Wielki pisarz też nie może kłamać

Grass jest wielkim pisarzem. Czy dlatego nie przysługuje nam prawo do jego oceny? Czy może to robić jedynie jakiś jego towarzysz w sferze sztuki i geniuszu, najlepiej z Gdańska? – pyta filozof społeczny i politolog

Aktualizacja: 10.10.2007 09:13 Publikacja: 10.10.2007 05:06

Nie sądzę, by tak wybitny pisarz i intelektualista, jakim jest Stefan Chwin, rzeczywiście uważał, że fakt milczenia Güntera Grassa o służbie w Waffen SS nie stanowi żadnego problemu. Stąd też odbieram jego tekst „Herr Grass, na kolana!” jako obronę idola i przyjaciela, w której autor nie panuje nad emocjami. Takich tekstów obrończych powstało w Polsce wiele, gdy upadały nasze rodzime „autorytety moralne”, a przyjaciele rzucali się do rozpaczliwej obrony ich utraconej czci.

Stefan Chwin pisze, że domagam się, by Günter Grass padał przed Polakami na kolana. Ale tak naprawdę to on wymaga od mnie, od nas, abyśmy padli na kolana przed Grassem, abyśmy w milczeniu i pokorze schylili czoła przed geniuszem, autorem arcydzieła. U podłoża tego leży dość staromodne, romantyczne wyobrażenie o literaturze i pisarzu jako kimś wyniesionym ponad społeczeństwo, zwykłych ludzi, nawet ponad historię i reguły przyzwoitości obowiązujące normalnych zjadaczy chleba.

Grass jest wielkim pisarzem, a ponieważ wielkim pisarzem był i jest, to nie nam, a zwłaszcza nie mnie, przysługuje prawo do jego oceny. Mógłby to najwyżej zrobić jakiś jego towarzysz w sferze sztuki i geniuszu, najlepiej z Gdańska.

Günter Grass nie dostał jednak Nagrody Nobla tylko za formalne zalety swego pisarstwa, ale także za treści polityczne i moralne jego książek. Stefan Chwin doskonale wie także o tym, że nie da się do końca oddzielić dzieła od biografii autora. Ale nawet jeśli zaakceptowalibyśmy to staromodne uroszczenie artystów Grassa i Chwina do niepodlegania ocenom ludzi przyziemnych, to problem – i niesmak – pozostanie.

Günter Grass był i nadal jest tzw. public intellectual, człowiekiem politycznie zaangażowanym i publicystą. Nie był pisarzem oderwanym od rzeczywistości, który siedzi gdzieś w wieży z kości słoniowej i pisze dla wieczności albo wyłącznie dla swoich gdańskich wielbicieli. To on był moralistą politycznym, tropił ludzi wypierających się przeszłości, ludzi kłamiących, fałszujących historię i szafował oskarżeniami o związki, jawne lub ukryte, z narodowym socjalizmem. Naturalnie nikt nie chce negować jego praw w tym względzie, być może w wielu przypadkach miał też rację, ale prosta, elementarna uczciwość wymagałaby, by nie ukrywać przy tym swego własnego uwikłania w nazistowską przeszłość.

Nie fakt służby w Waffen SS siedemnastolatka Grassa jest przy tym głównym problemem, lecz jego milczenie przez całe prawie życie. Jeśli przygoda z SS była tylko, jak on sam to przedstawia i jak przedstawia to Chwin, nieznaczącym epizodem, to tym bardziej jest niezrozumiałe, dlaczego nie powiedział o tym dużo wcześniej – od razu po wojnie albo kiedy odbierał Nagrodę Nobla, kiedy stawał się sławny, kiedy napisał „Blaszany bębenek”?Nie wiem, czy gdyby wyznał prawdę, jego kariera literacka potoczyłaby się inaczej. Nie sądzę, by umniejszyło to wartość „Blaszanego bębenka”, może uczyniłoby go bardziej autentycznym, ale zapewne wpłynęłoby to na sposób, w jaki Grass uprawiałby swoją działalność polityczną i publicystyczną i jak by na nią reagowano.

Nie znaczy to jednak, że wymagam od Grassa, aby przepraszał Polaków. Podobnie jak Stefan Chwin uważam takie przeprosiny za pusty, śmieszny gest. Myślę, że jeśli Grass miałby kogokolwiek przepraszać, to swych rodaków, których tak długo zwodził, a szczególnie tych, których zwalczał i atakował.

Wbrew bowiem temu, co twierdzi Stefan Chwin, nie chodzi tutaj wcale o kontrowersję polsko-niemiecką. Nie jest tak, że niemiecka opinia publiczna uważa, iż przeszłość Grassa i jego milczenie nie stanowi problemu, a tylko Polacy tę kwestię podnoszą. Kłamstwo Grassa wywołało w Niemczech wielką dyskusję i choćby z czysto poznawczych względów warto by się przyjrzeć argumentom, jakie w niej padły.Są Niemcy, którzy Grassa bronią, usprawiedliwiają i bagatelizują jego milczenie, czyli podzielają stanowisko Stefana Chwina, i są Niemcy, którzy krytykowali Grassa o wiele ostrzej niż ja, który wskazałem jedynie na pewien problem. To nie jest żaden spór polsko-niemiecki, ta dyskusja toczy się w poprzek podziałów narodowych. Stefan Chwin zdaje się jednak sugerować, że mogą o tej sprawie dyskutować Niemcy, Amerykanie, Duńczycy czy Nowozelandczycy, ale nie Polacy – ci powinni skorzystać z okazji i milczeć o milczeniu Grassa.

Tymczasem ja sądzę, że powinno ono Polaków obchodzić, bo w Polsce mundur żołnierza Waffen SS ma inne znaczenie niż w Nowej Zelandii lub Danii. To tu wymordowano miliony ludzi. Dlatego mamy prawo zastanawiać się, czy powinniśmy tak bezkrytycznie celebrować urodziny Grassa, jak to w ramach kampanii wyborczej uczyniono w Gdańsku.Nawet Stefan Chwin nie odbierze Polakom tego prawa. Gdyby w trakcie urodzinowych obchodów odbyła się jakaś uczciwa krytyczna debata, a nie tylko świętowanie i wychwalanie, to nabrałyby one zupełnie innego, uczciwszego charakteru. Niestety, strażnicy kultu Grassa skutecznie to udaremnili.

Kult ten bywa wykorzystywany do krzewienia ideologii „Heimat”, „małej ojczyzny” przeciwstawionej płynącym z zewnątrz, z metropolii, nacjonalizmom i szowinizmom.W swoim tekście – powołując się na innego wybitnego niemieckiego intelektualistę – pokazywałem, jak bardzo ta ideologia nie przystaje do rzeczywistości przedwojennego Gdańska. O tym też warto by porozmawiać.

Stefan Chwin pyta mnie, co bym zrobił, gdyby mój ojciec był Kaszubą i został wcielony do Wehrmachtu. Otóż gdybym kandydował na prezydenta Polski albo na inny ważny urząd, to uważałbym, że ludzie mają prawo znać nie tylko moje poglądy, nie tylko wszystkie napisane przeze mnie teksty, ale także znać historię mojej rodziny, bo takie są wymogi demokratycznych wyborów, w których nie ma specjalnych względów nawet dla kłamiących twórców arcydzieł.

Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Opublikował m.in. „Demokrację peryferii” (2003) oraz „Drzemkę rozsądnych” (2006). Współpracuje z „Rzeczpospolitą”

Nie sądzę, by tak wybitny pisarz i intelektualista, jakim jest Stefan Chwin, rzeczywiście uważał, że fakt milczenia Güntera Grassa o służbie w Waffen SS nie stanowi żadnego problemu. Stąd też odbieram jego tekst „Herr Grass, na kolana!” jako obronę idola i przyjaciela, w której autor nie panuje nad emocjami. Takich tekstów obrończych powstało w Polsce wiele, gdy upadały nasze rodzime „autorytety moralne”, a przyjaciele rzucali się do rozpaczliwej obrony ich utraconej czci.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?