Tylko przez krótką chwilę wydawało się, że po blisko półtorarocznym ostrym konflikcie o Trybunał, później KRS i reformy sądów, gdzie debatę zdominowały emocje, oskarżenia, dojdzie do przełomu. Nadzieję dawała zapowiedź udziału w kongresie prezydenckiego ministra Andrzej Dery oraz wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła.
Rzeczywistość okazała się inna. Najpierw w niezbyt koncyliacyjnym tonie przemówiła Małgorzata Gersdorf, I prezes Sądu Najwyższego, krytykując poczynania partii władzy i zaznaczając, że priorytetem jest „przywrócenie" Trybunału Konstytucyjnego. Jednak już żadnych złudzeń nie pozostawił wiceminister Warchoł, którego przemówienie przekształciło się w długą listę zarzutów wobec sędziów i sądownictwa, jako siedliska patologii. Zarzut braku dekomunizacji Temidy był skierowany wprost do siedzącego w pierwszym rzędzie prof. Adama Strzembosza, cieszącego się olbrzymim autorytetem w środowisku prawniczym.
To był zbyt mocny cios w prawnicze serca. Spora część uczestników, bucząc, w proteście opuściła salę obrad. A minister Warchoł tuż po swoim wystąpieniu w wywiadzie dla jednej ze stacji stwierdził, iż jest to dowód, że prawnicy nie chcą rozmawiać. Na tym „dialog" się zakończył. Dalsza część kongresu odbywała się już bez udziału polityków obozu władzy. Żale i zarzuty wobec poczynań PiS przeplatały się z merytorycznymi wystąpieniami na temat reformy sądownictwa, zmian w procedurach, relacji sąd–obywatel.
Z organizacyjnego punktu widzenia kongres był sukcesem. Pierwszy raz w najnowszej historii udało się zebrać w jednym miejscu blisko 1,5 tys. prawników dyskutujących o państwie i prawie. Wyciągnięto wnioski z warszawskiego kongresu sędziów, po którym zostało jedynie sformułowanie o „nadzwyczajnej kaście ludzi". Wśród mówców zabrakło prof. Andrzeja Rzeplińskiego oraz kilku innych frontowych krytyków poczynań PiS.
Jedną z deklaracji kongresu jest powołanie społecznej komisji kodyfikacyjnej, która przygotowałaby projekty ustaw. Sędziowie, adwokaci i radcy zapowiedzieli też kontynuowanie współpracy. Chociaż jej forma jest na razie dość nieostra. Czy będzie to swoisty gabinet cieni dla wymiaru sprawiedliwości, który byłby merytorycznym głosem w dyskusji nad reformami? Czy bardziej „prawniczy KOD", którego celem będzie krytyka reform PiS i przygotowywanie się do ich „odkręcenia" w przyszłości? A może ta platforma pomieści obie te koncepcje? Czas pokaże, czy sobotni kongres był jedynie incydentem, o którym nikt wkrótce nie będzie pamiętał, czy początkiem czegoś trwałego i silnego. Głosem armii 100 tys. ludzi, który nie będzie mógł być przez polityków ignorowany.