Od Pussy Riot do Antykomora

Kali kpić z Koranu – źle. Kali ścinać krzyże – dobrze – pisze publicysta

Publikacja: 17.09.2012 20:20

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Trzy miasta, trzy wydarzenia, cztery oświadczenia. Wszystkie mające związek z wolnością słowa. I wprawiające w konfuzję.

Gdy sąd w Moskwie wydał wyroki na członkinie zespołu Pussy Riot, amerykańskie władze zareagowały stanowczo. Wręcz zaskakująco stanowczo, biorąc pod uwagę troskę obecnej administracji o utrzymanie dobrych stosunków z putinowską Rosją.

Oczernianie wielkiej religii

„Rząd Stanów Zjednoczonych jest rozczarowany werdyktem sądu i orzeczonymi karami, nieproporcjonalnymi do popełnionych czynów” - powiedział zastępca rzecznika Białego Domu Josh Earnest. „Zdajemy sobie sprawę, że zachowanie grupy mogłoby być dla niektórych obraźliwe, ale mamy sporo wątpliwości co do sposobu, w jaki te młode kobiety zostały potraktowane przez rosyjski wymiar sprawiedliwości”.

Podobne słowa popłynęły z ust przedstawicielki Departamentu Stanu Victorii Nuland. „Ten wyrok będzie miał negatywny wpływ na kondycję wolności słowa w Rosji” - stwierdziła.

Przypomnijmy: w lutym tego roku panie z Pussy Riot wtargnęły do moskiewskiego soboru Chrystusa Zbawiciela i zaśpiewały utwór „Bogurodzico, przegoń Putina”. Prawosławna hierarchia, a także wielu wiernych było oburzonych happeningiem i drwinami z ich religii.

Niespełna miesiąc później amerykańska dyplomacja musiała stawić czoła kolejnemu, dużo poważniejszemu kryzysowi, choć także związanemu z debatą na temat wolności słowa. W kilku krajach muzułmańskich manifestanci zaatakowali zachodnie ambasady i konsulaty, głównie amerykańskie. W Bengazi zginęło czterech dyplomatów USA, w tym ambasador Christopher Stevens. Wybuch nienawiści był spowodowany opublikowaniem w Internecie obraźliwego dla muzułmanów filmu, przedstawiającego m.in. Mahometa jako pedofila. Aczkolwiek skala zamieszek i ich zbieżność z rocznicą zamachów 11 września 2001 r. skłoniła wielu ekspertów do przypuszczeń, iż akcja była przygotowywana od dawna, zaś amatorski, niszowy i grafomański film posłużył jedynie za pretekst.

Także w tym wypadku Departament Stanu zajął jasne stanowisko. Hillary Clinton podkreśliła kilkakrotnie, że rząd USA nie miał z tym „dziełem” nic wspólnego, ale nie może zakazać jego rozpowszechniania, gdyż naruszyłby w ten sposób konstytucję. Z drugiej strony pani sekretarz stanu zbeształa autorów filmu bez żadnej taryfy ulgowej: „Zdecydowanie odrzucamy treść filmu oraz jego przekaz. To wideo jest po prostu obrzydliwe i karygodne. Najwyraźniej jego producenci mieli jeden, cyniczny cel: oczernić wielką religię i sprowokować eksplozję wściekłości jej wyznawców”.

Następnego dnia w Piotrkowie Trybunalskim, średniej wielkości mieście w dużym, europejskim, demokratycznym kraju, zakończył się proces założyciela pewnej strony internetowej, wykpiwającej głowę państwa.

Twórca witryny Antykomor.pl Robert Frycz został skazany na rok i trzy miesiące ograniczenia wolności - będzie musiał poświęcać 40 godzin miesięcznie na prace społeczne. Według sędziego Grzegorza Krogulca zdjęcia zamieszczone na stronie „nie mają nic wspólnego z aktualnym komentarzem politycznym czy dyskusją, a są jedynie znieważające, obrażające i uwłaczające”. „Nie temu służy wolność słowa, aby pod jej pretekstem upowszechniać agresję w stosunkach międzyludzkich, dążyć do uwłaczania cudzej godności, obrażać i krzywdzić kogokolwiek” - uzasadniał wyrok sędzia Krogulec.

Tym razem Departament Stanu nie zareagował. Dziwne. Może Hillary Clinton nie mogła się zdecydować, czy potępić twórcę Antykomor.pl jako promującego treści „obrzydliwe, karygodne i oczerniające naszego drogiego przyjaciela Bronka” czy też ostro skrytykować polski wymiar sprawiedliwości za wydanie wyroku „nieproporcjonalnego do popełnionych czynów”.

Femen i Koran

Czempionów podwójnych standardów nam się ostatnio namnożyło. Ale amerykańscy dyplomaci na pewno zasługują na wzmiankę w Księdze rekordów Guinnessa. Zresztą w Polsce też znalazłoby się paru aktywistów od praw człowieka, kilku polityków i tuzin redaktorów, którzy najpierw stanęli w obronie Pussy Riot (w imię wolności słowa), a teraz wyrażają swoje zrozumienie dla muzułmanów, obrażonych przez autorów skandalizującego filmu o Mahomecie, oraz dla sędziego Krogulca (twierdząc, że wolność słowa powinna mieć jednak swoje granice).

„Zdajemy sobie sprawę, że zachowanie grupy mogłoby być dla niektórych obraźliwe” - mówił o Pussy Riot rzecznik Białego Domu. Czy odważyłby się użyć takiego sformułowania w przypadku antyislamskiego filmiku, określając półtora miliarda muzułmanów mianem „niektórych”? A może pan rzecznik nie do końca zdawał sobie sprawę, kogo Pussy Riot obraziły swoim koncertem w cerkwi i że wyznawców prawosławia, którzy mogli się poczuć obrażeni, jest na świecie 300 milionów (a przecież zniesmaczeni powinni być de facto wszyscy chrześcijanie)? A może - aż strach stawiać tak ryzykowne tezy - dla obecnej administracji USA są jednak religie „równe” i „równiejsze”.

Warto wspomnieć, że w ramach solidarności z Pussy Riot słynna organizacja Femen rozpoczęła akcję ścinania krzyży - piła mechaniczna nie oszczędziła m.in. krzyża upamiętniającego ofiary NKWD (co świadczy o tym, że niewiasty z Femenu chyba nie do końca wiedzą, co ścinają i po co). Na wygłupy w cerkwi można jeszcze machnąć ręką, ale ostentacyjne niszczenie najważniejszego symbolu chrześcijaństwa to już nie przelewki. Gdyby ktoś chciał zadać równie bolesny cios wyznawcy islamu, powinien na jego oczach spalić Koran.

Wyobraźmy sobie teraz, że w kilku miastach Rosji dziewczęta z Femenu, wywijając przed kamerami nagimi biustami, rytualnie bezczeszczą świętą księgę islamu. Myślę, że jeszcze tego samego dnia wszystkie rosyjskie ambasady w krajach muzułmańskich poszłyby z dymem, a w moskiewskim metrze wysadziłoby się kilku zamachowców-samobójców.
Oczywiście, performerki z Pussy Riot nie zapracowały sobie na dwa lata łagru. Raczej na politowanie. Nad ich żenującym happeningiem powinniśmy spuścić zasłonę milczenia.

Ale godne politowania jest też zachowanie politycznych elit Ameryki i Europy Zachodniej. Kpiny z chrześcijaństwa okazują się sztuką, a ich autorzy wymagają specjalnej ochrony. Szyderstwa z islamu są zaś niedopuszczalne, a szydercy są z miejsca wykluczani poza nawias społeczny.

Wychłoszcz sobie Jezusa

Sprawa Roberta Frycza nie ma rzecz jasna nic wspólnego z religią, jednak wpisuje się w ten sam scenariusz. Powiedzmy sobie szczerze, członkinie Pussy Riot nie zostałyby ukarane (a przynajmniej nie tak surowo), gdyby w ich piosence nie pojawił się Putin. Z miejsca urosły do rangi głównych przeciwniczek reżimu, co samo w sobie było dość groteskowe.
#Robert Frycz nie stanie się zapewne ikoną oporu wobec krwawej tyranii Tuska, choć nie wykluczam, że niektóre gazety mianują go „Drugim Więźniem Politycznym III RP” - po „Staruchu”. Tak czy inaczej proces Frycza przybliża nas do kremlowskiego ideału sądownictwa (co ciekawe, w tym samym czasie wybuchł skandal wokół sędziego Ryszarda „Proszę się nie martwić” Milewskiego, co prowadzi nas do jednego wniosku: fajne mamy sądy, a sędziów jeszcze fajniejszych).

Frycz wykazał się brakiem roztropności. Wystarczyło przecież, by obok gry z Bronisławem Komorowskim jako cel na jego witrynie pojawiła się strzelanka z ojcem Rydzykiem. Albo nawet z samym papieżem. Albo link pt. „Wychłoszcz sobie Jezusa”. Wtedy jego skazanie spotkałoby się z natychmiastową interwencją Departamentu Stanu, Auswärtiges Amt, Catherine Ashton i Paula McCartneya.

Reasumując: robienie sobie jaj z Mahometa jest zabawą wysokiego ryzyka. Można nie tylko samemu stracić życie, ale i przy okazji wywołać III wojnę światową. A cały „cywilizowany” świat - od Baracka Obamy, przez Angelę Merkel, po Jacka Żakowskiego - uzna, że uwłaczanie islamowi jest wyrazem zezwierzęcenia.

Robienie sobie jaj z Chrystusa może wprawdzie obrażać „niektórych”, ale wolność słowa jest w tym wypadku wartością najwyższą. Można liczyć na wstawiennictwo Hillary Clinton.

Robienie sobie jaj z prezydenta Rosji nie powinno podlegać sankcjom. Kary za krytykę głowy państwa godzą w demokrację i są dowodem na gnicie wymiaru sprawiedliwości.

Robienie sobie jaj z prezydenta Polski może podlegać karze (Helsińska Fundacja Praw Człowieka stwierdziła, że wyrok był „wyważony”), a w „cywilizowanym świecie” karanym nie zainteresuje się pies z kulawą nogą.

Poddaję się. Nic z tego nie rozumiem.

Autor jest publicystą „Uważam Rze”

Trzy miasta, trzy wydarzenia, cztery oświadczenia. Wszystkie mające związek z wolnością słowa. I wprawiające w konfuzję.

Gdy sąd w Moskwie wydał wyroki na członkinie zespołu Pussy Riot, amerykańskie władze zareagowały stanowczo. Wręcz zaskakująco stanowczo, biorąc pod uwagę troskę obecnej administracji o utrzymanie dobrych stosunków z putinowską Rosją.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką