Miłośnicy filmowych horrorów potwierdzą tę prawidłowość: potwór, który w pierwszym filmie publiczność przestraszył, w kolejnych „sekwelach” staje się, wbrew zamierzeniom twórców, coraz bardziej groteskowy. Coś podobnego przydarzyło się także reżyserom kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego. Widmo IV Rzeczypospolitej, którym trzy lata temu straszono obrazowanszczinę ze znakomitym skutkiem, wyciągnięte ponownie dla mobilizowania uciekającego na działki i wakacje elektoratu „Polski jasnej” dziś raczej śmieszy, niż przeraża, jak gutaperkowe zombi z wypożyczalni wideo.
[srodtytul]Puste szuflady[/srodtytul]
Trzy lata temu establishment medialny, który obecnie gorąco wspiera kandydata PO, właśnie za pomocą tego widma usiłował skłonić Donalda Tuska do nader ryzykownego ruchu: zawarcia koalicji z SLD, LPR i Samoobroną. Tak egzotyczny sojusz miał najpierw odsunąć Jarosława Kaczyńskiego od władzy, a następnie postawić go przed sądem i zniszczyć całkowicie.
Wielu zajadłym wrogom IV RP wydawało się bowiem oczywiste, że wystarczy powołać sejmową komisję śledczą i wyzwolić prokuratury spod „pisowskiej” władzy, a w ciągu kilku miesięcy przedstawią one niezbite dowody przestępstw Kaczyńskiego i Ziobry. Uważali oni też, że owe przestępstwa i nadużycia władzy są tak rozległe, iż bez takiej operacji rozpisywanie wyborów nie ma w ogóle sensu, bo Kaczyński i tak je sfałszuje, a Ziobro zastraszy PKW.
Tusk oparł się histerii i postawił na wybory, choć sondaże dobrze mu wtedy nie wróżyły. Najwyraźniej nie popełnił błędu salonów i nie uwierzył we własną propagandę.