A w każdym razie nie wtedy, gdy trzeba by podatnikowi darować choćby złotówkę.
Tak właśnie od lat dzieje się z umarzaniem zaległości podatkowych. Fiskus niemal zawsze mówi „nie", pisząc ogólnikowo, że nie dostrzega tu ważnego interesu podatnika ani interesu publicznego (to warunki umorzenia). Ale jak ma dostrzec, skoro się nie przygląda?!
Czy ktoś, kto nie płaci podatków, zawsze musi być złodziejem lub krętaczem? Nie. To często efekt rozmaitych sytuacji życiowych – często dramatycznych, często związanych z problemami zdrowotnymi. Taka osoba – przymuszona – bywa, że zaległości podatkowe spłaci. Przestaje za to płacić za mieszkanie, prąd czy gaz, stając się w skończonym czasie klientem pomocy społecznej.
Nie zamierzam namawiać fiskusa do tego, by miał szerszy gest i ratował wszystkich w potrzebie. Za to do tego, by choć czasem, dostosował się do wyroku NSA, o którym piszemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej". Jego przesłanie jest niezwykle proste: fiskus nie może działać automatycznie. Bo podatnik to nie jest paczka na taśmociągu, na której bezmyślnie przybija się pieczątkę. Każda sprawa jest indywidualna, a obowiązkiem organu podatkowego jest się nad każdą pochylić.
Cześć sądowi i chwała, również za to, że wyraźnie powiedział, że interes publiczny (czytaj – budżet) nie jest wcale istotniejszy niż ważny interes podatnika. Są równoważne i oba trzeba uwzględniać. Minister finansów Paweł Szałamacha, po przeczytaniu uzasadnienia tego wyroku, może paść trupem. Życzymy jednak, by przede wszystkim przeczytał i wyciągnął wnioski.