Jerzy Polaczek o autostradach Donalda Tuska

Szkoda, że premier nie zdecydował się na użycie już sprawdzonego wzorca: "przyjazna autostrada". Nie byłoby wiadomo, o co chodzi, ale na pewno tak politycznie poprawne stwierdzenie podchwyciłyby media – ironizuje były minister transportu

Aktualizacja: 14.06.2011 19:17 Publikacja: 14.06.2011 19:14

Jerzy Polaczek

Jerzy Polaczek

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Gdy PO czuła się mocna i na fali, buńczucznie deklarowała "dobijanie watahy" politycznych przeciwników. Teraz, gdy w godzinie prawdy kupka propagandowego złota jawi się jako hałda błota, podczas swojego gdańskiego nabożeństwa działacze Platformy nawołują do miłości, minister Grabarczyk z sejmowej mównicy apeluje nagle do opozycji, by trzymała kciuki za rządowe inwestycje na autostradzie A2, premier Donald Tusk zaś ma żal do adwersarzy, że donoszą do prokuratury na nieudolnych urzędników. Zastanawiająca to zmiana tonu. Prześledźmy, dlaczego do niej doszło.

Zagadka premiera

Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, przedstawiając w Sejmie 9 czerwca 2011 roku informację o opóźnieniach w budowie autostrad, zadeklarował i obiecał, że autostrada A2 będzie "przejezdna" przed Euro 2012. Podkreślę raz jeszcze: pan minister nie obiecał, że autostrada będzie wybudowana, czyli gotowa do użytku, ale że będzie "przejezdna". Tego samego stwierdzenia po raz pierwszy użył wcześniej – z wrodzonym bezpretensjonalnym wdziękiem – sam premier Donald Tusk, wyznaczając tym samym nową linię medialnego przekazu obecnej władzy. Zareagowano w ten sposób nie po pierwszych sygnałach podległych służb o kłopotach z inwestycją, ale dopiero wtedy, gdy pojawiły się niepokojące doniesienia w mediach o tempie (a właściwie braku tempa) budowy autostrad. Premier niczym polityczny Harry Potter wyrzekł zaklęcie: może autostrad nie uda się na czas wybudować, ale na pewno będą "przejezdne"!

Po nim tę mantrę zaczęli powtarzać posłowie, aktywiści PO oraz urzędnicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Niestety, w tym momencie pojawił się pewien problem – drobny, ale o zasadniczym znaczeniu. Cóż może oznaczać, że autostrada będzie "przejezdna"? Czy to, że można nią przejechać? Ale czym ją przejechać i w jakim standardzie? Samochodem ciężarowym, osobowym, autobusem? A może raczej autem terenowym lub quadem? No i z jaką prędkością? Tą oficjalną, 140km/h, czy 4 km/h po luźno ułożonych na ziemi betonowych płytach?

Niestety! To zagadka premiera Tuska. Nie chcę się czepiać szczegółów, ale przecież nawet premier powinien wiedzieć jedno: aby móc drogą przejechać, trzeba ją najpierw wybudować.

Otóż nie! To byłoby zbyt proste... Gdyby premier mógł powiedzieć, że autostrady będą – tak zwyczajnie i po prostu – zbudowane, to by tak powiedział. Zamiast tego powtarza uparcie, że będą tylko "przejezdne"... Ten rebus musi oznaczać coś specjalnego. Musi w tym magicznym zaklęciu, słowie kluczu tkwić jakaś wyrafinowana subtelność właściwa dla tego rządu, dla którego PR jest wartością nadrzędną.

Rządowa nowomowa

Zastanówmy się więc na spokojnie – o co chodzi z tą "przejezdnością"? Okazuje się, że pisząc premierowi wystąpienie na temat "przejezdności" autostrady, sztab rządowych mędrców od wszystkiego przeoczył zasadniczy detal: pojęcie to nie jest nigdzie stosowane ani zdefiniowane w aktach prawnych dotyczących dróg. Pojęcie to nie występuje ani w ustawie o drogach publicznych, ani w ustawie o ruchu drogowym, ani w warunkach technicznych, jakim odpowiadać powinny drogi publiczne czy autostrady płatne.

Nie rozpędzajmy się w ironii – jest pewien wyjątek! Jedynym miejscem, gdzie jest stosowane pojęcie "przejezdności",  są wytyczne GDDKiA dotyczące...  projektowania skrzyżowań i rond. Zgodnie z nimi zwykłe skrzyżowanie lub rondo jest przejezdne wówczas, gdy można przez nie przejechać pojazdem, nie wykraczając poza obręb jezdni. Do sprawdzania przejezdności skrzyżowań, w tym rond, używa się szablonów obrazujących korytarze, jakich potrzebują do wykonania manewrów skrętu różne pojazdy.

Premierowi ani jego ministrowi od dróg, gdy mówili, że autostrady będą "przejezdne", nie mogło chodzić przecież o sprawdzenie możliwości skręcania pojazdów na skrzyżowaniach. Dla takich strategów byłoby to zbyt błahą i zbyt technicznie skomplikowaną sprawą, aby mieli nią sobie głowy zaprzątać.

Wygląda więc na to, że obaj politycy PO mieli na myśli to, że autostradami w ogóle da się (jakoś?) przejechać. Jak i w jakim standardzie, według jakich przepisów i uregulowań prawnych to już drobne szczegóły, których tylko złośliwa opozycja może się czepiać. Stąd właśnie ten optymistyczny eufemizm "przejezdna autostrada". Szkoda, że premier nie zdecydował się na użycie już sprawdzonego wzorca: "przyjazna autostrada" – nie byłoby wiadomo, o co chodzi, ale na pewno tak politycznie poprawne stwierdzenie podchwyciłyby media.

Rządowa nowomowa A.D. 2011 ma na celu zataić prostą prawdę, że brakuje już czasu i pieniędzy na wybudowanie normalnych, zwykłych – czyli prawdziwych – autostrad przed Euro. Żeby jednak zachować twarz przed zbliżającymi się wyborami, trzeba wyborcom wmówić sztuczkę, że król nie jest nagi – czyli zamiast autostrady oddajemy coś autostradopodobnego, czym się da przejechać, może nawet za darmo. Do czasu...

Drogowy matrix

Tymczasem w rzeczywistości jest niewiele realnych możliwości, aby skrócić czas budowy autostrady. To może zbudować jej ćwierć albo pół i nazwać to "autostradą przejezdną"? Pospekulujmy: jak by to mogło wyglądać? Co może mieć na myśli premier Tusk?

Na długości autostrady nie da się, niestety oszukać, bo musi ona łączyć jej początek i koniec. Nie uda się też przesunąć Strykowa do Warszawy na A2, Pyrzowic do Strykowa na A1 itd. Odłożenie na później budowy MOP, czyli miejsc obsługi podróżnych, systemu łączności alarmowej, systemu zarządzania ruchem oraz wygrodzenia pasa autostrady byłoby – teoretycznie – możliwe. Wymagałoby jednak uzyskania wielu pozwoleń na zmiany warunków technicznych i przede wszystkim nie dałoby potrzebnego skrócenia czasu budowy.

Czy wobec tego jest możliwe, żeby ktoś wpadł na pomysł, aby przed Euro 2012 nie budować węzłów autostradowych z łącznicami i obiektami inżynierskimi? Zapewne dałoby to oczekiwaną oszczędność czasu. Co jednak by powstało? Byłaby to autostrada w nowym, polskim standardzie CD (Cezary – Donald) – slalom autostradowy, tunel mocnych wrażeń, bez węzłów autostradowych i bez możliwości wjechania do jej początku i wyjechania jej końcem. Prawdziwy autostradowy matrix.

"Prawdziwy sukces"

Bądźmy więc konstruktywni i idźmy dalej! Rozpatrzmy możliwość skrócenia czasu budowy poprzez zmniejszenie zakresu robót ziemnych zależnych od tzw. niwelety, czyli projektowany profil terenu. Teoretycznie można by tu coś pokombinować, ale nie będzie łatwo, bo firmy budujące autostradę w  systemie popieranym przez obecny rząd – najgorszym z możliwych, czyli "projektuj i buduj" – zadbały już z pewnością o "korzystną niweletę" i zminimalizowanie robót ziemnych.

Z kolei żonglowanie grubością konstrukcji nawierzchni byłoby bardzo niebezpieczne. Ewentualnie możliwe jest podjęcie decyzji o wykonaniu przed Euro 2012 tylko jednej nawierzchni asfaltowej. Miałoby to pewien, choć niewystarczający, wpływ na skrócenie czasu realizacji. Poza tym możliwość powstania dużych strat spowodowanych koniecznością odtworzenia tej warstwy i wykonania na nowo oznakowania poziomego czyni tę opcję mało realną.

A co z szerokością autostrady? Tu tkwią potencjalnie największe możliwości. I nie idzie tylko o możliwość zawężenia szerokości poszczególnych pasów ruchu czy pasów awaryjnych. Zmiana taka, choć teoretycznie możliwa, wymagałaby uzyskania zgód na odstępstwa od warunków technicznych i nie dawałaby wystarczających oszczędności czasu. Natomiast wykonanie tylko połowy szerokości autostrady, czyli jednej jezdni drogi głównej ze wszystkimi węzłami jako pierwszego etapu budowy, byłoby teoretycznie możliwe i w nim tkwią najbardziej interesujące możliwości skrócenia czasu budowy.

Rzecz jasna autostrada z jedną jezdnią nie jest już autostradą, za to buduje się ją o wiele krócej i taniej. I chyba to jest pomysł Platformy na przejezdną autostradę klasy CD. Przy odpowiednim wsparciu medialnym można to będzie sprzedać polskim fanom futbolu jako "prawdziwy sukces"!

Ale może wszystkie te podejrzenia są niesprawiedliwe i głęboko krzywdzące? Zamiast gubić się w domysłach, zadajmy więc premierowi Tuskowi i panu ministrowi Grabarczykowi raz jeszcze publicznie pytanie: czy na pewno wiedzą, jak konkretnie ma wyglądać "przejezdna" autostrada?

Autor jest politykiem,  posłem Prawa i Sprawiedliwości.  Był ministrem transportu w rządach Kazimierza Marcinkiewicza  i Jarosława Kaczyńskiego

Gdy PO czuła się mocna i na fali, buńczucznie deklarowała "dobijanie watahy" politycznych przeciwników. Teraz, gdy w godzinie prawdy kupka propagandowego złota jawi się jako hałda błota, podczas swojego gdańskiego nabożeństwa działacze Platformy nawołują do miłości, minister Grabarczyk z sejmowej mównicy apeluje nagle do opozycji, by trzymała kciuki za rządowe inwestycje na autostradzie A2, premier Donald Tusk zaś ma żal do adwersarzy, że donoszą do prokuratury na nieudolnych urzędników. Zastanawiająca to zmiana tonu. Prześledźmy, dlaczego do niej doszło.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?