Spadek, od którego się nie uchylimy

Być może Czesi zapamiętali dwieście tysięcy prażan zebranych na placu Wacława i wznoszących ręce z okrzykiem „Sieg Heil!”. A potem odreagowali na Niemcach Sudeckich – uważa aktor.

Publikacja: 30.12.2012 23:00

Red

Aleksander Kaczorowski w tekście „Komu dobrze z kościotrupem" („Rz", 18 grudnia br.) tendencyjnie opacznie odczytał oświadczenie członków zarządu ZASP dotyczące filmu „Pokłosie". W związku z tym zmuszony jestem – w imieniu także dwojga pozostałych sygnatariuszy oświadczenia – pewne rzeczy wyjaśnić.

Czeski kościotrup

Otóż w istocie niefortunne okazało się użycie w oświadczeniu sformułowania o „sąsiadach na wschodzie, północy i południu", którzy „nie kwapią się do rachunku sumienia". Aleksander Kaczorowski nie jest pierwszym, który nam na ową niefortunność zwraca uwagę. I w istocie ma słuszność. Naszymi południowymi sąsiadami są wszak także Czesi. I ich rzeczywiście należało w jakiś sposób z grona sąsiadów, których mieliśmy na myśli, wyłączyć. Dokładniej chodzi o czeską część Republiki Czechosłowackiej, w której mieszkało przed wojną trzydziestokrotnie mniej Żydów niż w Polsce.

Jak słusznie zauważa autor rzeczonego artykułu, Czesi, może najprzyzwoiciej spośród okupowanych krajów Europy Środkowej i Wschodniej zachowujący się wobec swej nielicznej mniejszości żydowskiej w czasie Zagłady, mają innego  oryginalnego „kościotrupa w szafie" w postaci tużpowojennego zachowania się wobec Niemców Sudeckich.

Cóż, mam niemało powodów, by podziwiać braci Czechów, ale na pewno nie za ich postawę wobec okupanta. I może ich tak naganne, często karygodne zachowania wobec Niemców zaraz po wojnie wynikały ze wstydu, ze złej pamięci choćby o zamachu na Reinharda Heidricha, którego musieli zlikwidować dopiero dwaj cichociemni (symbolicznie Czech i Słowak) przysłani z Londynu, bo krajowy ruch oporu nie był w stanie sam zorganizować zamachu na demonstracyjnie jeżdżącego po Pradze odkrytym wozem Heidricha. Potem były okrutne represje okupanta. Podobnie jak po zamachu na Kutscherę w Warszawie. Ale może Czesi zapamiętali owych dwieście tysięcy prażan zebranych na placu Wacława i wznoszących ręce z okrzykiem „Sieg Heil!" (utrwalono to na taśmie filmowej). Cóż, odreagowali. Niestety, podobnie jak swój wstyd za Vichy i kolaborację odreagowywali Francuzi w przydzielonej im strefie okupacyjnej.

Polskie rozliczenia

Aleksander Kaczorowski pisze o rozliczeniu się, i to dawno temu, twórców, artystów czeskich z problemem wojny i Holokaustu. Przeciwstawia ich naszym twórcom. Zupełnie jakby zapomniał o wspaniałej prozie Adolfa Rudnickiego, o Bohdanie Wojdowskim, ba, o wstrząsającym, a napisanym tuż po wojnie (!) opowiadaniu Zofii Nałkowskiej „Przy torach". Wiele lat temu – nie jestem pewien, ale chyba wcześniej niż „Pociągi pod specjalnym nadzorem" Jiříego Menzla – powstał na jego podstawie przejmujący film Andrzeja Brzozowskiego z wielką rolą Haliny Mikołajskiej i zapowiadającą ciekawy talent rolą Mariana Kociniaka. Przypomnę: Żydówka wyskakuje z wagonu, z transportu do obozu śmierci. Leży przy torach. Ma złamaną nogę. Znajdują ją miejscowi chłopi i debatują, który ma ją zastrzelić. Jeden z nich ma karabin. No i robi to. Dużo drastyczniejszy temat niż w czeskich „Pociągach", nieprawdaż? Nasz temat.

No i dość o naszym jedynym błędzie w oświadczeniu, o mimowolnym „zaliczeniu" Czechów do owych sąsiadów z południa. Ale dlaczego przynajmniej połowę swego artykułu Aleksander Kaczorowski poświęca Bułgarom czy Węgrom, dalibóg nie sposób dociec. Przecież to nie na temat. Czyżby chodziło jedynie o ogólny popis wiedzy o tamtych czasach? Przecież ani jedni, ani drudzy wówczas naszymi sąsiadami nie byli. Owszem, byli nimi Słowacy, stanowiący drugi człon ówczesnego państwa na południe od nas. I o tym, jak zachowywały się władze „niepodległego" wówczas, satelickiego wobec Niemiec hitlerowskich państwa pod wodzą prezydenta księdza Tiso – sam autor artykułu pisze. Ja mam przyjaciela Słowaka, Żyda. Był małym dzieckiem. Przeżył. Pamięta horror. Był i pozostał gorącym czechofilem.

Prawda o sąsiadach

W pierwotnej wersji oświadczenia zarządu ZASP zdanie dotyczące sąsiadów, którzy „nie kwapią się do rachunku sumienia", było nawet mocniej sformułowane niż w ostatecznej wersji. Chcieliśmy bowiem podkreślić fakt, że relatywnie nasz, polski udział w złych czynach czasu wojny był mniejszy niż sąsiadów. Zrezygnowaliśmy z tego, bo wina wszak jest winą i nie godzi się jej relatywizować.

Wróćmy jednak do sąsiadów, o których autor artykułu napisanego w gruncie rzeczy nie na temat nawet się nie zająknął, słowem o nich nie wspomina.

Zacznijmy od Ukrainy, której obecne, niepodległe istnienie cenię pomny nauk Piłsudskiego i Giedroycia nade wszystko. Wystarczy wspomnieć: dywizję SS-Galizien, setki, może tysiące okrutnych strażników w obozach śmierci, skwapliwy udział policji ukraińskiej, na równi z gestapo, a może skwapliwszy, w likwidacji Żydów. Pisząc o sąsiadach, mniej myślałem o Rosjanach, nie są wszak bezpośrednimi sąsiadami. Ale mógłbym. W końcu oddziały ROA generała Własowa to nie były formacje sanitarne, też brały udział w dławieniu powstania. Litwini? Ostry, czasem wręcz szokujący antysemityzm, pogromy, no i działalność oddziałów Plechaviciusa. Wreszcie Łotysze. Dlaczego o nich? Cóż, wszak przynajmniej przez kilkadziesiąt lat byliśmy z Inflantami pod wspólnym berłem.

Płonące getto

Zapamiętałem ich oczyma dziecka. Owych „rycerzy" w czarnych uniformach. Strasznych. To było owej sławnej Wielkanocy, gdy likwidowano getto warszawskie. Płonęła jedna trzecia miasta, a my po aryjskiej stronie spacerowaliśmy w owe słoneczne dni, na swój sposób pogodni i – właśnie – obojętni. Szedłem z mamą na świąteczne śniadanie do znajomych. Kamienica, w której mieszkali, stała przy samym murze getta. Nie zapomnę obrazu: ściana ognia i naprzeciw niej dwóch jasnowłosych, postawnych żołnierzy w czarnych mundurach z zawiniętymi rękawami. Z entuzjazmem pruli z pistoletów maszynowych w ten ogień. To znaczy w skaczących weń ludzi. Jeden z nich nas zauważył. Staliśmy jak sparaliżowani. Gestem nakazał: „raus!".

Po paru minutach siedzieliśmy przy stole. Dzielenie się jajkiem. Życzenia. Ktoś zaintonował i wszyscy podjęli: „Wesoły nam dzień dziś nastał, którego z nas każdy żądał. Tego dnia Chrystus zmartwychwstał. Alleluja! Alleluja!..." Ciekawe, że tylko dziecko zauważyło niestosowność tej pieśni w tym miejscu, w tym czasie. Potem rozmawiano. Zapamiętałem zdanie rzucone z głębokim przekonaniem przez miłego pana inżyniera, patriotę, aktywnego w konspiracji – zginie za kilkanaście miesięcy, jak większość siedzących przy stole, w „naszym" powstaniu: „Co jak co, ale w jednym to nas Hitler wyręczył". Podobnie sformułowaną myśl usłyszę jeszcze dwa, może trzy razy. I zapamiętam.

Po co o tym wspominam? Aleksander Kaczorowski pod koniec swego artykułu snuje taką oto myśl: „Dziś, niemal równie odruchowo, mówi się o »polskich chłopach«, a każdemu staje przed oczami zdjęcie grupy obdartusów spod Treblinki. Przecież nie mamy z tym nic wspólnego. Z tym chamstwem. Z tym chłopstwem". Czytając, osłupiałem. O czym ten człowiek pisze? Chyba spiera się, polemizuje z kimś wymyślonym. Bo przecież nie z nami. Nie z naszym oświadczeniem, które dowodzi przekonania, że właśnie „mamy z tym coś wspólnego". I poprzez wyznanie winy staramy się oczyścić. Więc po co i do kogo adresowany jest ów artykuł?

Autor jest aktorem, członkiem zarządu Związku Artystów Scen Polskich

Pisał w Opiniach

Aleksander Kaczorowski

Komu dobrze z kościotrupem

18 grudnia 2012

Aleksander Kaczorowski w tekście „Komu dobrze z kościotrupem" („Rz", 18 grudnia br.) tendencyjnie opacznie odczytał oświadczenie członków zarządu ZASP dotyczące filmu „Pokłosie". W związku z tym zmuszony jestem – w imieniu także dwojga pozostałych sygnatariuszy oświadczenia – pewne rzeczy wyjaśnić.

Czeski kościotrup

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką