Kościół katolicki rozpada się na naszych oczach. Już teraz, gdy polski katolik przekracza Odrę, znajduje się w innym Kościele, inaczej rozumiejącym katolicyzm i inaczej określającym doktrynę. W Polsce bowiem sakrament spowiedzi jest normą, przystępuje się do niego regularnie, a grzech ciężki zamyka drogę do Eucharystii. W Niemczech konfesjonały już dawno zostały przerobione na schowki na mopy, do komunii (i to bez spowiedzi, która jest traktowana jako przeżytek) przystępują niemal wszyscy (łącznie z rozwodnikami w ponownych związkach czy czynnymi homoseksualistami). A za kolejną granicą – w Holandii – nikogo nie szokują liturgie pobłogosławienia ponownego związku po rozwodzie czy próby jakiegoś kościelnego sformalizowania relacji homoseksualnych.
Za kilka lat może być jeszcze gorzej. W jednych wspólnotach katolickich bowiem akty homoseksualne będą uznawane za grzech, a w innych za normę. Jeden biskup będzie je błogosławił, drugi potępiał.
Co mogą episkopaty
Niemożliwe? Otóż, niestety, nie tylko możliwe, ale już dokonane. Od ponad pół wieku w Kościele mamy do czynienia z realną – choć cichą – schizmą. Po opublikowaniu przez bł. Pawła VI encykliki „Humanae vitae" znacząca część episkopatów krajów Europy Zachodniej odmówiła uznania zawartej w niej nauki, a papież w obawie przed potężnym rozłamem nie uznał za stosowne jasno wskazać, że pewna licząca się grupa hierarchów odeszła od wiary katolickiej.
Tę żywą, choć nigdy nieujawnioną ranę, próbowali zaleczyć powolnymi decyzjami personalnymi św. Jan Paweł II i Benedykt XVI, ale jak pokazał zakończony właśnie synod, to się nie udało. Spora część biskupów niemieckich i holenderskich oraz mniejsza część amerykańskich nadal prezentuje poglądy, których nie da się pogodzić z ortodoksyjnym rozumieniem katolicyzmu. Jakby tego było mało, grupa ta, widząc, że nie jest w stanie przekonać do swoich racji całego Kościoła, uznała, że najlepszą drogą będzie próba decentralizacji katolicyzmu i doprowadzenia do sytuacji, w której o doktrynie (nazywanej na potrzeby tej dyskusji „postawą duszpasterską") decydować będą konferencje episkopatów.
I nikt tego szczególnie nie ukrywa. Niemieccy biskupi podczas całego synodu otwarcie wzywali do tego, by decyzje w sprawie rozwodników pozostawić lokalnym wspólnotom, a austriacki biskup Benno Elbs wręcz apelował o „zbawienną decentralizację", która miałaby zapewnić właściwe rozwiązanie „drażliwych kwestii" duszpasterskich, czyli rzecz jasna problemów rozwodników w ponownych związkach czy homoseksualistów.