Recepta na psucie państwa

W wojnie z medykami Donald Tusk wywiesił białą flagę. Rząd wyrzuca z ustawy refundacyjnej niekorzystny dla lekarzy przepis. To wróży źle innym reformom – oceniają publicyści "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 10.01.2012 19:52 Publikacja: 10.01.2012 19:09

Paweł Reszka i Michał Majewski

Paweł Reszka i Michał Majewski

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Zapomnijmy na chwilę o tym, czy lekarze mają rację czy nie. Skupmy się na tym, czego od medyków chciał rząd w ustawie o refundacji leków. Łatwo dojdziemy do wniosku, że chciał, żeby lekarze odpowiadali finansowo za źle wypisaną receptę. Ministrowie napisali dokładnie w uzasadnieniu ustawy, którą przesłali do Sejmu: "wprowadzono jednoosobową odpowiedzialność osoby uprawnionej za ordynacje leków", "jest oczekiwane zarówno przez pracodawców, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia". Nie było więc żadnej pomyłki. Sejm uchwalił, a prezydent podpisał dokładnie to, czego rząd sobie życzył.

Proces legislacyjny był długi – od października 2010 do maja 2011 r. Nikt z koalicji i nikt z opozycji nie zakwestionował logiki tego przepisu. Żeby była jasność: projekt ustawy przygotował resort zdrowia dowodzony przez lekarkę Ewę Kopacz, a w Sejmie zajmowała się nią Komisja Zdrowia, której większość członków stanowili lekarze.

*

1 stycznia 2012 roku ustawa o refundacji wraz zapisami o odpowiedzialności lekarzy weszła w życie. Stała się obowiązującym prawem. Jednak nowe prawo nie spodobało się lekarzom i związkom zawodowym skupiającym lekarzy. W październiku i listopadzie ogłosili oni, że nie będą wypisywali lekarstw według wymagań nowej ustawy. Związkowcy postawili sprawę jasno – protest się skończy, jak rząd i Sejm zmienią prawo w taki sposób, by odpowiadało to środowisku medycznemu.

*

Nowy minister zdrowia Bartosz Arłukowicz znalazł się w środku wojny, której nie wywołał. Autorka ustawy, dziś marszałek Sejmu Ewa Kopacz – zamilkła. Nowy minister próbował gasić nadciągający pożar. Jak? Razem z prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia zaczął wydawać komunikaty z korzystnymi dla lekarzy interpretacjami ustawy.

Lekarze boją się, że będą musieli zwracać pieniądze, jeśli wypiszą lek nieuzasadniony "udokumentowanymi względami medycznymi". Minister uspokaja, że pod pojęciem "udokumentowane względy medyczne należy rozumieć rozpoznanie przez lekarza choroby", a "sposób i zakres rozpoznania choroby należy wyłącznie do kompetencji lekarza".

Medycy boją się, że wypiszą receptę komuś, kto nie jest ubezpieczony? Szef NFZ ma na to radę: "w przypadku braku dokumentu potwierdzającego posiadane prawo do świadczeń opieki zdrowotnej pacjent chcący skorzystać z pomocy lekarskiej może złożyć na piśmie oświadczenie".

A jeśli pacjent nakłamie? Wtedy zgodnie z ustawą lekarz nie ponosi odpowiedzialności! Wszyscy zadowoleni? A właśnie że nie. Lekarzom komunikaty nie wystarczały – wczoraj Kopacz, dziś Arłukowicz, kto będzie jutro? Czy prawo powielaczowe może podważyć jasno zapisaną w ustawie odpowiedzialność? Nie ma co ryzykować.

Gdy Arłukowicz produkował komunikaty, związki zawodowe i lekarski samorząd rozdawały medykom pieczątki, które od 1 stycznia mieli przybijać na receptach: "Refundacja do decyzji NFZ".

*

Protest się rozpędzał i związkowcy chcieli doprowadzić sprawę do końca, czyli zmusić rząd do nowelizacji prawa. Wtedy Donald Tusk postanowił tupnąć. 31 grudnia zapowiedział: "lekarze, którzy będą zachowywali się niegodnie, którzy będą utrudniali pacjentom życie, będą podlegali konsekwencjom. Pracujemy nad takimi konsekwencjami. Stanowisko OZZL i Porozumienia Zielonogórskiego jest dla mnie nie do zaakceptowania. Lekarze, jeśli chcą korzystać z pieniędzy publicznych, muszą pracować tak, żeby pacjent na tym nie stracił".

Przy okazji premier wygłosił kilka magicznych słów, że ustawa jest wymierzona w lobby farmaceutyczne i ma na celu dobro pacjenta. Tyle że akurat kwestionowany przez medyków przepis ma się do lobby farmaceutycznego jak pięść do nosa.

Tupanie nie zrobiło na lekarzach specjalnego wrażenia. Oznajmili, że Tusk nie zrozumiał, o co im chodzi, bo najpewniej nie przeczytał ich postulatów.

*

Tymczasem Tusk bawił w Trójmieście i zaczął nowy rok od meczu piłkarskiego z kolegami. Pechowo, w przerwie spotkania dopadł go dziennikarz TVN 24 i zaczął przepytywać o protest lekarzy. Szef rządu ciągle był konsekwentny: "To nie chodzi o lekarzy, chodzi o każdego obywatela w Polsce. Żeby egzekwować prawo i posłuszeństwo zasadom wtedy, kiedy chodzi o publiczne pieniądze i interes zwykłych ludzi".

– Co mają zrobić pacjenci, którzy 2 stycznia pójdą do przychodni, ale nie dostaną recepty? – dopytywał dziennikarz.

– Nie sądzę, żeby takie przypadki miały miejsce – odparł Tusk.

Ale bardzo się mylił, 1 stycznia pierwsi pacjenci trafili do aptek z pieczątkami na receptach: "Refundacja do decyzji NFZ".

*

2 stycznia rozpoczął się dramat i potworny bałagan. Jedni lekarze wpisywali recepty, jak nakazuje prawo, inni przybijali na nich pieczęć "niezgody". Farmaceuci albo wydawali lekarstwa ze zniżką, albo odsyłali pacjentów z kwitkiem.

Granicę absurdu przekroczyła rzeczniczka praw pacjenta Krystyna Kozłowska. Dała radę pacjentom: jeśli aptekarz nie wydał leku ze zniżką, trzeba szukać bardziej ludzkiego aptekarza, który lek ze zniżką wyda. Można też wystąpić na drogę sądową z art. 415 lub 444 kodeksu cywilnego. Krystyna Kozłowska problemu nie rozwiązała, ale za to pacjenci dowiedzieli się o jej istnieniu. Dopiero wczoraj pani rzecznik zaczęła grozić lekarzom konsekwencjami finansowymi.

*

Donald Tusk zaczął powoli pękać. Zapewne nie bez znaczenia były badania opinii publicznej, które premier lubi obserwować. Jedno z nich zrobione dla "Faktów" TVN przez SMG/KRC było dla rządu bezlitosne. 70 procent badanych w toczącym się sporze wokół ustawy refundacyjnej przyznało rację protestującym lekarzom. Stanowisko rządu Donalda Tuska poparło tylko 19 procent Polaków. Na pytanie, czy premier zrobił słusznie, grożąc lekarzom, "tak" powiedziało 22 procent pytanych. Za błąd uznało to 73 procent badanych.

Premier spotkał się z lekarzami (także z organizacjami, których stanowisko było dla niego do tej pory nie do zaakceptowania).

"Istota ustawy refundacyjnej jest nie do ruszenia" – zapewniał premier Donald Tusk, ale zaraz dodał, że przecież można pracować nad zawieszeniem kar dla lekarzy za refundację leku osobom nieubezpieczonym. Tego dnia szef rządu pokazał lekarzom ludzkie oblicze: "rozumiem motywację tych, którzy w protest się zaangażowali; rozumiem, że jest to próba obrony przed niektórymi skutkami ustawy i nie ma tam złej woli". Ale pokazał też twardość i konsekwencję, przypominając, że "nie może być tak, że ustawa, która nie odpowiada jakieś grupie zawodowej czy społecznej, jest łamana lub omijana".

Tyle że lekarze byli jeszcze twardsi i ogłosili krótko: "Protest pieczątkowy będzie kontynuowany".

*

Biała flaga wjechała na maszt w poniedziałek. Resort zdrowia przygotował projekt nowelizacji ustawy refundacyjnej. Pretekstem do nowelizacji było to, że lekarze nie mają sposobu sprawdzić, czy ktoś, kto zgłasza się do ich gabinetu, jest ubezpieczony czy nie! (Swoją drogą, skoro to taki problem, to ciekawe, w jaki sposób recepcje w szpitalach i przychodniach sprawdzały pacjentów do tej pory).

W noweli Arłukowicz wykreślił całkowicie przepisy, w których była mowa o karaniu lekarzy za źle wypisane recepty. Wczoraj w trybie pilnym zajęła się tym Rada Ministrów. I pomysł przeszedł. Co na to premier? Na razie nic, bo wczoraj bawił akurat na zimowych wakacjach.

Żeby było smutniej, nowela wcale nie musi zakończyć protestu lekarzy. Kto wie, czy medycy nie zechcą gwarancji, że także w umowach z NFZ nie będzie mowy o karach. A co aptekarze na zwolnienie lekarzy z odpowiedzialności? Dlaczego oni mają odpowiadać za błędy przy wydawaniu leków refundowanych? Co na to szefowie szpitali?

*

Podczas ferii Donald Tusk odpoczywa i ładuje akumulatory. To dobrze, bo w exposé przedstawił nam ambitny plan reform. W kolejce czekają reforma ubezpieczeń rolniczych, podniesienie wieku emerytalnego, reforma emerytur mundurowych, zniesienie ulg podatkowych...

Są to konieczne zmiany, bo sytuacja budżetu jest trudna i trzeba oszczędzać. Tyle że mało kto chce, żeby oszczędzano właśnie na nim. Jak tego uniknąć?

Receptę pokazał szef rządu w czasie wojny z lekarzami. Trzeba zorganizować protest i być konsekwentnym. Tusk potupie, postraszy i odpuści. No, chyba że ktoś nie należy do tak wpływowej grupy zawodowej jak lekarze.

Zapomnijmy na chwilę o tym, czy lekarze mają rację czy nie. Skupmy się na tym, czego od medyków chciał rząd w ustawie o refundacji leków. Łatwo dojdziemy do wniosku, że chciał, żeby lekarze odpowiadali finansowo za źle wypisaną receptę. Ministrowie napisali dokładnie w uzasadnieniu ustawy, którą przesłali do Sejmu: "wprowadzono jednoosobową odpowiedzialność osoby uprawnionej za ordynacje leków", "jest oczekiwane zarówno przez pracodawców, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia". Nie było więc żadnej pomyłki. Sejm uchwalił, a prezydent podpisał dokładnie to, czego rząd sobie życzył.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Donald Tusk musi w końcu wziąć się za odbudowę demokracji