Czy państwo także śledzą przebieg amerykańskich prawyborów? Czy zastanawiają się nad ewolucją nastrojów społecznych, które chyba po raz pierwszy na tym etapie kampanii dają realną szansę na walkę o prezydenturę kandydatom reprezentującym skrajne – nawet jak na realia amerykańskie – poglądy, w tym populistyczne? Tym dzisiaj żyją komentatorzy amerykańskiej sceny politycznej i międzynarodowi obserwatorzy, spekulujący na temat globalnych skutków wyboru, którego dokonają Amerykanie.
Patrząc na jeden z najlepiej reżyserowanych spektakli politycznych na świecie, niezmiennie się zastanawiam, co czują osoby znajdujące się w jego centrum. Formalnie kluczowe w procesie decyzyjnym, a tak naprawdę stanowiące jedynie historyczny ornament.
W amerykańskim systemie wyborczym elektor wybiera kandydata do nominacji partyjnej w prawyborach lub prezydenta już w ich trakcie. Elektor nie podejmuje jednak decyzji. Jego głos jest z góry określony – predefiniowany wynikiem głosowania wyborców. Czy elektor ma pokusę ujawnienia własnych preferencji? Czy myśli o konsekwencjach złamania instrukcji? Czy ma poczucie, że wpływa na bieg spraw i sekwencję zdarzeń, czy raczej odczuwa iluzoryczność swojej partycypacji?
W ostatnim czasie radcowie prawni izby warszawskiej wybierali swoich przedstawicieli na zgromadzenie. Cztery zebrania rejonowe wyłoniły delegatów reprezentujących poszczególne grupy radców. Obserwując przebieg wyborów oraz wsłuchując się w dyskusje towarzyszące głosowaniom, zastanawiałem się, czy dwustopniowa procedura wyborcza do władz okręgowych izb nie czyni fasadowym pierwszego etapu wyborów.
W praktyce dużych izb radcowskich, do których zalicza się izba warszawska zrzeszająca ponad 10,5 tys. radców prawnych, trudno sobie wyobrazić prowadzenie kampanii wyborczej przez kilkuset kandydatów na delegatów. W Warszawie wybieramy cztery grupy liczące po około 100 delegatów, bez szczegółowego zapoznania się z poglądami reprezentowanymi przez poszczególnych członków wybieranej grupy. Na tym etapie trudne jest prowadzenie dyskusji programowej. W rezultacie powierzamy swoje losy i oddajemy prawo decydowania o przyszłości samorządu koleżankom i kolegom, którzy indywidualnie nie przedstawili wizji rozwoju czy ewolucji samorządu, którą będą realizować.