Z pewnością jego dziedzictwem jest wiara, ale także twórcze przyjęcie Soboru Watykańskiego II. Karol Wojtyła był protagonistą XX wieku, sam doświadczył jego bolesnej historii i pomógł ją zmienić wraz z pokojowym przejściem w Polsce 1989 roku. Połowa kontynentu, który żył za żelazną kurtyną, zawdzięcza mu swoją wolność, ale nawet w tych krajach pamięć o nim jest przyćmiona – co po 40 latach od upadku komunizmu w Europie widać po nikłej świadomości roli, jaką w tych epokowych przemianach odegrał polski papież. Żyjemy w czasach silnie skoncentrowanych na bieżących wydarzeniach, które z trudem mierzą się z przeszłością i którym brakuje wizji przyszłości. Więźniowie teraźniejszości to tytuł książki socjologa Giuseppe De Rity, która mówi o społeczeństwie włoskim, ale może być także punktem wyjścia do refleksji nad naszym globalnym światem, w którym historia wyszła z mody i trudno podtrzymywać uniwersalne projekty. Europejczycy chorują na prezentyzm: im bardziej rozpada się czas, tym bardziej redukuje się nasza tożsamość, kurczy się do ego, małego i wykluczającego, i barykaduje się w kulcie narcyzmu.
Wojtyła był człowiekiem zanurzonym w historii, ożywionym wiarą, że „wszystko może się zmienić”, jak stwierdził w pamiętnym przemówieniu, które w 2003 roku, będąc już starszy i chory, skierował do korpusu dyplomatycznego przy Stolicy Apostolskiej. Jan Paweł II był przede wszystkim „człowiekiem Boga”, jak stwierdził Papież Franciszek w niedawnym wywiadzie książkowym z Luigim Marią Epicoco: „Wystarczyło popatrzeć, jak się modli, żeby zrozumieć, że potrafił zanurzyć się bez reszty w tajemnicy Boga. Ten, kto się modli, zawsze potrafi postrzegać zdarzenia w sposób transcendentny”.
Dla Rzymu był biskupem, który zwracał uwagę na najróżniejsze obszary miasta, odwiedzając kolejno jego parafie i obdarzając zaufaniem te kościelne wspólnoty, które do tej pory pozostawały w cieniu. Rzymianie, którzy go kochali, do dziś pozostają pod wrażeniem jego rzymskich dialektyzmów: „damose da fa!” i „volémose bene”, które świadczyły o tym jak bardzo starał się „być stąd”.
Dla Włoch przez 27 lat był „prymasem”, co miało dla niego szczególne znaczenie. Nie tylko dlatego, że będąc Polakiem interpretował tytuł prymasa w jego szerokim i pełnym znaczeniu, a la Wyszyński, ale przede wszystkim dlatego, że sam tak mówił o sobie i czuł się głęboko Włochem, i to w sposób o wiele bardziej wyrazisty niż robili to jego poprzednicy narodowości włoskiej. W jego oryginalnej teologii narodów Rzym i Włochy miały szczególne powołanie. W 1986 r. w przemówieniu do Kwirynału – a warto zauważyć, że obecna siedziba Prezydenta Republiki Włoskiej do 1870 r. była rezydencją papieża – mówił: „Naród włoski jest odbiorcą i uprzywilejowanym stróżem spuścizny apostołów Piotra i Pawła: dziedzictwa wybitnie duchowego, czyli kulturowego, moralnego i religijnego zarazem; dziedzictwa żywego”. Wyrazy wielkiego szacunku i miłości do Włoch znajdujemy też w liście do włoskiego episkopatu z 1994 roku, kiedy zwołał on specjalną modlitwę o jedność Włoch zagrożonych kryzysem politycznym i secesjonistyczną presją Ligi Północnej: „Jestem przekonany że Włochy jako naród mają wiele do zaoferowania całej Europie. Zgodnie ze swoją historią, Włochom w sposób szczególny powierzono zadanie obrony dziedzictwa religijnego i kulturowego wszczepionego Rzymowi przez apostołów Piotra i Pawła dla całej Europy”. Początkowo Wojtyła bał się, że nie zostanie zaakceptowany przez Włochów. Potem został ich przywódcą. Wystarczy wspomnieć o uczuciach Włochów wobec niego w trudnych chwilach pontyfikatu, takich jak zamach 1981 roku, i tych radosnych, jak Jubileusz Roku 2000 i Światowe Dni Młodzieży na Tor Vergata w Rzymie, które dla ich uczestników pozostają najważniejszym wydarzeniem religijnym w życiu. Papież miał wobec Włoch złożony plan, w którym zwykłe duszpasterstwo parafii zostało zintegrowane z pracą ruchów kościelnych, a dążeniu do ewangelizacji towarzyszyło ponowne odkrycie pobożności ludowej. Chrześcijaństwo ludu Jana Pawła II „to nie tylko religia ludowa, ale złożone i wielorakie doświadczenie chrześcijańskie: zbiór segmentów doświadczenia religijnego, także różniących się od siebie”, napisał Andrea Riccardi, historyk i założyciel Wspólnoty Sant'Egidio. To wizja nieróżniąca się od wizji papieża Franciszka, dla którego wzorem nie jest kula, ale „wielościan, odzwierciedlający połączenie wszystkich części, które zachowują w nim swoją oryginalność”.
Ciągłość między Wojtyłą a Bergoglio jest przedmiotem dyskusji w Kościele. We wspomnianym wywiadzie książkowym sam Papież Franciszek ostrzega przed „pewnymi ideologicznymi interpretacjami” magisterium Jana Pawła II i zauważa, że „ideologizacja bierze się stąd, że próbuje się wyodrębnić tylko pewne aspekty jego przemyśleń i przekuwać je w slogany, odrywając je tym samym od rzeczywistości. Ideologia unicestwia, zabija życie, zmienia nauczanie w eksponat muzealny, oderwany od życiowych prawd”. „Czasem trzeba odważyć się znaleźć nowe słowa, aby powiedzieć te same rzeczy – stwierdza dalej Franciszek – powiedzieć je lepiej, aby żeby zostały zrozumiane i głębiej przyswojone. Teologia odnawia się nie dlatego, że wymyśla nowe rzeczy, ale dlatego, że znajduje nowe sposoby mówienia o nich”.