Gdy PO czuła się mocna i na fali, buńczucznie deklarowała "dobijanie watahy" politycznych przeciwników. Teraz, gdy w godzinie prawdy kupka propagandowego złota jawi się jako hałda błota, podczas swojego gdańskiego nabożeństwa działacze Platformy nawołują do miłości, minister Grabarczyk z sejmowej mównicy apeluje nagle do opozycji, by trzymała kciuki za rządowe inwestycje na autostradzie A2, premier Donald Tusk zaś ma żal do adwersarzy, że donoszą do prokuratury na nieudolnych urzędników. Zastanawiająca to zmiana tonu. Prześledźmy, dlaczego do niej doszło.
Zagadka premiera
Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, przedstawiając w Sejmie 9 czerwca 2011 roku informację o opóźnieniach w budowie autostrad, zadeklarował i obiecał, że autostrada A2 będzie "przejezdna" przed Euro 2012. Podkreślę raz jeszcze: pan minister nie obiecał, że autostrada będzie wybudowana, czyli gotowa do użytku, ale że będzie "przejezdna". Tego samego stwierdzenia po raz pierwszy użył wcześniej – z wrodzonym bezpretensjonalnym wdziękiem – sam premier Donald Tusk, wyznaczając tym samym nową linię medialnego przekazu obecnej władzy. Zareagowano w ten sposób nie po pierwszych sygnałach podległych służb o kłopotach z inwestycją, ale dopiero wtedy, gdy pojawiły się niepokojące doniesienia w mediach o tempie (a właściwie braku tempa) budowy autostrad. Premier niczym polityczny Harry Potter wyrzekł zaklęcie: może autostrad nie uda się na czas wybudować, ale na pewno będą "przejezdne"!
Po nim tę mantrę zaczęli powtarzać posłowie, aktywiści PO oraz urzędnicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Niestety, w tym momencie pojawił się pewien problem – drobny, ale o zasadniczym znaczeniu. Cóż może oznaczać, że autostrada będzie "przejezdna"? Czy to, że można nią przejechać? Ale czym ją przejechać i w jakim standardzie? Samochodem ciężarowym, osobowym, autobusem? A może raczej autem terenowym lub quadem? No i z jaką prędkością? Tą oficjalną, 140km/h, czy 4 km/h po luźno ułożonych na ziemi betonowych płytach?
Niestety! To zagadka premiera Tuska. Nie chcę się czepiać szczegółów, ale przecież nawet premier powinien wiedzieć jedno: aby móc drogą przejechać, trzeba ją najpierw wybudować.
Otóż nie! To byłoby zbyt proste... Gdyby premier mógł powiedzieć, że autostrady będą – tak zwyczajnie i po prostu – zbudowane, to by tak powiedział. Zamiast tego powtarza uparcie, że będą tylko "przejezdne"... Ten rebus musi oznaczać coś specjalnego. Musi w tym magicznym zaklęciu, słowie kluczu tkwić jakaś wyrafinowana subtelność właściwa dla tego rządu, dla którego PR jest wartością nadrzędną.