Kiedy przed ćwierćwieczem mijał uchwalony przez ONZ Międzynarodowy Rok Kobiet, Stanisław Szanter, socjolog i etnolog, podsumował jego dorobek bezlitośnie: słowa, hasła, slogany, truizmy powtarzane od lat. I zadał pytanie: jak to się stało, że genialna piastunka gatunku Hominis sapientis stała się tak słaba i głupia, popadła w sytuację tak żałośnie upośledzoną, że litościwi dobroczyńcy z ONZ musieli organizować specjalny rok jej poświęcony?
Szanter miał prawo w ten sposób formułować oceny, gdyż był autorem (poprzedzonej dziesięcioletnimi badaniami i zrealizowanymi po przetłumaczeniu na 29 języków 300 tysiącami ankiet) książki „Socjologia kobiety”. Do tej pozycji wydanej w 1948 roku, o której Jan S. Bystroń napisał, że stanowi „trwałą pozycję w dorobku myśli ludzkiej”, a Bertrand Russel ubolewał, że została napisana co najmniej sto lat za wcześnie, warto odesłać dzisiejsze feministki.
[srodtytul]Płeć określa świadomość[/srodtytul]
Stanisław Szanter w podobny sposób odniósłby się zapewne do formułowanego obecnie postulatu parytetów dla kobiet. Jako jedna z sygnatariuszek listu otwartego przeciw parytetom chciałabym do argumentów tam zawartych dodać kilka innych zastrzeżeń.
Otóż, mój zdecydowany sprzeciw budzi wyraźna w postulatach środowisk feministycznych intencja klasyfikowania ludzi według ich cech biologicznych i przypisywanie im na tej podstawie określonych charakterystyk. To, że jest się kobietą bądź mężczyzną, podobnie jak fakt, że jest się członkiem tej czy innej grupy etnicznej, w niczym nie przesądza o predyspozycjach, wartościach i interesach reprezentowanych przez poszczególne osobniki.