Boris Johnson wkraczał właśnie w świetle kamer, po raz pierwszy jako premier Wielkiej Brytanii, do swojego nowego biura, kiedy zdanie to padło z ust Dominica Cummingsa, jego specjalnego doradcy. Był on w środku już od jakiegoś czasu, prowadził spotkanie, podczas którego wymachiwał długopisem z taką pasją, że pozostali jego uczestnicy drżeli, czy przypadkiem nie przedziurawi zaraz któregoś z wiszących dookoła zabytkowych obrazów.
Kierownik misji zarządził właśnie wyrzucenie z pokładu zbędnego balastu. Sajid Javid, dotychczasowy minister finansów i osoba numer dwa (przynajmniej oficjalnie) w brytyjskim rządzie, miał się nie zgodzić na wymianę zespołu swoich doradców na tych, których zażądał Cummings. Chciał zerwać jedną z nitek, którymi główny doradca premiera oplata brytyjskie państwo, więc od kilku dni nie jest już ministrem finansów.