Jak stary sweter

Pycha zaślepiła Platformę. A gdy jest się ślepym, nie zauważa się narastającego wokół chaosu - uważa publicysta

Publikacja: 08.10.2012 18:52

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Lech Wałęsa, komentując marsz „Obudź się, Polsko”, stwierdził, iż jest on „antydemokratyczny”. „Większość Polaków popiera Tuska i ten układ” - argumentował były prezydent. Kilka dni później sondaż TNS Polska wykazał, że większość Polaków jednak nie popiera ani Donalda Tuska, ani jego „układu”. Wałęsa, nie pierwszy raz zresztą, fatalnie się pomylił. Zwolennicy PiS mogą tym samym odetchnąć z ulgą - marsz jednak był demokratyczny, skoro uczestniczyli w nim ludzie wspierający najpopularniejszą partię nad Wisłą. Czy to jednak oznacza, że teraz wszystkie manifestacje organizowane przez Platformę Obywatelską będą „antydemokratyczne”? A co z dorocznymi paradami homoseksualistów? Wszak ich postulaty popiera mniejszość, by nie powiedzieć: garstka, Polaków.

Drogą Berlusconiego

Absurdalną tezę Wałęsy można by zbyć wzruszeniem ramion, gdyby nie fakt, iż jest ona świetną egzemplifikacją stosunku do demokracji liderów Platformy, wielu wyborców tego ugrupowania oraz „politycznych celebrytów”, którzy je wspierają. „Demokracja to my” - mówi Polakom rządząca partia. Ergo: ci, którzy są przeciwko nam, są przeciwko demokracji. A czy ktoś chciałby być napiętnowany jako wróg demokracji? Oczywiście, że nie.

Tyle że Platforma, strojąc się w pióra obrończyni porządku demokratycznego przed pisowską dyktaturą, tak bardzo uwierzyła w swoją potęgę, w swój rząd dusz, iż sama zaczęła ową demokrację tu i ówdzie nadwerężać. Skoro jest „nasza”, to możemy z nią robić, co nam się żywnie podoba.

Czy gdy PiS dojdzie do władzy, Kora zostanie wysłana do łagru, homoseksualiści będą przymusowo leczeni, a do szkół powrócą rózgi?

Państwo stało się dla PO prywatnym folwarkiem, w którym można wprowadzić skandaliczne prawo o zgromadzeniach, w którym można zmuszać posłów, by nie wpisywali do ustaw poprawek bez zgody ministrów, w którym można manipulować statystykami dotyczącymi budżetu, w którym można zatrudniać krewnych w państwowych spółkach bez żadnych konsekwencji, w którym wysyła się oddział antyterrorystów na autora „antydemokratycznej” strony internetowej, w którym skompromitowanym szefom BOR dodaje się jeszcze jedną gwiazdkę generalską, a ze skompromitowanych ministrów robi się marszałków Sejmu, w którym wreszcie premier chodzi na mecze piłkarskie otoczony wianuszkiem prokuratorów i nie widzi w tym niczego niestosownego.

Słynne stwierdzenie lorda Actona o władzy absolutnej, która korumpuje absolutnie, Donald Tusk powinien sobie oprawić w ramkę. Problem w tym, że już jest na to za późno. Pycha zaślepiła Platformę. A gdy jest się ślepym, nie zauważa się narastającego wokół chaosu. Tutaj jakiś wypadek kolejowy, tam jakaś wpadka z refundacją leków i bałagan z edukacją sześciolatków. W końcu pomylone ciała ofiar katastrofy smoleńskiej.

Powoli państwo się pruje, niczym stary sweter. Ale Platformie to nie przeszkadza, bo przecież „zielona wyspa”, bo przecież „80 miliardów euro z unijnego budżetu”, bo przecież jesteśmy „coraz bardziej szanowani w Europie”. A przede wszystkim: bo przecież czyhający za rogiem PiS. I szef rządu był przekonany, że dojedzie na tych infantylnych sloganach do „drugiego exposé”, a potem do trzeciego...

Tuskowy okręt zbliża się powoli do czegoś, co Anglosasi nazywają „The Perfect Storm”. Dzieje świata są usiane setkami przywódców, którzy stracili władzę, gdy w jednym czasie dopadły ich trzy złowrogie mary: własna arogancja, plaga niekompetencji i gospodarczy kryzys. Dwie pierwsze już straszą Tuska. Ta trzecia za chwilę usiądzie mu na głowie i zacznie szarpać za włosy. Proszę wybaczyć to porównanie (samemu premierowi zapewne nie przypadnie do gustu), ale Tusk może skończyć tak samo jak Silvio Berlusconi. Włosi byli w stanie wybaczyć mu wszystko - orgie z prostytutkami, nieznośną megalomanię, a nawet przeszczep włosów - ale nie wybaczyli mu, że przez swoją nieudolność doprowadził gospodarkę do zapaści.

Choćby i „Krwawy Antek”

Tuskowi nie pomogą nawet telewizyjne „Wiadomości”, które od wielu miesięcy, owszem, informują widzów o różnych „niedociągnięciach” i „brakach”, ale skrupulatnie nie przypominają, jak się nazywa partia, która akurat rządzi. Wychodząc najpewniej z założenia, iż wszyscy pamiętają, że rządzi PiS.

Tego samego dnia, gdy ogłoszono zaskakujące wyniki sondażu, w centrum Warszawy zapadł się fragment jednej z ulic. Najlepszy scenarzysta sitcomów nie wymyśliłby tak idiotycznej sekwencji wydarzeń. Lecz podobnych zbiegów okoliczności możemy w przyszłości oczekiwać jeszcze więcej. Niekompetencja PO - czy to na poziomie ministerialnym, czy władz lokalnych - to już nie tylko powód do internetowych żartów, ale poważny kłopot dla państwa. Chciałoby się spuścić zasłonę milczenia na działania takich profesjonalistów jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, Krystyna Szumilas czy Bartosz Arłukowicz, ale nie można, bo bałagan (by nie użyć mocniejszego słowa), jaki po sobie zostawią, będzie nam doskwierał przez lata.

Nic dziwnego, że coraz więcej wyborców jest gotowych przełknąć nawet Annę Fotygę na stanowisku szefa MSZ czy oddać się pod policyjny nadzór „Krwawego Antka”, byle tylko ktoś wreszcie zalepił tę dziurę, skończył remont „gierkówki” czy uratował Centrum Zdrowia Dziecka przed plajtą.

A będzie jeszcze gorzej, bo Platforma stanie przed koniecznością zmierzenia się z nadciągającym kryzysem, a wtedy zaklęcia ministra Rostowskiego, iż w roku 2014 czeka nas „znaczące odbicie”, mogą nie wystarczyć, by utrzymać przy sobie elektorat. „Znaczącym odbiciem” żaden bezrobotny sobie brzucha nie napełni.

Tusk w ostatnich dniach zniknął, nie tylko dlatego, że niezręcznie mu komentować 6-punktową stratę do PiS, ale także dlatego, iż nie ma w tej chwili niczego do powiedzenia. Że co? Że zbuduje jeszcze sto Orlików? Że przyjmie konwencję w sprawie przemocy wobec kobiet? Że wprowadzi kwoty płciowe w spółkach giełdowych?
Na ekranach telewizorów widzimy Małgorzatę Kidawę-Błońską, Rafała Grupińskiego i Andrzeja Halickiego, którzy mają do powiedzenia jeszcze mniej, bo co może mieć do powiedzenia mierny, ale wierny członek partyjnego aktywu. Jeżeli Tuskowi wydawało się, że będzie klajstrował wszystkie problemy państwa uśmiechem Kidawy-Błońskiej, bełkotem Stefana Niesiołowskiego i anglojęzycznymi występami Radosława Sikorskiego, to niech mu ktoś wreszcie wyjaśni, że ta epoka właśnie się skończyła.

 

Strachy, Lachy i retorsje

Tusk milczy, obudzili się za to jego akolici, a z bojowych surm popłynęło raz jeszcze głośne „Tusku, musisz!”.

Krakowski profesor Jan Hartman, w charakterystycznym dla siebie stylu, napisał na Twitterze: „Jedna trzecia Polaków chce głosować na PiS! Głupi Polak po szkodzie, a po prawdzie i przed szkodą głupi. Tusku, k...a, zrób coś! Obiecaj ludziom lody albo co”. Czy czegoś to państwu nie przypomina? Czy Hartman nie traktuje przypadkiem demokracji dokładnie tak samo jak Lech Wałęsa? „Demokracja to my, a reszta niech się nażre lodów i zamknie pysk” (swoją drogą, marzy mi się otwarta debata nad stanem państwa między „platformerskim” profesorem Hartmanem a „pisowskim” profesorem Glińskim. Wyglądałoby to mniej więcej tak jak pojedynek bokserski między Sławomirem Nowakiem a Tomaszem Adamkiem).

Wkrótce zapewne usłyszymy kolejnych hundert Professoren, kolejne autorytety, gwiazdy publicystyki i estrady, które będą nas straszyć demonami „kaczyzmu”, szaleństwami Macierewicza, nieuchronną wojną z Rosją i z Niemcami. Dowiemy się, że gdy PiS dojdzie do władzy, Kora zostanie wysłana do łagru, homoseksualiści będą przymusowo leczeni, do szkół powrócą rózgi, a ojciec Rydzyk rozsiądzie się niczym turecki pasza na multipleksie, wypychając stamtąd Polsat i TVN. Dowiemy się, iż prasa niemiecka jest zaniepokojona „wzrostem notowań ultrakatolickiej, populistycznej, antyeuropejskiej prawicy”, prasa hiszpańska obawia się o los polskich Żydów, a Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, już coś przebąkuje o sankcjach i retorsjach.

Bo przecież PiS może nam zabrać naszą ukochaną demokrację i rozdać ją ludziom, którzy kompletnie nie będą wiedzieli, co z nią zrobić.

Autor jest publicystą  „Uważam Rze”

Lech Wałęsa, komentując marsz „Obudź się, Polsko”, stwierdził, iż jest on „antydemokratyczny”. „Większość Polaków popiera Tuska i ten układ” - argumentował były prezydent. Kilka dni później sondaż TNS Polska wykazał, że większość Polaków jednak nie popiera ani Donalda Tuska, ani jego „układu”. Wałęsa, nie pierwszy raz zresztą, fatalnie się pomylił. Zwolennicy PiS mogą tym samym odetchnąć z ulgą - marsz jednak był demokratyczny, skoro uczestniczyli w nim ludzie wspierający najpopularniejszą partię nad Wisłą. Czy to jednak oznacza, że teraz wszystkie manifestacje organizowane przez Platformę Obywatelską będą „antydemokratyczne”? A co z dorocznymi paradami homoseksualistów? Wszak ich postulaty popiera mniejszość, by nie powiedzieć: garstka, Polaków.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?