Jedna Ukraina czy dwie

To nie jest czas na demagogię ?i walkę uliczną. Dziś Ukraińcom ?tak bardzo potrzebna jest ?„Strategia dla Ukrainy", jak kiedyś nam przydała się „Strategia ?dla Polski", która właściwie ukierunkowała przemiany ?ustrojowe i politykę rozwoju gospodarczego ?– twierdzi były wicepremier.

Publikacja: 27.01.2014 18:50

Grzegorz W. Kołodko

Grzegorz W. Kołodko

Foto: Rzeczpospolita, Dariusz Górajski dariusz górajski

Red

W książce „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości" napisałem: „Znaczące konsekwencje – tak ekonomiczne, jak i polityczne, zarówno ludnościowe, jak i kulturowe – miałoby ewentualne przyjęcie do grona członków (Unii Europejskiej – przyp. red.) Turcji ?(80 milionów mieszkańców i ich liczba rośnie) oraz Ukrainy (45 milionów i spada). Na razie jest to mało prawdopodobne, jednak w ogóle możliwe, i niewykluczone w trzeciej lub czwartej dekadzie wieku, o ile kraje te naprawdę zechcą się zintegrować, co wcale nie jest takie pewne".

Tak, napisałem: „w trzeciej lub czwartej dekadzie wieku". Trzecia rozpocznie się już za siedem lat, czwarta kończyć się będzie za lat siedemnaście. A czas szybko biegnie...

W Turcji sytuacja podczas minionego roku ponownie się skomplikowała i perspektywa ewentualnego członkostwa we Wspólnocie Europejskiej jest teraz bardziej odległa niż rok temu. Niektórzy oczekują, inni chcą, a jeszcze inni obawiają się islamizacji zamiast westernizacji. Na placu Taksim barykad dziś się nie wznosi, ale spokoju tam również nie ma. I gdy znów pojawią się demonstranci, media będą miały podniecającą je i służącą do ekscytowania innych pożywkę.

Ale czy wtedy, w dekadzie lat 2020 czy 2030, będzie jedna Ukraina czy dwie – podobnie jak w innej części świata powstały dwa Sudany? To jest naprawdę poważne pytanie, a ostatnie tygodnie ten dylemat stawiają z coraz większą ostrością.

Bogactwo i bieda. Dwa światy Majdanu

Czas zamętu

Jak bardzo zamęt towarzyszący obecnej rewolucji – bo to jest czas zamętu, bo to jest rewolucja, tyle że bez klarownej, konstruktywnej wizji alternatywnej wobec rzeczywistości – cofnie poziom produkcji Ukrainy i standard życia jej ludności? A i tak jest on, ogólnie i przeciętnie rzecz ujmując, znacznie mniejszy niż ćwierć wieku temu, w ostatnich latach istnienia Związku Radzieckiego. „Ogólnie i przeciętnie", co oznacza, że skoro dla mniejszości jest wyższy, dla niektórych członków tzw. elit nawet bardzo, to dla większości jest odczuwalnie mniejszy.

Na mieszkańca naszego wschodniego sąsiada przypada dochód narodowy zaledwie w wysokości 7300 dolarów (liczony jako produkt krajowy brutto, PKB, według parytetu siły nabywczej, co umożliwia porównania międzynarodowe). W Polsce jest to prawie trzykrotnie więcej, podczas gdy w całej Unii Europejskiej wynosi on średnio ponad 34 tysiące dolarów. Innymi słowy, po z górą dwudziestu latach poradzieckiej transformacji, źle ukierunkowanej i niewłaściwie sterowanej, dochód na głowę Ukraińca wynosi marną piątą część dochodu mieszkańca Unii Europejskiej. Nawet w Rosji PKB na głowę jest z górą dwukrotnie większy i wynosi 17 500 dolarów.

To właśnie dlatego Ukraińcy tak bardzo chcą do „Europy", w swojej naiwności wierząc, że członkostwo w UE szybko owocuje dostatkiem. Nie, bierze się on bowiem z wydajnej, dobrze zorganizowanej pracy, z wysokiej jakości zarządzania firmami, z uczciwej przedsiębiorczości, z rozważnej, zorientowanej dalekosiężnie strategii rozwoju społeczno-gospodarczego, z instytucji sprzyjających zrównoważonemu wzrostowi produkcji. Pod każdym z tych względów Ukraina wlecze się w tyle za innymi krajami europejskimi.

Ukraińcy chcą do „Europy", bo w swojej naiwności wierzą, że członkostwo w Unii szybko owocuje dostatkiem

Unia Europejska i jej przywódcy – a także niektórzy polscy wpływowi politycy – nie potrafili (i nie chcieli) złożyć przed listopadowym szczytem Unii Europejskiej w Wilnie jednoznacznej deklaracji, że jeśli Ukraina spełni wszystkie kryteria członkostwa, to zostanie do Unii przyjęta. Może w trzeciej, może w czwartej dekadzie, ale że zostanie przyjęta. Tego nie powiedziano, co też pokazuje hipokryzję polityki „wolnego świata". Także tej, która widzi Ukrainę jako kartę w rozgrywce sił konserwatywnych na Zachodzie (i w Polsce) przeciwko zbyt silnej, ich zdaniem, geopolitycznej pozycji Rosji.

Syria? Egipt? Sudan?

Moi ukraińscy studenci powiadają, że to nie Ukraińcy protestują, lecz „zachodnia Ukraina demonstruje, a wschodnia pracuje". Oczywiście, obraz jest dużo bardziej skomplikowany niż ten uproszczony sąd, ale coś w tym jest. Widać to zwłaszcza, gdy spojrzy się na mapę pokazywaną w rozmaitych serwisach informacyjnych, aczkolwiek sytuacja jest tak dynamiczna, że zmienia się z dnia na dzień i do rozruchów dochodzi także na południu kraju, w Odessie czy właśnie na wschodzie, między innymi w Dniepropietrowsku.

Jeszcze trochę i będziemy mieli w Europie... No właśnie, co? Aż „drugą Syrię" czy tylko „drugi Egipt?" Aż „drugi Sudan" czy może wystarczy „druga Libia"? Nie tam chcielibyśmy szukać analogii, ale coraz więcej podobieństw z tym czy innym krajem siłą rzeczy będzie się nasuwać.

Byłem i na placu Tahrir w Kairze, i w swoim czasie na kijowskim Majdanie, więc pewne analogie już dostrzegam. I tu, i tam wyraźnie widać, przeciwko czemu są demonstranci. I że są za lepszą przyszłością. To jasne. Nazwałem to kiedyś „The Cairo Consensus"; w miarę dokładnie wiadomo, kto jest przeciwko czemu, lecz nie za bardzo wiadomo, czego się tak naprawdę – konkretnie i pragmatycznie – chce.

Do stołu, a nie na barykady

Jak zatem dojść do tej lepszej przyszłości? Na to pytanie opozycja – jak powiedzieliby Polacy, „od Sasa do Lasa" – nie ma odpowiedzi. Nawet jeśli nie przetrwa władza z prezydentem Wiktorem Janukowyczem – a nie przetrwa, chociaż, jak pokazuje przykład Syrii z prezydentem Asadem, reżim niechciany przez jednych, lecz popierany przez innych potrwać może dużo dłużej, niż zdawało się na początku rewolucji – to jej upadek problemu nie rozwiąże. Przejdzie się jedynie do następnej fazy kryzysu.

Wolałbym szukać analogii nie pomiędzy ukraińskim syndromem a niektórymi krajami uwikłanymi w trwającą już trzecią zimę arabską wiosnę czy też w jakimś stopniu również Turcją, lecz pomiędzy teraz na Ukrainie i ćwierć wieku temu w Polsce.

Dokładnie 25 lat temu, 6 lutego 1989 roku, zasiedliśmy w Warszawie do negocjacji Okrągłego Stołu. W pałacu, w którym teraz zasiada prezydent Rzeczypospolitej. I choć pozytywnie ocenia go niewiele ponad 50 procent rodaków, nikt nie okupuje znajdującego się opodal placu Zamkowego i nie wznosi tam barykad. Też uczestniczyłem w obradach Okrągłego Stołu; jakże różniły się one od rozbijania namiotów na placu Tahrir w Kairze, starć z policją na placu Taksim w Stambule czy napełniania worków zmrożonym śniegiem na Majdanie w Kijowie. Namioty się zwinie, śnieg stopnieje, a problemy pozostaną...

Jedyna szansa na ich sensowne rozwiązywanie to negocjacje, które wpierw uwypuklą autentyczne różnice ideologiczne, polityczne i ekonomiczne, a później zaproponują pragmatyczne sposoby rozwiązywania przezwyciężania piętrzących się trudności. Twarde, merytoryczne negocjacje przy stole, odpowiedzialnych ludzi o różnych poglądach i sprzecznych interesach, nie są tak telegeniczne jak burzenie muru berlińskiego, starcia z policją w przyłbicach, klęczenie ze wzniesionymi obrazami świętych czy pokazywanie przez uśmiechnięte dziewczyny – w chustach albo bez – zajączka, zwycięskiego znaku V.

To nie jest czas na demagogię i uliczną walkę, ale na polityczną i ekonomiczną strategię. Ukrainie jest tak bardzo potrzebna „Strategia dla Ukrainy", jak kiedyś przydała się nam „Strategia dla Polski", która w latach 1994–1997, po nieudanym szoku bez terapii na początku transformacji w latach 1989–1991, właściwie ukierunkowała polskie przemiany ustrojowe i politykę rozwoju gospodarczego.

Wpierw będzie gorzej

Teraz, niestety, kompromitują się nie tylko ukraińskie elity władzy i opozycji, ale także skorzy do dawania „dobrych" rad politycy zachodni. Żeby Ukrainie coś mądrego doradzić, trzeba wpierw ją zrozumieć i prowadzić wobec tego ważnego kraju uczciwą grę polityczną i ekonomiczną. Tymczasem daleko do tego.

Ukraina to kolejny przypadek pokazujący, jak w tym wędrującym świecie można zrobić wielki problem w miejscu i czasie, gdzie można było w miarę spokojnie sprostać rozlicznym wyzwaniom. Ukraiński – teraz już – dramat pokazuje, jak przejść z sytuacji, w której rozwiązywanie sprzeczności interesów ekonomicznych i poglądów politycznych było możliwe, do sytuacji, która wymyka się spod kontroli. Ukraina to jeszcze jeden kraj, w którym już zaczynały się rysować perspektywy dobrego jutra, a teraz, niestety, z dnia na dzień stają się one coraz bardziej odległe, aczkolwiek demonstrujący nadal mogą mieć iluzję, że są coraz bliższe...

Autor jest profesorem nauk ekonomicznych, wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego. Wicepremier i minister finansów ?w latach 1994–1997 i 2002–2003

W książce „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości" napisałem: „Znaczące konsekwencje – tak ekonomiczne, jak i polityczne, zarówno ludnościowe, jak i kulturowe – miałoby ewentualne przyjęcie do grona członków (Unii Europejskiej – przyp. red.) Turcji ?(80 milionów mieszkańców i ich liczba rośnie) oraz Ukrainy (45 milionów i spada). Na razie jest to mało prawdopodobne, jednak w ogóle możliwe, i niewykluczone w trzeciej lub czwartej dekadzie wieku, o ile kraje te naprawdę zechcą się zintegrować, co wcale nie jest takie pewne".

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?