Aleksander Kaczorowski w tekście „Komu dobrze z kościotrupem" („Rz", 18 grudnia br.) tendencyjnie opacznie odczytał oświadczenie członków zarządu ZASP dotyczące filmu „Pokłosie". W związku z tym zmuszony jestem – w imieniu także dwojga pozostałych sygnatariuszy oświadczenia – pewne rzeczy wyjaśnić.
Czeski kościotrup
Otóż w istocie niefortunne okazało się użycie w oświadczeniu sformułowania o „sąsiadach na wschodzie, północy i południu", którzy „nie kwapią się do rachunku sumienia". Aleksander Kaczorowski nie jest pierwszym, który nam na ową niefortunność zwraca uwagę. I w istocie ma słuszność. Naszymi południowymi sąsiadami są wszak także Czesi. I ich rzeczywiście należało w jakiś sposób z grona sąsiadów, których mieliśmy na myśli, wyłączyć. Dokładniej chodzi o czeską część Republiki Czechosłowackiej, w której mieszkało przed wojną trzydziestokrotnie mniej Żydów niż w Polsce.
Jak słusznie zauważa autor rzeczonego artykułu, Czesi, może najprzyzwoiciej spośród okupowanych krajów Europy Środkowej i Wschodniej zachowujący się wobec swej nielicznej mniejszości żydowskiej w czasie Zagłady, mają innego oryginalnego „kościotrupa w szafie" w postaci tużpowojennego zachowania się wobec Niemców Sudeckich.
Cóż, mam niemało powodów, by podziwiać braci Czechów, ale na pewno nie za ich postawę wobec okupanta. I może ich tak naganne, często karygodne zachowania wobec Niemców zaraz po wojnie wynikały ze wstydu, ze złej pamięci choćby o zamachu na Reinharda Heidricha, którego musieli zlikwidować dopiero dwaj cichociemni (symbolicznie Czech i Słowak) przysłani z Londynu, bo krajowy ruch oporu nie był w stanie sam zorganizować zamachu na demonstracyjnie jeżdżącego po Pradze odkrytym wozem Heidricha. Potem były okrutne represje okupanta. Podobnie jak po zamachu na Kutscherę w Warszawie. Ale może Czesi zapamiętali owych dwieście tysięcy prażan zebranych na placu Wacława i wznoszących ręce z okrzykiem „Sieg Heil!" (utrwalono to na taśmie filmowej). Cóż, odreagowali. Niestety, podobnie jak swój wstyd za Vichy i kolaborację odreagowywali Francuzi w przydzielonej im strefie okupacyjnej.
Polskie rozliczenia
Aleksander Kaczorowski pisze o rozliczeniu się, i to dawno temu, twórców, artystów czeskich z problemem wojny i Holokaustu. Przeciwstawia ich naszym twórcom. Zupełnie jakby zapomniał o wspaniałej prozie Adolfa Rudnickiego, o Bohdanie Wojdowskim, ba, o wstrząsającym, a napisanym tuż po wojnie (!) opowiadaniu Zofii Nałkowskiej „Przy torach". Wiele lat temu – nie jestem pewien, ale chyba wcześniej niż „Pociągi pod specjalnym nadzorem" Jiříego Menzla – powstał na jego podstawie przejmujący film Andrzeja Brzozowskiego z wielką rolą Haliny Mikołajskiej i zapowiadającą ciekawy talent rolą Mariana Kociniaka. Przypomnę: Żydówka wyskakuje z wagonu, z transportu do obozu śmierci. Leży przy torach. Ma złamaną nogę. Znajdują ją miejscowi chłopi i debatują, który ma ją zastrzelić. Jeden z nich ma karabin. No i robi to. Dużo drastyczniejszy temat niż w czeskich „Pociągach", nieprawdaż? Nasz temat.