Przed Majdanem ludzie na Ukrainie wiedzieli, że coś jest nie tak z polityką wewnętrzną w ich państwie. Teraz mają świadomość, że krach nastąpił w polityce zagranicznej, gospodarczej, społecznej i w każdej innej. Od zupełnego bankructwa, a może i rozpadu kraju Kijów uratowała Moskwa, pożyczając miesiąc temu „młodszemu" bratu 15 mld dol. Moskiewski kredyt wcale jednak nie usunął zagrożenia, wręcz przeciwnie. Na ulicach Kijowa polała się krew, a miecz Damoklesa na dobre zawisł nad Dnieprem. Ukraina stanęła na krawędzi wojny domowej. Aby przetrwać, nie wystarczy już zaprzestać z rozkradaniem państwa. Ukraińskie elity i całe społeczeństwo muszą zachować zimną krew i wznieść się ponad podziały. Aby spełniły się marzenia demonstrantów o nowym państwie cała Ukraina musi zmienić system wartości.
Car Wiktor
Wyciągnięty przez Leonida Kuczmę w 2002 r., jak królik z kapelusza, Wiktor Janukowycz miał być politykiem słabym i nie związanym z żadnym oligarchą. Dziś na scenie ukraińskiej jest carem, który zbudował własny klan i zgromadził majątek, służący mu do utrzymania władzy i dalszego bogacenia się. Nawet najpotężniejszy ukraiński magnat, Rinat Achmetow, który po przegranych wyborach prezydenckich 2004 roku przywitał Janukowycza na lotnisku prawym sierpowym, dziś przyjął jego reguły gry. Współpracuje z „siemiejnym" kapitałem, bo nie ma innego wyboru. Wie, że precedens Chodorkowskiego, choć zapewne w łagodniejszej formie, może powtórzyć się równie dobrze i nad Dnieprem. Pozostali oligarchowie wodzą za nim wzrokiem i raczej nie mają zbyt wielkiej chęci zadzierać z prezydentem. Trudno więc dać wiarę temu, że Majdan, a szczególnie wydarzenia 30 listopada i 11 grudnia to wynik rokoszu części oligarchów. Jeśli nawet są oni „wyznania dniepropietrowskiego", czy nawet moskiewskiego, to rewolty nie zaryzykują. Czasy, kiedy to oni wybierali prezydenta już się skończyły. Mało tego, dziś największą gwarancje przetrwania daje im właśnie Janukowycz. Przyczyn Majdanu trzeba szukać gdzie indziej.
Zajazd Donbasu
Obejmując urząd prezydenta w 2010 roku Wiktor Janukowycz nie był już politykiem nieznanym, ale wciąż pozostawał uzależniony niczym ubogi krewny od oligarchów, głównie Achmetowa, a także od różnych frakcji w Partii Regionów. W rządowych fotelach zasiadali znani politycy delegowani przez klany kapitałowe i partyjne. Ich zadanie nie polegało na pełnieniu misji państwowej, a na dbaniu o interesy swoich mocodawców. Ten stan rzeczy zaczął się zmieniać po odrzuceniu przez Sąd Konstytucyjny zmian wniesionych do ustawy zasadniczej w 2004 roku, czyli po powrocie Ukrainy do systemu prezydenckiego. Wymianę kadry rządowej szczególnie dało się zauważyć przed i po wyborach parlamentarnych 2012 r. Janukowycz na funkcje ministrów i wyższych urzędników państwowych przestał powoływać znane osobistości. Od tej pory do rządu wchodzili ludzie nieznani, za to mocno związani m klanem „Simii"; (Arbuzow, Kołbołow, Zacharczenko, Klimienko, Stawicki,...) Ich zadaniem nie była już ochrona interesów różnych frakcji politycznych i towarzyskich, a dbanie o interesy rodziny prezydenckiej. Utrzymywanie Partii Regionów prezydent zrzucił na barki oligarchów, a sam skupił się na ochronie własnych interesów i kampanii prezydenckiej 2015 roku. W efekcie doboru nowej kadry stworzył się wzajemny krąg poręczenia, gdzie wszyscy byli swoi i nikt z „zaprzyjaźnionych" osób nie ponosił za nic odpowiedzialności. Liczne nadużycia i patologie były i są wzajemnie przykrywane przez sądy, prokuratury, milicję i rozliczne inspekcje. Wyznacznikiem „immunitetu" jest przynależność do kręgu władzy. Ten dobór najwyższych urzędników państwowych posiada także odzwierciedlenie terytorialne - większość ludzi Janukowycza pochodzi z Donbasu. W takiej sytuacji, pomimo przyjmowanych ustaw i powoływanych komitetów walka z korupcją jest kolejnym mitem. Urzędnicy powołani przez Janukowycza nie mają także zaplecza politycznego i są zdani na łaskę i niełaskę prezydenta. Z tej też racji nie posiadają ambicji politycznych. Rzecz zrozumiała, nie mają oni wizji państwowotwórczej, czy reformatorskiej, a z takimi hasłami szedł do wyborów zarówno Janukowycz, jak i Partia Regionów. Skupienie się Janukowycza i jego „kamandy" na budowaniu własnej pozycji finansowej i zaniechanie niepopularnych reform doprowadziło ukraińską gospodarkę na granicę bankructwa. Nad przepaść z nad której naszego sąsiada niekoniecznie może wyciągnąć nawet nowy rząd, czy całkiem nowy prezydent. Trzeba przyznać również, że dużo racji mają ci ekonomiści, którzy twierdzą, że jakakolwiek polityka gospodarcza Ukrainy skończyła się w 2004 roku. Należy też przyznać rację samemu Janukowyczowi, który za złą kondycję ukraińskiej gospodarki obwinia niekorzystny kontrakt gazowy z Rosją podpisany w 2009 r. przez premier Julię Tymoszenko, kredyty zaciągnięte w MFW w latach 2008 i 2009 oraz recesję na świecie i trudności w handlu z Rosją.