„Demokracja kończy się, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze" – napisał de Tocqueville bez mała 200 lat temu. Na Nowogrodzkiej to przyswoili i twórczo stosują, wszak mają profesorów Legutkę i Krasnodębskiego, bo nie będzie „Prezes Tysiąclecia" robił wypisów z dzieł jakiegoś Francuzika, nawet z dodatkiem „de". Ani tym bardziej jego stołeczkowy, nawrócony hipis Terlecki, ani ekonom Sasin zaabsorbowany wymachiwaniem swoim batogiem.

Jednakże Platforma – choć ma na składzie więcej profesorów niż konkurencja – wciąż nie pojmuje mrocznego ostrzeżenia francuskiego mistrza. Wybory już za półtora roku (pan Prezydent powiedziałby po swojemu: „półtorej"), a Tusk z Hołownią stroją groźne miny, współzawodnicząc o strzępy elektoratu, który i tak nie zagłosuje na PiS, tylko jeszcze nie wie, na którego z nich. Tymczasem elektorat partii rządzącej wcale nie składa się tylko z radiomaryjnych oszołomów; jego spora część z przerażeniem przeciera oczy, widząc, gdzie ich zaprowadził prezes i jego stołeczkowi, gdy oni przejadali 500+. Wprawdzie Tusk zaczął wreszcie jeździć po Polsce powiatowej i rozmawiać z takimi ludźmi, a nawet znosić ich obelgi, ale trzeba było zacząć zaraz po powrocie, który w ostatecznym rachunku nie przyniósł jego partii ani jednego głosu więcej, prócz tych, które i tak miała.

Nikt w opozycji nie chce zrozumieć miażdżącej siły metody d'Hondta (też „de", ale z Belgii), która przy zliczaniu wyborczych głosów preferuje wygrywającą partię kosztem pozostałych. Oczywiście ideałem byłby wspólny program opozycji, ale przy polskiej kłótliwości pozostanie złudą. Więc może przynajmniej porozumieć się w dwu fundamentalnych sprawach: przywrócenia praworządności i niezależnych sądów oraz radykalnej poprawy relacji z Unią Europejską. No i wyznaczyć wspólnego kandydata na premiera, którym nie powinien być Tusk, bo już dawno PiS-owskie media obsadziły go w roli Belzebuba. Może Hołownia, może Trzaskowski, może ktoś inny, jak prof. Hausner; ale jeszcze w tej kadencji trzeba go zaproponować w drodze konstruktywnego wotum nieufności.

Może mądrzejsi widzą inną jeszcze drogę, ale kopiąc się wzajemnie po kostkach, opozycja zmierza do wyborczej klęski.