Konserwatysta – według obiegowego poglądu – jest zadbanym i raczej zamożnym panem w wieku postpoborowym, więc nie ugania się za modą ani modnymi laskami. Poglądy ma trochę niedzisiejsze, ale przeczytał stos książek, na które nam nie starczyło czasu, poznał ludzi, dla których nam nie starczyło cierpliwości, ale o każdym potrafi powiedzieć coś ważnego i zajmującego, a nie tylko – jak to się dziś praktykuje – bez prawa obrony uznać za „dziadersa”. Szanujemy takich, ale wolimy trzymać się od nich z daleka, aby nie obnażyć swej niekompetencji i niedokształcenia przy próbie dialogu.

Według innego – trochę mniej obiegowego poglądu – konserwatysta wywodzi się z krytyki Oświecenia, za duchowego ojca uważa XIX-wiecznego filozofa Edmunda Burke’a. Ale żeby coś na ten temat powiedzieć, trzeba byłoby zajrzeć do jakichś książek, a nie tylko do gugli. Niemniej jednak konserwatyzm wciąż dobrze się nosi, bo należały doń tak szacowne postaci jak Churchill, Reagan, Thatcher czy Kohl; choć z następnymi na liście byłby już kłopot.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Minister Czarnek wychowuje wyborców liberalnej lewicy

Może właśnie z tego – trochę wstydliwego – powodu konserwatyzm dobrze się miał w pierwszych latach wolnej Polski, a partii i partyjek z tą zaszczytną nazwą nikt nie zliczy, bo żywot miały krótki. Czy z tego samego powodu zapomnieliśmy już dawno, w jakich konserwatywnych ugrupowaniach brylowali tacy panowie jak Jerzy Buzek, Aleksander Hall, Michał Kamiński, Kazimierz Ujazdowski, Paweł Zalewski i wielu innych? Nie wiem, w końcu tyle razy zmieniali partie. By nie wspomnieć o Wiesławie Chrzanowskim, który odszedł zbyt wcześnie, by cokolwiek zmienić. Ponad 40 lat temu Kołakowski napisał „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą?”, ale chyba nikt tego nie przeczytał porządnie.

Już niedługo ludzie będą uważali, że konserwatysta ma być uczciwy jak Czarnecki, mądry jak Czarnek, skromny jak Glapiński, elokwentny jak Kaczyński, umiarkowany jak Terlecki, a do tego wciąż myśleć o seksie – niczym biskup, którego tu nie wspomnę – i mieć z tego powodu bezustanne wyrzuty sumienia. A ja – głupi – jeszcze niedawno uważałem, że to ktoś taki, kto uważnie przygląda się postępowi, starając się zarazem ocalić to, co wartościowe z przeszłości. Tak nam ukradziono konserwatyzm.