Palikot - Michał Szułdrzyński o polityku PO

Ze wszystkich polityków PO Palikot najszybciej zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie dla tej formacji niosła tragedia smoleńska

Publikacja: 19.07.2010 20:00

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wielu polityków PiS na określenie tego, co robi poseł Janusz Palikot, ma tylko jedno słowo: "podłość". To przejaw bezsilności. Podłość bowiem to działanie niemoralne, w którym odwracana jest hierarchia tego, co moralnie wyższe, od tego co niższe. Posłowie PiS zżymają się, że Palikot to polityczny cham i chuligan, jednak jego metoda jest dla PiS znacznie niebezpieczniejsza niż zwykłe chuligaństwo.

Palikot nie atakuje na oślep. Po prostu zdaje się dobrze rozumieć zarówno mentalność członków PiS, jak i dusze dużej części Polaków. A ponieważ rozumie także grę, którą prowadzi PiS, znajduje przeciw niej skuteczną broń. Poseł z Lublina zadaje więc politykom Prawa i Sprawiedliwości nie tylko bolesne razy. Do debaty publicznej wprowadza też pytania, których już samo zadanie uderza w to, na czym PiS buduje swój polityczny przekaz.

Dlaczego były producent wina musującego jest tak skuteczną bronią przeciw PiS? Ponieważ jego celem od początku było konsekwentne niszczenie najcenniejszego zasobu, jakim dysponowało PiS – Lecha Kaczyńskiego.Za życia prezydent Kaczyński był dla PiS wielkim atutem. Choć w partii nie brakowało radykałów, prezydent jawił się jako osoba umiarkowana. Nie można go było oskarżyć o ksenofobię, antysemityzm czy antyinteligenckość, z powodzeniem mógł więc pełnić rolę łącznika z licznymi środowiskami: zarówno z liberalną inteligencją spod znaku Unii Wolności, jak i na przykład ze środowiskami żydowskimi.

Po 10 kwietnia Lech Kaczyński stał się dla PiS jeszcze cenniejszy. Po pierwsze jego śmierć – choć spowodowana katastrofą – była niezwykle symboliczna. Zginął na służbie, w oficjalnej delegacji, lecąc do Katynia, oddać hołd polskim oficerom pomordowanym 70 lat temu.

Bogata symbolika tej śmierci, królewskie pożegnanie, jakie Polacy, z rządem na czele, zgotowali Lechowi Kaczyńskiemu, zbudowały legendę. W dodatku atmosfera pierwszych dni żałoby w pewnym sensie unieważniła zły wizerunek, jaki prezydent miał za życia. Tuż po śmierci o tragicznie zmarłym nie wypadało mówić źle, dlatego do Polaków bez problemów trafiało przesłanie o prezydencie zaszczutym przez media, którego prawdziwą twarz rodacy mogą poznać dopiero teraz.

Majestat śmierci na kilka tygodni wyłączył Lecha Kaczyńskiego z politycznego sporu, pochówek na Wawelu mógł się przyczynić do tego, by ten immunitet zakonserwować. Sprzyjało temu wyciszenie politycznych sporów, a później spokojniejsza niż zwykle kampania wyborcza.

Ze wszystkich polityków Platformy Palikot najszybciej zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie dla tej formacji niosła tragedia smoleńska. Po katastrofie na kilka dni zniknął z życia publicznego, by przyjrzeć się kierunkowi, w którym pójdzie Prawo i Sprawiedliwość. A gdy już uderzył, to bardzo boleśnie.

Za cel wziął "przemianę" Jarosława Kaczyńskiego, jaka miała w nim zajść po śmierci brata. Wyszydzając ją, sprawił, że szczerość prezesa PiS stała się tematem numer jeden politycznych debat.

Katastrofa przywróciła Lechowi Kaczyńskiemu to, co dla Platformy było najgroźniejsze – powagę. Mit prezydenta, który zginął na służbie, który leży obok Józefa Piłsudskiego, był dla PO niezwykle niebezpieczny. Dlatego Palikot konsekwentnie zaczął ten mit rozbijać. Po uderzeniu w Jarosława Kaczyńskiego zaczął grać na zawiści Polaków – ujawnił, że na śmierci rodziców Marta Kaczyńska wzbogaciła się o 3 miliony złotych. Osłabił w ten sposób korzystną dla prezesa PiS obecność bratanicy w kampanii prezydenckiej.

Szybko też zaczął dekonstruować powagę śmierci Lecha Kaczyńskiego. Swymi pytaniami nieustannie podważał jej majestat. Pytał na przykład, po co prezydent w ogóle się pchał do Katynia. A "męczeństwu", o którym dziś mówi PiS, przeciwstawia głupotę i przypadkowość tej śmierci. Daje w ten sposób sygnał wszystkim przeciwnikom Lecha Kaczyńskiego, że okres ochronny się skończył. Stąd w licznych apologiach posła z Lublina pojawia się wątek, że Palikot wyraża tylko to, co myśli duża część Polaków.

Po wyborach politycy PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, wrócili do tematu tragedii smoleńskiej, która jest dla nich korzystna z politycznego punktu widzenia. Korzystna z trzech powodów. Po pierwsze trudno uznać, że jest coś niestosownego w tym, że prezes Kaczyński pyta o okoliczności śmierci brata. Szczególnie że, trzeba przyznać, w czasie kampanii PiS starało się nie nadużywać kwestii smoleńskiej. Po drugie odwoływanie się do pamięci pochowanego na Wawelu byłego honorowego prezesa Prawa i Sprawiedliwości – co pokazała kampania – może prowadzić do politycznego wzmocnienia partii i wykorzystania narodowego poruszenia po katastrofie.

Po trzecie wreszcie domaganie się wyjaśnienia wszelkich sekretów katastrofy to potężna polityczna broń przeciwko rządowi Donalda Tuska. I nie chodzi wcale o to, że "Tusk ma krew na rękach". Raczej o to, że dziś – najdelikatniej mówiąc – sposób prowadzenia śledztwa pozostawia wiele do życzenia. Daje to PiS możliwość stosunkowo łatwego merytorycznego punktowania rządu Platformy Obywatelskiej.

Czy Palikot przewidział, że po zakończeniu kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński wróci do tematu tragedii smoleńskiej? Jeśli tak, to się nie przeliczył. Przystępując do ataku dzień po drugiej turze wyborów, pokazał, że dobrze rozumie zarówno PiS, jak i braci Kaczyńskich. Mówiąc, że Lech Kaczyński ma krew na rękach i odpowiada za śmierć 95 osób pod Smoleńskiem, wyprzedził wywiady prezesa PiS i zaostrzenie kursu partii. Skoncentrowanie uwagi PiS na katastrofie zostało zrównoważone insynuacjami Palikota. W efekcie wielu nawet poważnych komentatorów mówi: skoro PiS ostro atakuje, Palikotowi też wolno.Palikot, mówiąc, że nie spocznie, póki nie doprowadzi do wyjaśnienia tej katastrofy (czytaj: że winę za nią ponosi Lech Kaczyński), wyszydza argument o konieczności odkrywania tajemnic śledztwa. W świadomości Polaków sprowadza w ten sposób tę najważniejszą dla polskiej państwowości sprawę do zwykłej politycznej pyskówki. Insynuując, że prezydent opóźnił wylot z powodu alkoholowej libacji, jaka miała mieć miejsce przed wylotem, pyta nie tylko o to, czy Lech Kaczyński jest winien śmierci, ale buduje przekaz, że była to śmierć wyjątkowo głupia. A proponując wyprowadzenie trumny Lecha Kaczyńskiego z Wawelu, zmienia sens wydarzeń – największa katastrofa w powojennej historii politycznej Polski przekształca się w zwyczajną wojnę PiS z PO. Dla uczciwości trzeba dodać, że działacze Prawa i Sprawiedliwości się w tę wojnę idealnie wciągnęli.

Dziś to Janusz Palikot jest największym zagrożeniem dla PiS. Dlaczego? Bo z ataków na Lecha Kaczyńskiego uczynił sens swego istnienia w PO. Już kilka lat temu, insynuując prezydentowi alkoholizm, chorobę psychiczną, wulgarnie obśmiewając jego słabostki, konsekwentnie i skutecznie niszczył jego wizerunek. Teraz zaś niszczy jego legendę. No i skutecznie odwraca uwagę.

Zauważmy, mijają kolejne dni z 500 dni spokoju, które obiecał Bronisław Komorowski, powstaje projekt budżetu, opozycja zaś jest zajęta wojną z Palikotem. Trudno się więc dziwić, że z punktu widzenia partyjnej walki jego działania są dla PO bezcenne. I pewnie włos mu z głowy nie spadnie. Ba, gdyby go wyrzucić, mógłby swojej metody użyć przeciw Platformie.

Wielu polityków PiS na określenie tego, co robi poseł Janusz Palikot, ma tylko jedno słowo: "podłość". To przejaw bezsilności. Podłość bowiem to działanie niemoralne, w którym odwracana jest hierarchia tego, co moralnie wyższe, od tego co niższe. Posłowie PiS zżymają się, że Palikot to polityczny cham i chuligan, jednak jego metoda jest dla PiS znacznie niebezpieczniejsza niż zwykłe chuligaństwo.

Palikot nie atakuje na oślep. Po prostu zdaje się dobrze rozumieć zarówno mentalność członków PiS, jak i dusze dużej części Polaków. A ponieważ rozumie także grę, którą prowadzi PiS, znajduje przeciw niej skuteczną broń. Poseł z Lublina zadaje więc politykom Prawa i Sprawiedliwości nie tylko bolesne razy. Do debaty publicznej wprowadza też pytania, których już samo zadanie uderza w to, na czym PiS buduje swój polityczny przekaz.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?