Kierownictwo Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej odcięło się od projektu zmian przepisów o dostępie obywateli do broni już 48 godzin po jego zaprezentowaniu przez Andrzeja Czumę. Pozawerbalny komunikat liderów PO był czytelny – jako eksces na miarę internetowych wynurzeń Janusza Palikota propozycję posła Czumy należało spektakularnie spacyfikować.
To źle dla zwolenników liberalizacji, a i dla Platformy nie najlepiej, bo bezrefleksyjne odrzucenie projektu było ze strony tej partii naruszeniem obietnic zaufania oraz szacunku państwa wobec obywateli. Poniechano powołania zespołu ekspertów, odstąpiono od analizy skutków proponowanej regulacji i podjęto polityczną decyzję.
Jeśli jest ona merytorycznie błędna (co pozostaje kwestią otwartą), to domagającej się szerszego dostępu do broni mniejszości odebrano jej prawa bez żadnej przyczyny. A dotyczy to praw nie byle jakich, bo prawo do obrony życia i zdrowia własnego oraz członków rodziny przed bezprawnym zamachem są podstawowymi prawami obywatelskimi. Nawet jeśli konstytucja – zapewniając każdemu ochronę życia – nie gwarantuje dostępu do skutecznych narzędzi tej ochrony. Podkreślić również należy, że polskie przepisy normujące możliwość uzyskania pozwolenia na broń należą obecnie do najbardziej restrykcyjnych w Unii Europejskiej.
W społeczeństwie, któremu od ponad dwu stuleci (z wyjątkiem międzywojennego epizodu) posiadania broni zabraniano, podstawową trudność sprawia większości już samo zrozumienie, że zakaz dostępu obywateli do broni nie jest dogmatem, a argumenty zwolenników jej posiadania nie muszą być z definicji niepoważne. Od PO należy oczekiwać, że wzniesie się ponad uprzedzenia i uważnie sprawę zbada. Wciąż jest to możliwe, warto więc zrelacjonować pokrótce najważniejsze racje zwolenników liberalizacji.
Zakazy dostępu do broni narodziły się jako gwarancje kontroli nad narzędziami przymusu wobec maluczkich, którym wmawiano zresztą, że nie o ową kontrolę chodzi, tylko o to, by będące atrybutem pozycji społecznej miecze nie trafiły w ręce niegodnego plebsu. Ta ideologia ewoluowała następnie, przybierając postać teorii, iż człowiek jest z natury zbyt agresywny i nieprzewidywalny, by można było mu pozwolić na posiadanie broni. Szczególnie akcentowały to formacje ustrojowe traktujące obywateli jak element państwu wrogi. Do dziś zresztą niechęć wobec wizji uzbrojonego społeczeństwa najsilniejsza jest w większości krajów postkomunistycznych. W Polsce koncepcja owej szczególnej niedojrzałości społecznej dodatkowo przez dwieście lat z okładem rozwijana była przez kolejnych okupantów, którym uzbrojony Polak był solą w oku. Starali się wpoić mu niechęć do broni argumentami siłowymi i wykorzystując demagogiczną indoktrynację.