Lech Kaczyński miał wiele zalet, ale w przekazie medialnym niweczyły je jego wpadki i gafy. Wydawało się więc, że każdy następca będzie miał tu łatwiej. Te wątpliwości już w kampanii wyborczej rozwiał Bronisław Komorowski, który – trzeba to przyznać – w zdobywaniu Himalajów groteski jest niezwykle konsekwentny. To, że nasz pan hrabia z sygnetem, zresztą, co ja piszę hrabia, nasz król Bul, pisać nie potrafi, specjalnie mnie nie martwi. Pewna ośmioletnia Zosia też uważa, że ból pisze się przez jak najzwyklejsze u, a mimo to uważam, że to właśnie moja córka jest najgenialniejsza w świecie.
Gorzej, że nic nie jest w stanie zmusić prezydenta do minimalnej choćby refleksji. A dalej może być już tylko gorzej. Nie zdziwię się więc szczególnie, gdy w ramach polskiej prezydencji nasza głowa państwa ogłosi się prezydentem całej Europy. A na swą siedzibę wyznaczy Budę Ruską – to w ramach promowania Partnerstwa Wschodniego.
Ale posłuchajmy premiera (który na przykład w ilości podsłuchów postanowił swego poprzednika Jarosława Kaczyńskiego zdublować) i nie znęcajmy się. Tym bardziej że kroi się już nowa wojna o to, czy szef PiS wpisał się w jednej z restauracji z podziękowaniami za „obiat". Ale nawet jeśli tak napisał, to był wtedy pod wpływem opiatów.
Kiedy Joanna Kluzik-Rostkowska dawała się z rozkoszą wyrzucać z PiS, pokpiwałem, że powinna natychmiast zawiesić Elżbietę Jakubiak, a wtedy udowodni niedowiarkom swą prawicowość. Piątkowe gazety przyniosły wieść: sroga Kluzik-Rostkowska dość ma plotek i daje Bielanowi ultimatum: albo do 16.00 wszystko odwoła, albo...
No właśnie, albo co? Arsenał sztuczek, których nauczył ją sam Prezes, jest wcale pokaźny: można Bielana miesiącami w zawieszeniu trzymać, można go wyrzucić i do obuwia porównać, można szepnąć, że się na podwórku wychował. Bez względu na to, co Kluzik-Rostkowska wybierze, będzie świetnie. Co prawda po PJN ślad nie zostanie, ale za to pani poseł dowiedzie, że Kaczyński wcale nie był taki zły, a PiS to niejedyna zgraja nieudaczników.