Znak jedności

Część wiernych podlega manipulacji politycznej w rzekomej obronie krzyża – twierdzi szef KAI

Publikacja: 04.08.2010 21:09

Znak jedności

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Red

Dramatyczne i pełne nienawiści sceny, które rozegrały się przed Pałacem Prezydenckim 3 sierpnia, stanowią dowód, że krzyż w polskiej rzeczywistości wymaga stanowczej obrony. Nie dlatego, że ktokolwiek neguje prawo do istnienia krzyża w rzeczywistości publicznej – tak jak się to dzieje w Europie – ale ze względu na jawną instrumentalizację tego znaku w celach politycznych. To jest nasz polski problem i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.

Krzyż jest znakiem męki Chrystusa i odkupienia. Z tego względu winien być otaczany modlitewnym szacunkiem. Nie może być znakiem rozpoznawczym zwolenników jednej partii przeciwko drugiej. W takiej sytuacji mamy do czynienia nie z obroną krzyża, lecz z próbą walki krzyżem.

Upolitycznienie sprawy krzyża jest gorszące. Ubliża krzyżowi i tym, których dotknęła tragedia pod Smoleńskiem. Wskazuje na chęć wykorzystania uczuć religijnych – i tradycyjnego, przypieczętowanego krwią przywiązania Polaków do krzyża – na potrzeby bieżącej walki politycznej. A takiej instrumentalizacji Kościół zawsze mówił stanowcze nie.

Z tego powodu metropolita warszawski wydelegował swych przedstawicieli do rozmów, których celem było rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Nie dlatego, iż Kościół jest „stroną w sporze”, gdyż to nie Kościół stawiał ten krzyż, lecz w roli mediatorów, którzy mieli ułatwić porozumienie. Ich jedynym celem była obrona krzyża przed grożącą mu instrumentalizacją. Wypracowane w końcu lipca porozumienie umożliwiało uwolnienie krzyża od ulicznych sporów, zapewniając mu godne miejsce w świątyni oraz otoczenie modlitwą podczas pielgrzymki na Jasną Górę. Zawierało też gwarancję godnego upamiętnienia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, czego gwarantem stał się sam abp Kazimierz Nycz.

Niestety, politycy oraz niektóre media zrobiły wszystko, aby nie dopuścić do realizacji porozumienia. W przeddzień Komitet Polityczny PiS napisał, że „ze zdumieniem i dezaprobatą musimy odnieść się do decyzji, której skutkiem będzie trwałe usunięcie krzyża w związku z rozpoczęciem kadencji prezydenta Bronisława Komorowskiego”. Nic dziwnego, że fakty potoczyły się tak, jak się potoczyły. Dobrze, że organizatorzy procesji odwołali ją, gdyż mogło dojść do bezpośredniej profanacji krzyża. Wykazali mądrość i zimną krew.

Co dalej? Krzyż na razie pozostaje przed Pałacem Prezydenckim, ale nie rozwiązuje to problemu. Nadal w tym miejscu narażony jest na polityczną instrumentalizację. Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się uruchomienie kolejnej tury dialogu. Znak krzyża powinien wszystkich do tego powoływać. Rzekomi obrońcy krzyża winni zrozumieć, że krzyż jest znakiem jedności, a nie walki, a Kościół – ustami swych pasterzy – winien im o tym kategorycznie przypomnieć.

Niezbędne jest też przełamanie atmosfery nieufności wobec najwyższych władz Rzeczypospolitej, podsycanej przez część opozycji. Bo przecież u źródeł emocji, jakie ujawniły się 3 sierpnia, leży głęboka nieufność w obietnicę upamiętnienia ofiar smoleńskich przez Kancelarię Prezydenta oraz władze Warszawy. Kres tej nieufności może położyć jedynie jednoznaczne oświadczenie ze strony Bronisława Komorowskiego, że zmarły prezydent i inne ofiary katastrofy zostaną należycie i trwale uhonorowane w formie pomnika na Krakowskim Przedmieściu.

Jego forma, rzecz jasna, musi być uzgodniona z konserwatorem zabytków, ale nie jest to niemożliwe, gdyż nawet przestrzenie zabytkowe podlegają różnego rodzaju uzupełnieniom zgodnie z dynamiką czasu. Uważam, że pod patronatem prezydenta RP powinien jak najszybciej powstać społeczny komitet budowy pomnika, w którym znajdzie się miejsce dla przedstawicieli wszystkich zainteresowanych stron.

Potrzebna jest także nadal aktywność Kościoła. W sytuacjach trudnych dla ojczyzny (a z taką mamy do czynienia) Kościół zawsze występował w roli stróża podstawowych wartości oraz mediatora. Tę linię winien kontynuować. Niezbędny jest też – po raz kolejny – jego światły głos duszpasterski. Fakt, że część wiernych podlega manipulacji politycznej w rzekomej obronie krzyża, stanowi poważne wyzwanie duszpasterskie. Kościół nie może pozwolić na to, aby był dzielony od wewnątrz dla partykularnych celów, choćby brzmiały one najpiękniej.

Wreszcie niezbędna jest praca na rzecz ocalenia tej wyjątkowej atmosfery, jaka kształtowała się w Polsce w tygodniach po 10 kwietnia, a która prysnęła niczym bańka mydlana. Atmosfera ta była widomym znakiem, że z każdej, nawet największej tragedii można wyprowadzić dobro, co jest chyba szczególnym znakiem naszej narodowej historii. Rola Kościoła była w tym niezastąpiona. Ufam, że to, co się wydarzyło 3 sierpnia, odczytane zostanie jako wyzwanie do dialogu. Wciąż jest na to szansa.

[i]Autor jest redaktorem naczelnym oraz prezesem Katolickiej Agencji Informacyjnej [/i]

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?