Od stówki pożyczonej do pierwszego szwagrowi ściągnie bezlitośnie podatek z odsetkami i surową karą, jeśli pożyczka nie została zarejestrowana w odpowiednim urzędzie. Fotoradarami obstawi nas tak, że nawet wyprowadzając samochód z garażu do mycia będzie kierowca pilnowany i surowo karany za każde wykroczenie ? oczywiście, o ile nie ma immunitetu albo nie należy do rodziny i znajomych kogoś z immunitetem.
No a jeśli ktoś ma nowomodny kaprys założyć sobie stronę albo, uchowaj Boże, blog w Internecie, to nieźle mu się dostanie, jeśli zaniedba zarejestrowania się w stosownym urzędzie jako wydawca i redaktor odpowiedzialny gazety, zupełnie tak samo, jakby chciał wydawać wysokonakładowy dziennik. (Tu mógłbym dodać, że gdy onegdaj robiłem we własnym mieszkaniu dziurę w ścianie, musiałem na nią uzyskać w wydziale architektury urzędu miejskiego zezwolenie podług dokładnie tej samej procedury, co gdybym chciał postawić drapacz chmur. Ale trzymajmy się niusów z ostatniego tylko tygodnia.)
Sroży się więc nasze państwo, ale my się go nie boimy, na palcach nie chodzimy, bo wiemy coś, co najlepiej oddaje cytat z „Grażyny” Mickiewicza: „I cóż, że bije? Nikogo nie zabił!”. Nikt tych wszystkich srogich pomruków naszych władców, czego to zabronią i komu jak dokręcą śrubę nie bierze poważnie, bo przecież wraz z nimi docierają do nas informacje o zupełnie innej wymowie.
Rządowi z ustawy wyparował zapis o bonach towarowych, wynegocjowany wcześniej w tzw. Komisji Trójstronnej (ciekawym, samozwańczym gremium, w którym związki zawodowe i organizacje pracodawców roszczą sobie prawo do reprezentowania społeczeństwa, a rząd przynajmniej nic nie udaje, tylko pokazuje uczciwe, że reprezentuje nie wyborców, ale siebie, czyli, jakby to ująć ? władzę po prostu). Pomijając szczegóły sprawy, które też są fascynujące, boć chodzi o to, kto chwyci trzy miliardy rocznego zysku, sensacją jest samo zniknięcie. Rząd albowiem nie jest w stanie stwierdzić, kto, kiedy i dlaczego zapis z projektu wykreślił. W sukurs przyszli mu dziennikarze, którzy ustalili, że zapis o bonach zniknął, czy może został zniknięty podczas posiedzenia gabinetu w dniu 2 czerwca. To wprawiło przedstawicieli władzy w głębokie milczenie i wszystko wskazuje, że nawet mimo takiej podpowiedzi ustalenie sprawcy skreślenia nie jest możliwe.
Minister Kultury stanowczo oznajmił, że jego resort nie napisał w projekcie ustawy tego, co napisał, a jeśli, jak przyznał, kiedy wyjaśniono mu sens przygotowanych zapisów, faktycznie z nich wynika to, co wynika, to projekt zostanie poprawiony. Ministerstwo Finansów jednymi ustami oznajmiło, że podniesie deficyt budżetowy, drugimi oskarżyło gromko informującą o tym „Rzeczpospolitą” o kłamstwo, a zaraz potem trzecimi przyznało, że faktycznie podniesie. Jeśli dodać do tego kolejne zaplątanie się Ministerstwa Edukacji w wiekopomnej reformie z wysłaniem sześciolatków do zerówek, w których jednak dzieci nie będzie się uczyć pisać, czytać ani rachować, aby nie naruszyć równości szans, to jasno widać, że ministrowie średnio jakby orientują się w pracy własnych resortów i raczej zajmują się reprezentowaniem ich w mediach, niż jakimkolwiek kierowaniem.