Cel to wybory w roku 2011, które mają być dla PiS bitwą o wszystko. Tylko wyrwanie z bierności choćby części tej ogromnej niegłosującej rzeszy i zdobycie jej poparcia może dać to, o co chodzi, pełną władzę dla tego polityka i realizację marzenia życia, które płynący czas stawia pod znakiem zapytania. Być może tej Polski nic do urn wyborczych nie zaprowadzi, ale na pewno nie zaprowadzi jej tam polityka łagodności i rzeczowości.
Jeżeli w ogóle, to może to zrobić polityka najbrutalniejszego, najdrastyczniejszego napuszczania tych Polaków na wroga narodu, którego obraz trzeba im pokazać odpowiednio zohydzony i spotworniały, by uznali, że on chce ich samych, tę dobrą Polskę bronioną przez PiS wyzyskać, upodlić, a na końcu zgubić, sprzedając carowi północy. Ten obraz widać już od miesięcy zarówno we frontowym organie PiS – "Gazecie Polskiej", w słownictwie, jak i w obrazach przywołujących na pamięć hitlerowski "Der Sturmer", tylko bez Żydów. Wrogiem będzie teraz nie zużyty medialnie układ, lecz "liberalny establishment" – ten termin już się pojawił – z twarzami Tuska, Komorowskiego, Wajdy, Bartoszewskiego i, jakże inaczej, Zbycha i Rycha. Będzie ostro i coraz ostrzej, także z zapowiedzianym już przez PiS oskarżeniem polskich władz na forum Parlamentu Europejskiego o spowodowanie śmierci pary prezydenckiej z towarzyszącymi jej osobami.
Sądzę, że będzie też próba pozyskania do tej ostatecznej bitwy pisowskiego dobra z liberalnym złem nad Wisłą jeszcze więcej konserwatywnych hierarchów i proboszczów, zaniepokojonych laicyzacyjnym oddziaływaniem zachodu Europy.
"Idzie na Polskę powódź agresywnego, dzikiego liberalizmu. Liberałowie będą robili, co będą chcieli. Róbta co chceta – liberałowie. Rozpanoszą się libertyńskie i lewicowe ideologie. Złe siły w Polsce, obojętne na nasze tradycje narodowe, są wyobcowane z narodu, dlatego szukają wsparcia u obcych, bo nie mają go u swoich. Popularyzują ohydne paszkwile antykatolickie i antypolskie. Bez honoru podlizują się obcym, by im się przypodobać i zdobyć ich przychylność własną ustępliwością". To, niezwykły w swym fałszu, ale i w złości oraz lęku, fragment homilii biskupa Edwarda Frankowskiego na pielgrzymce Rodziny Radia Maryja. Lęk nie tylko przecież tego biskupa, o chłodnącą w wierze i ulegającą libertynizmowi owczarnię, może zachęcić do otwartego wsparcia sił politycznych, które zachodniemu okropieństwu postawią tamę narzędziami państwa, by owiec nie psuło. To można było dostrzec już podczas ostatnich wyborów prezydenckich.