Naprawdę nie sądziłem, że polska opozycja jest jeszcze w stanie mnie poruszyć i zadziwić. Sprawiła to dopiero trwająca od tygodnia licytacja na to, który z jej liderów spędził w towarzystwie prezydenta Joe Bidena więcej czasu. I jak to do cholery liczyć – od przekroczenia progu czy uściśnięcia ręki? Bo jeśli całe zajście nie trwało nawet minuty, to – jak mawiają Amerykanie – every second counts. I kto zawinił, doprowadził do horrendalnej sytuacji, w której Donald Tusk nie ma zdjęcia z Joe Bidenem?! Pewnie z milion ludzi ma takie, byle hydraulik z Ohio może sobie z nim cyknąć fotkę po politycznym wiecu, a niedawny prezydent Europy nie? Ależ była ulga, kiedy w końcu po tygodniu okazało się, że zdjęcie jest.

Jak słusznie zauważył Bartłomiej Radziejewski z „Nowej Konfederacji”, dzień, w którym polscy politycy przestaną rywalizować o zdjęcie z prezydentem USA na ugiętych kolanach, a zaczną o konkretne umowy z nim, będzie dniem prawdziwego przepracowania postkolonialnych kompleksów. Sprawa wydaje mi się jeszcze głębsza, sięgająca dalej w przeszłość. W stosunku do amerykańskiego prezydenta daje o sobie znać jakieś przemożne pragnienie patrona, potężnego opiekuna, który uchroni nas przed całym złem świata. Dlatego rządzący nie są w stanie potraktować go jak partnera, tylko półboga. Bo prezydenci USA nie przylatują do Polski, oni do nas zstępują. Nawiedzają nas swoją obecnością, w której blasku próbują się ogrzać politycy. A potem ustalają pomiędzy sobą hierarchię na podstawie tego, kogo bardziej on sobą opromienił.

Czytaj więcej

Dlaczego Biden zmienił zdanie i spotkał się z Tuskiem? „Rozmowa mogła trwać dłużej, ale tyle wystarczyło”

Jako pierwszego traktowali tak Polacy Napoleona, o stosunku, do którego książę Adam Czartoryski zanotował kilka przygnębiająco aktualnych uwag: „Polacy pokładali w Napoleonie całą swoją nadzieję, nie mieli żadnej własnej myśli, ani własnego działania; do końca prawie nie pozwalali sobie na swój własny rachunek nic przedsięwziąć, ani nawet życzyć z obawy, aby tak hardą myślą nie znieważyć, nie oziębić dla siebie woli swego tworzyciela. Swoją rezygnacją i wyzuciem się z wszelkiej samoistności spodziewali się jego przychylność powiększyć i zrobić go szczodrzejszym szczęścia, którego był przez lat kilka wielowładnym dla ludów szafarzem. Fałszywe, zda mi się, rozumowanie”.

Zda mi się, że żyjemy w tym fałszu nadal.