Nie sądzę, by tak wybitny pisarz i intelektualista, jakim jest Stefan Chwin, rzeczywiście uważał, że fakt milczenia Güntera Grassa o służbie w Waffen SS nie stanowi żadnego problemu. Stąd też odbieram jego tekst „Herr Grass, na kolana!” jako obronę idola i przyjaciela, w której autor nie panuje nad emocjami. Takich tekstów obrończych powstało w Polsce wiele, gdy upadały nasze rodzime „autorytety moralne”, a przyjaciele rzucali się do rozpaczliwej obrony ich utraconej czci.
Stefan Chwin pisze, że domagam się, by Günter Grass padał przed Polakami na kolana. Ale tak naprawdę to on wymaga od mnie, od nas, abyśmy padli na kolana przed Grassem, abyśmy w milczeniu i pokorze schylili czoła przed geniuszem, autorem arcydzieła. U podłoża tego leży dość staromodne, romantyczne wyobrażenie o literaturze i pisarzu jako kimś wyniesionym ponad społeczeństwo, zwykłych ludzi, nawet ponad historię i reguły przyzwoitości obowiązujące normalnych zjadaczy chleba.
Grass jest wielkim pisarzem, a ponieważ wielkim pisarzem był i jest, to nie nam, a zwłaszcza nie mnie, przysługuje prawo do jego oceny. Mógłby to najwyżej zrobić jakiś jego towarzysz w sferze sztuki i geniuszu, najlepiej z Gdańska.
Günter Grass nie dostał jednak Nagrody Nobla tylko za formalne zalety swego pisarstwa, ale także za treści polityczne i moralne jego książek. Stefan Chwin doskonale wie także o tym, że nie da się do końca oddzielić dzieła od biografii autora. Ale nawet jeśli zaakceptowalibyśmy to staromodne uroszczenie artystów Grassa i Chwina do niepodlegania ocenom ludzi przyziemnych, to problem – i niesmak – pozostanie.
Günter Grass był i nadal jest tzw. public intellectual, człowiekiem politycznie zaangażowanym i publicystą. Nie był pisarzem oderwanym od rzeczywistości, który siedzi gdzieś w wieży z kości słoniowej i pisze dla wieczności albo wyłącznie dla swoich gdańskich wielbicieli. To on był moralistą politycznym, tropił ludzi wypierających się przeszłości, ludzi kłamiących, fałszujących historię i szafował oskarżeniami o związki, jawne lub ukryte, z narodowym socjalizmem. Naturalnie nikt nie chce negować jego praw w tym względzie, być może w wielu przypadkach miał też rację, ale prosta, elementarna uczciwość wymagałaby, by nie ukrywać przy tym swego własnego uwikłania w nazistowską przeszłość.