Licencja na śląskość

Przy okazji spisu powszechnego dopuszczono do mimowolnego wyścigu, kto jest bardziej śląski – uważa publicysta

Aktualizacja: 29.03.2012 19:35 Publikacja: 29.03.2012 18:20

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Przez ostatnie dwa lata śląscy autonomiści zachęcali do deklarowania w spisie powszechnym odrębnej narodowości śląskiej w opozycji do polskiej. Jednak gdy większość Ślązaków zadeklarowała, że jednocześnie czuje się Polakami, bez mrugnięcia okiem ogłoszono, że to dowód na powstanie nowej mniejszości narodowej.

Odwracanie kota ogonem

„W spisie powszechnym w 2011 roku 809 tys. osób zadeklarowało, że są narodowości śląskiej" – twierdzi „Gazeta Wyborcza". Taką samą interpretację wyników podjęły inne media. Co charakterystyczne, zarówno „Gazeta Wyborcza", jak i „Dziennik Zachodni" informacje o wynikach spisu zilustrowały zdjęciami demonstracji Ruchu Autonomii Śląska, tworząc wrażenie wielkiej wygranej organizacji Jerzego Gorzelika. Idąc tym tropem, „Dziennik Zachodni" od razu zapytał Gorzelika o ocenę wyników spisu.

"Liczył pan, że teraz szybciej uda się przeforsować język śląski czy mniejszość śląską jako etniczną?" – pyta dziennik. "Liczę na rozsądek ze strony władz centralnych, na to, że usiądziemy wspólnie przy stole i rozważymy wszystkie kwestie. Zmieniły się okoliczności" – odpowiada Gorzelik.

O ile po jednej stronie sporu stoi wyrazisty podmiot – Ruch Autonomii Śląska, o tyle w obronie tradycji nierozłączności regionu od Polski odzywają się pojedyncze głosy

Na łamach „Wyborczej" specjalistka od spraw śląskich Aleksandra Klich stwierdziła: „Uznanie nas za mniejszość etniczną, a śląskiego za język regionalny nie jest już tylko kwestią dostosowania polskiego prawodawstwa do unijnego, ale sprawą zwykłej przyzwoitości państwa wobec obywateli. (...)  Ślązakom chodzi po prostu o to, żeby polskie państwo zauważyło ich odmienność kulturową. Bez względu na to, czy narodowość śląska się rodzi, czy się urodziła, czy śląski jest gwarą, czy godką, Ślązacy dowiedli, że są grupą etniczną odrębną od polskiej, choć z Polską bardzo mocno związaną (dowodzi tego spis, ponad połowa zadeklarowała jednocześnie narodowość polską i śląską). Mają swoją historię, swój nieco inny język, zamieszkują wspólny teren i – najważniejsze – mają poczucie odrębności. Potrzebują uznania za mniejszość etniczną, nie tylko po to, by poczuć się lepiej, ale by zyskać pieniądze na regionalną edukację, kulturę, rozwój nauki, choćby leżących odłogiem badań historycznych nad Górnym Śląskiem".

Cały ten dość długi cytat pokazuje, że już niedługo pod hasłem: „jest nas 806 tysięcy" – autonomiści przystąpią do kolejnego etapu walki o uznanie ich za mniejszość narodową. W ślad za tym pójdzie tworzenie nowego autonomistycznego programu regionalnej nauki, ale jak podejrzewam, chodzi głównie o historię. A historia Śląska lansowana przez RAŚ to akcentowanie tego, co Śląsk od Polski dzieli, skupianie się na krzywdach Ślązaków doznanych z rąk Polaków i demitologizacji (czytaj zerwania) tradycji walki Ślązaków o przyłączenie do Polski.

Towarzyszy temu dziwaczny dogmatyzm przy wskrzeszaniu niemieckich tradycji. Parę dni temu RAŚ w Bielsku-Białej zażądał zmiany nazwy tamtejszego klubu „Podbeskidzie" na BBTS (Bielskobialskie Towarzystwo Sportowe) – co jest polskim tłumaczeniem nazwy BBSV – Bielitz-Bialaer Sport Verein założonego w 1907 roku.

Propaganda autonomistów

Jerzy Gorzelik twierdzi, że po spisie „zmieniły się okoliczności". Czyżby? Według danych GUS tylko 362 tys. obywateli RP zadeklarowało się jako przedstawiciele osobnego narodu śląskiego. Większa, bo licząca 415 tys. osób grupa wskazała na identyfikację śląską nierozerwalnie związaną z polskością. Ale i tak obie te liczby to mniejszość wobec 5,5 mln liczby mieszkańców województw śląskiego i opolskiego.

Spis Głównego Urzędu Statystycznego zakończył kolejny etap debaty o istnieniu lub nieistnieniu osobnego narodu śląskiego, którego hasło lansują Ruchu Autonomii Śląska i Związek Ludności Narodowości Śląskiej (ZLNŚ). W ciągu ostatniej dekady przy wsparciu dwóch najsilniejszych pism na Górnym Śląsku – „Gazety Wyborczej" i „Dziennika Zachodniego" autonomiści śląskość przeciwstawiali polskości. Bagatelizowali więzy, jakie od wieków łączą Ślązaków z Polską na gruncie językowym, historycznym i kulturowym. Piękne tradycje powstań śląskich, budowania województwa śląskiego w okresie międzywojennym i ofiary wojny wyśmiewano, uznając je za wytwór komunistycznej propagandy lub warszawskiego centralizmu.

Dziś Gorzelik już nie podkreśla, że kampania RAŚ przed spisem koncentrowała się na istnieniu osobnego narodu śląskiego. Utrzymuje, że przypominano jedynie, iż ankietowani mają możliwość podania narodowości śląskiej. Ale jeśli sięgniemy np. do „Dziennika Zachodniego" z 5 marca 2010 r., w tekście Agaty Pustułki pt. „Śląskie pomysły na spis powszechny" przeczytamy: „Spoty reklamowe, plakaty, a może i billboardy z wizerunkami autorytetów: reżysera Kazimierza Kutza oraz malarza Henryka Wańka mają zachęcić mieszkańców woj. śląskiego do zadeklarowania podczas przyszłorocznego spisu powszechnego narodowości śląskiej. (...) – To już nie będzie zabawa. Wydrukujemy kilkadziesiąt tysięcy ulotek – twierdzi Andrzej Roczniok, przewodniczący zabiegającego o rejestrację Związku Ludności Narodowości Śląskiej".

Dwa lata temu dziennik pisał: „Śląskie organizacje regionalne i stowarzyszenia już teraz zaczęły przygotowania do wielkiej akcji, bo chcą pobić wynik spisu z 2002 roku, gdy do narodowości śląskiej przyznało się 173 tysiące osób, co w gronie polityków i socjologów wywołało wręcz szok. Gdy będzie nas więcej, to droga do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną stanie się łatwiejsza – mówi Gorzelik".

Tekst ilustrowało zdjęcie aktywisty RAŚ w koszulce z napisem: „Nie Niemiec! Nie Polak! Ślązak!".

Dziś gdy skala porażki jest wyraźna – liderzy RAŚ włączają na siłę do puli narodu śląskiego – także tych Ślązaków, którzy zastrzegli, że nie widzą możliwości rozdzielenia swojej tożsamości śląskiej od polskości. 415 tys. Ślązaków, którzy czują się Polakami mają teraz służyć szefowi RAŚ za mięso armatnie w kampanii przeciwstawiania Ślązaków polskości. To oni mają być argumentem na rzecz nowej polityki historycznej ruchu. Mają uwiarygodniać kampanię RAŚ lansującą nazywanie sowiecko-komunistycznych katowni, w których po II wojnie światowej dręczono zarówno Polaków spoza Śląska, jak i Ślązaków czujących się Polakami – polskimi obozami koncentracyjnymi.

Licencja na radykalizm?

Grzegorz Sroczyński, komentator „Gazety Wyborczej", polemizując z moimi ostrzeżeniami przed radykalizmem RAŚ, odpowiada: „Działacze RAŚ mają na koncie skrajne wypowiedzi. Tyle że mniejszości można więcej odpuścić. Właśnie dlatego, że jest mniejszością. Spójrzcie na proporcje: 36 mln Polaków i 800 tys. Ślązaków. Czy naprawdę prawica ma powody, żeby demonizować RAŚ? Jeśli liderzy ruchu plotą głupoty, to robią to w imieniu mniejszości z mniejszości".

Zachęcam państwa do dokładnego przyjrzenia się tej publicystycznej figurze i rozłożenia jej na czynniki pierwsze. Wpierw forsujemy nieuczciwą intelektualnie tezę, że 800 tysięcy Ślązaków ogłosiło się mniejszością narodową, a potem ogłaszamy, że z racji bycia mniejszością RAŚ może dzielić mieszkańców Śląska swoimi teoriami historycznymi.

Jak w cylindrze magika – wpierw Ślązacy zostali zamienieni w mniejszość narodową, odcięci od Polski, a potem utożsamieni z RAŚ. A RAŚ dajemy wolną rękę do historycznego awanturnictwa, bo mniejszościom wolno więcej.

Takimi manipulacjami na słowach i pojęciach mieszkańcy Górnego Śląska częstowani są od ponad dekady.

Kim są Ślązacy?

Wierzę, że jakaś część z 415 tysięcy uczestników spisu powszechnego chciała podkreślić potrzebę szanowania ich śląskiej tożsamości, a jednocześnie zadeklarować łączność z polskością. Szanuję ich obawy przed zatraceniem swej śląskiej specyfiki czy zaginięciem „śląskiej godki".

Ale czy wśród osób deklarujących się tylko jako Polacy nie ma i takich, których związki rodzinne z tą ziemią trwają od wielu wieków? Czy można uznać, że nie ma wśród nich tych, których przodkowie walczyli w powstaniach śląskich? I być może zadeklarowali się jako Polacy bez dodawania tożsamości śląskiej właśnie dlatego, że są zaniepokojeni tym, co robi Gorzelik i RAŚ? Może zadeklarowali się jako Polacy, bo pamiętają, że właśnie jako Polaków rozstrzeliwano ich przodków w czasie powstań śląskich? Że za bycie Polakiem zsyłano kapłanów wiernych polskiej mowie do Dachau?

A czy ktoś przy okazji zatroszczył się o samopoczucie tych, którzy przyjechali tu po wojnie z województwa kieleckiego czy z Kresów, ale ciężko zapracowali na rozbudowę śląskich wyższych uczelni, kopalń czy lokalnego życia artystycznego? Czy tym ludziom mamy zostawić jedynie przynależność do narodu, który – w opinii RAŚ – zasłynął budowaniem polskich obozów koncentracyjnych?

Zamiast szukać pojemnej formuły śląskości, która pogodzi młodego człowieka, którego dziadowie przyjechali na Śląsk z Wileńszczyzny, z tym, który jest dumny z tego, iż jego przodkowie żyli na Śląsku od stuleci – przy okazji spisu dopuszczono do mimowolnego wyścigu, kto jest bardziej śląski.

Złowróżbny podział

Jeśli rzeczywiście chce się oderwać śląskość od polskości, to eskalowanie takich podziałów ma głęboki – choć złowróżbny – sens. To charakterystyczne, że środowisko „Gazety Wyborczej" we wszystkich innych wypadkach troszczy się, jak budować wspólnoty jak najbardziej inkluzywne, a nie wykluczające. Tymczasem w wypadku województwa śląskiego gazeta kibicuje Ślązakom-autonomistom uważającym się za osobny naród.

A wszystko dzieje się w sytuacji, gdy po raz pierwszy od dekad mieszkańcy Górnego Śląska rzeczywiście mogą swobodnie rozwijać swoją śląską tożsamość.

Z tym, że o ile po jednej stronie sporu stoi wyrazisty podmiot – Ruch Autonomii Śląska, o tyle w obronie tradycji nierozłączności Śląska od Polski odzywają się pojedyncze głosy. Formalnie stoi za nimi całe państwo, ale praktycznie, gdy negowane są tradycje polskie, ich obrońcy w lokalnych mediach przedstawiani są jako ekstremiści. Parę lat temu widzieliśmy, jak Kazimierz Kutz nazwał tak szacowne postacie, jak: Jerzy Buzek, Maria Pańczyk, Dorota Simonides, Jan Miodek czy Helena Synowiec "ludźmi wyalienowanymi ze śląskości, którzy zatracili ową »niepokojącą inność« i stali się »banerowymi« Ślązakami nadającymi się tylko na »śląskie podmioty plakatowe w Warszawie«". Aby zasłużyć na takie napiętnowanie, wystarczyło zauważyć trzeźwo, że „godka Śląska", która powinna być szanowna jako element tożsamości Śląska – nie może być uważana za osobny język.

Dziś coraz bardziej niepokoi sytuacja, w której radykalna mniejszość zdobywa monopol na reprezentowanie całej ludności regionu górnośląskiego. I która nawet faktyczną porażkę spisu jest w stanie zamienić w medialny sukces.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?