

Sprawa zatrzymanego przez CBA doktora G. skupiła uwagę opinii publicznej na problemie korupcji w świecie lekarskim

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Pracownicy służby zdrowia, a w szczególności lekarze i pielęgniarki, niewątpliwie należą do zawodów zaufania publicznego. Niestety, czy to nam się podoba czy nie, w oczach polskiego społeczeństwa nie cieszą się najlepszą opinią. Silne jest od wielu lat przekonanie większości Polaków o częstej korupcji w tych zawodach. Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) regularnie, od lat zadaje pytania o korupcję w Polsce i jej główne obszary. Polityka i służba zdrowia właśnie są w czołówce. W 2004 roku na służbę zdrowia jako istotny obszar ryzyka korupcji wskazało 37 proc. respondentów, w 2007 r. było to już 58 proc., a w 2013 r. 53 proc.

Moc sprawcza stereotypu

Opinia społeczna nie musi odzwierciedlać rzeczywistości. Służba zdrowia zapewne nie jest tak bardzo obciążona tym problemem, jak się wydaje przeciętnemu Polakowi. Ale też daleko jej jeszcze do najwyższych standardów przejrzystości. Niemniej przekonania, opinie, postawy czy stereotypy, choć nie muszą opierać się na faktach, same są zdolne do tworzenia rzeczywistości. Mogliśmy tego doświadczyć, gdy w 2006 r. do życia powołano Centralne Biuro Antykorupcyjne. Wśród pierwszych „grup docelowych" tej instytucji znaleźli się lekarze. Jedna z pierwszych, pokazowych akcji CBA objęła ordynatora kliniki kardiochirurgii szpitala MSWiA.  Po jego aresztowaniu drastycznie spadła liczba przeszczepów w całym kraju. Skutki wówczas domniemanej tylko korupcji i reakcji na nią okazały się więc jak najbardziej rzeczywiste.

Zresztą asumpt do utworzenia CBA i jego początkowych, kontrowersyjnych działań dało właśnie silne przekonanie społeczne, że służba zdrowia jest przeżarta korupcją. Ostatecznie  CBA wiele korupcji w niej nie znalazło (w 2010 r. zaledwie 12 proc. jego postępowań dotyczyło korupcji w służbie zdrowia), ale przekonanie, że lekarze i inni pracownicy tego sektora są skorumpowani, utrwaliło się.

Skazani na poprawę

Stereotyp skorumpowanego lekarza czy pielęgniarki może być niesprawiedliwy, ale jest faktem – istnieje w świadomości ludzi. Środowisko powinno więc podejmować wysiłki, żeby zmienić ten pogląd, nie tylko po to, żeby uchronić się przed kolejnymi atakami służb specjalnych, ale też, żeby budować lepszy własny wizerunek i relacje ze społeczeństwem.

Stereotyp skorumpowanego lekarza może być niesłuszny, ale istnieje w świadomości społecznej

Lepszy wizerunek musi też mieć realne podstawy, więc działania w tym kierunku będą wcześniej czy później wymuszać też faktyczne zmiany w standardach pracy lekarzy, innych pracowników służby zdrowia i całych instytucji. Niestety, samorząd lekarski boi się publicznej debaty na ten temat. Wyrazem tego jest chociażby stanowisko Naczelnej Izby Lekarskiej z 19 września, że funkcjonujące już w środowisku standardy (np. kodeks etyki lekarskiej) są całkowicie wystarczające i nie potrzeba żadnych innych rozwiązań.

Tymczasem kolejne inicjatywy samoregulacyjne zmierzające do pokazania, że to środowisko jest transparentne, są jak najbardziej potrzebne. Przykład to kodeks Europejskiej Federacji Przemysłu i Stowarzyszeń Farmaceutycznych (EFPIA), w Polsce promowany i wdrażany przez Związek Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA (http://infarma.pl/kodeksy). Nakazuje on firmom ujawnianie korzyści (np. wsparcia udziału w konferencjach) przekazywanych lekarzom i innym pracownikom medycznym. Kodeks będzie obowiązywać od 2015 r. i stosować go mają wszystkie największe międzynarodowe koncerny w Polsce. Kosztem cząstki prywatności pozwala zarówno lekarzom, jak i firmom farmaceutycznym osłabić odium podejrzeń o wątpliwe relacje między nimi. To cenna inicjatywa, wyjątkowa, bo nie ma podobnych działań w innych obszarach, które również angażują środki publiczne i są obciążone dużym ryzykiem korupcji (np. inwestycje w infrastrukturę drogową czy projekty informatyczne), ale nie skłaniają koncernów budowlanych czy firm IT do przyjmowania paktów przejrzystości starań o zamówienia publiczne).

Na świecie presja jest większa

Kodeks EFPIA ma też inną zaletę: pozwala wyjść naprzeciw czemuś, co może niebawem stać się udziałem Polski, mianowicie ustawowej regulacji kwestii ujawniania przepływów między pracownikami publicznej służby zdrowia a firmami dostarczającymi usługi i produkty medyczne. Już dziś mamy tego próbkę w postaci uchwalonej w sierpniu 2014 r. nowelizacji ustawy o konsultantach w ochronie zdrowia. Nowe przepisy nakazują składanie konsultantom oświadczeń zawierających m.in. informację o korzyściach majątkowych, których wartość przekracza 380 zł, otrzymywanych od firm działających w branży medycznej. Imienne oświadczenia są umieszczane w Biuletynie Informacji Publicznej i podlegają kontroli CBA. Zmiana ta wywołała sprzeciw i oskarżenia, że jest zbyt daleko idąca. Mylą się jednak ci, którzy twierdzą, że to przepisy bardziej restrykcyjne niż gdziekolwiek na świecie. W wielu krajach presja, żeby ujawniać relacje między lekarzami i innymi pracownikami publicznych systemów ochrony zdrowia, jest o wiele większa, a regulacje idą o wiele dalej.

Niedawno temu w Ameryce

Liderem są Stany Zjednoczone. W 2013 r. w życie weszła tam ustawa Patient Protection and Affordable Care Act (tzw.  Sunshine Act) nakazująca firmom medycznym (dostarczającym zarówno leki, jak i sprzęt i akcesoria medyczne) ujawnianie wszelkich korzyści przekazywanych bądź to lekarzom i innym pracownikom służby zdrowia, bądź szpitalom akademickim. Obowiązek obejmuje firmy, które korzystają z pieniędzy federalnych programów ochrony zdrowia, takich jak MedicAid czy MediCare. W internetowym rejestrze od 2014 r. wykazywane są wszystkie korzyści o wartości przekraczającej kwotę 10 dol., jeśli ich suma przekroczy kwotę 100 dol. (z paroma wyjątkami dotyczącymi np. próbek leków i materiałów edukacyjnych przekazywanych pacjentom).

Rejestr jest publiczny i zawiera dane osób wraz z kwotami, które otrzymały. Firmy mają obowiązek ewidencjonowania wpłat. Pracownicy służby zdrowia mają możliwość rewizji i korekty danych przed ich publikacją. Celem tej ustawy było stworzenie systemu, który uczyni relacje pracowników służby zdrowia z przemysłem medycznym bardziej transparentnymi i odpornymi na korupcję, ale też wymusi bardziej racjonalne gospodarowanie pieniędzmi przekazywanymi na opiekę zdrowotną. Ten argument stał się tym istotniejszy, że w wyniku reformy „ObamaCare" do systemu publicznej służby zdrowia w USA trafia więcej pieniędzy podatników.

Sunshine Act nie jest w USA nowinką. W kilku stanach już wcześniej obowiązywały podobne regulacje, czasem o wiele bardziej restrykcyjne. Na przykład przepisy stanu Vermont z 2009 r. zobowiązują firmy medyczne do publikowania informacji o wszelkich korzyściach, ich charakterze, adresacie i celu, przekazywanych jakiemukolwiek „dostarczycielowi usług medycznych". Obejmują więc nie tylko szpitale i pracowników służby zdrowia, ale wszystkie podmioty świadczące jakiekolwiek usługi medyczne.

Nawet masaże transparentne

Jeszcze dalej poszło ustawodawstwo francuskie. Być może dlatego, że przyczynkiem do uchwalenia francuskiego Sunshine Act (a dokładniej: nowelizacji ustawy o zdrowiu publicznym, nazwanej w skrócie „prawo Bertrand") był głośny skandal korupcyjny (tzw. afera Mediatora). Francuskie przepisy zobowiązują pracowników i kandydatów komisji podległych ministrom i innym instytucjom wspierającym służbę zdrowia oraz ekspertów przygotowujących opinie do składania deklaracji powiązań z dostarczycielami produktów medycznych. Celem jest ujawnianie relacji, które mogłyby skutkować konfliktem interesów. Publikacji podlegają umowy i informację o innych korzyściach (podarkach, sprzęcie, próbkach, darowiznach, rabatach etc.) o wartości większej niż 10 euro.

Ponadto sami dostarczyciele produktów i usług medycznych (od producentów sprzętu przez firmy farmaceutyczne aż po wytwórców środków dezynfekcyjnych czy oprogramowania dla szpitali, a do tych podmiotów kwalifikują się nawet niektóre salony masażu) są zobowiązani do ujawniania transferów przekazywanych pracownikom opieki zdrowotnej, placówkom ochrony zdrowia, instytucjom naukowym, podmiotom świadczącym usługi doradcze, organizacjom zrzeszającym pracowników sektora, a nawet studentom kierunków medycznych.

Wykaz przekazywanych korzyści jest publicznie dostępny i uaktualniany dwa razy do roku (na razie na stronach firm-donorów, a niebawem w państwowym centralnym rejestrze). Osoby zobowiązane do składania deklaracji, które tego nie zrobią, narażają się na grzywnę w wysokości 30 tys. euro. Firmy  uchylające się od raportowania transferów mogą być ukarane grzywną od 40 do 225 tys. euro.

Francuska regulacja budzi spore kontrowersje nie tylko dlatego, że ujawniane są dane osobowe rzeszy pracowników ochrony zdrowia. Ujawnianie np. treści umów zawieranych z podmiotami czy osobami przez dostarczycieli usług i produktów medycznych może naruszać zasady konkurencyjności.

Nie czekać na ustawodawcę

Na tle przepisów amerykańskich czy francuskich regulacje słowackie, niemieckie czy włoskie prezentują się niewinnie. Również inicjatywy samoregulacyjne w Holandii czy w Wielkiej Brytanii nie są tak restrykcyjne (już choćby przez sam fakt ich dobrowolności) jak opisane rozwiązania prawne.

W Holandii z inicjatywą publikowania informacji o transferach między koncernami farmaceutycznymi wystąpiły same środowiska pracowników medycznych (w tym prestiżowa Royal Dutch Medical Association) i firmy, tworząc specjalną Fundację Kodeksu dla Reklamy Farmaceutycznej (CGR). Ujawniane są wszystkie pośrednie i bezpośrednie, finansowe i niefinansowe powiązania o wartości powyżej 500 euro między podmiotami wytwarzającymi, sprowadzającymi i dystrybuującymi produkty lecznicze oraz pracownikami opieki zdrowotnej lub placówkami, które ich zatrudniają. Publikacja następuje na portalu internetowym powstałym dzięki wsparciu holenderskiego resortu zdrowia.

Podobny, ale nieco bardziej rozbudowany system funkcjonuje w Wielkiej Brytanii. Dotyczy on z jednej strony pracowników placówek opieki zdrowotnej, dentystów i farmaceutów, z drugiej natomiast firm zrzeszonych w Brytyjskim Stowarzyszeniu Przemysłu Farmaceutycznego (ABPI). Ujawniane są przede wszystkim transfery związane z udziałem pracowników opieki zdrowotnej w wydarzeniach naukowych (konferencjach, sympozjach etc.), wydatki związane z działalnością edukacyjną, ekspercką i badawczą. Kodeks regulujący zakres i tryb ujawniania tych informacji określa, co ma znajdować się w raportach. Dodatkową zachętą do stosowania tych standardów są brytyjskie przepisy antykorupcyjne (tzw. Bribery Act z 2010 r.). Przewidują one odpowiedzialność karną podmiotów zbiorowych (tj. przedsiębiorstw), gdy powiązana z nimi osoba (pracownik lub współpracownik) popełni przestępstwo. Firmy mogą uniknąć konsekwencji, jeśli wykażą, że dysponowały wewnętrznymi procedurami zapobiegania korupcji. Do takich należą m.in. omawiane standardy. Dlatego koncerny farmaceutyczne chętnie akceptują i wdrażają postanowienia kodeksu.

Ten krótki przegląd rozwiązań wymuszających mniej lub bardziej zdecydowanie większą przejrzystość relacji między przemysłem medycznym i pracownikami służby zdrowia uświadamia, że jest to silny nurt, odczuwalny już także w Polsce. Można mu się przeciwstawiać, tak jak dziś środowiska lekarzy, ale płynięcie z nim może przynieść więcej pożytku niż szkody. Może to być okazja do poprawy wizerunku, odzyskania zaufania społecznego, ale też realnego podniesienia standardów funkcjonowania służby zdrowia w Polsce. Najlepiej byłoby podjąć próbę samoregulacji (np. kodeks EFPIA), a nie czekać, aż ustawodawca przejmie całą inicjatywę. Jeśli nawet w przyszłości miałby się pojawić polski Sunshine Act, to mając już wypracowane, wdrożone i sprawdzone własne standardy, firmy medyczne i środowiska pracowników służby zdrowia miałyby silniejszą pozycję, żeby przeciwstawić się tendencjom do przeregulowania  (patrz Francja).

Autor jest dyrektorem programu Odpowiedzialne Państwo w Fundacji Batorego

Pracownicy służby zdrowia, a w szczególności lekarze i pielęgniarki, niewątpliwie należą do zawodów zaufania publicznego. Niestety, czy to nam się podoba czy nie, w oczach polskiego społeczeństwa nie cieszą się najlepszą opinią. Silne jest od wielu lat przekonanie większości Polaków o częstej korupcji w tych zawodach. Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) regularnie, od lat zadaje pytania o korupcję w Polsce i jej główne obszary. Polityka i służba zdrowia właśnie są w czołówce. W 2004 roku na służbę zdrowia jako istotny obszar ryzyka korupcji wskazało 37 proc. respondentów, w 2007 r. było to już 58 proc., a w 2013 r. 53 proc.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Szewdowicz-Bronś, Małecki: Zbudujmy przejrzysty nadzór nad służbami specjalnymi
Opinie Prawne
Jerzy Kowalski: Szambo… szambu nierówne
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Tomasz Szmydt – sędzia, wariat czy szpieg?
Opinie Prawne
Isański: Podatek dochodowy od spadku i darowizny? Dlaczego prawo tego zabrania
Opinie Prawne
Maciej Sobczyk: Nowe prawo autorskie. Pierwszy milion trzeba ukraść…?