Wiara w Chrystusa Zbawcę nie dlatego jest trudna do przyjęcia, że będąc Bogiem, dał się ukrzyżować za nas, chociaż tak bardzo nie jesteśmy tego godni. „Pomimo wszystkich naszych słabości szansa od Boga się należy – myślimy. – Takimi nas stworzył”. Ale ci inni – ci sowieccy żołnierze spod Ossowa? Nie tylko że niczym nie zasługują na krzyż Zbawiciela, ale nawet na nasz ludzki, nagrobny nie powinni mieć żadnej nadziei.
Albo ileż boskiej cierpliwości musi być w krzyżu przystrojonym w genitalia albo puszki po piwie? To jak żółć z octem zmieszana na skrwawionych ustach, jeszcze jedna tortura za miłość, która zło zwycięża. Bo nasz Kościół jest tak ludzki, że nie ten czy ów biskup go stanowi, nie papież nawet (bo przecież już nie tak nasz jak poprzedni), ale my wszyscy go stanowimy, my, obrońcy krzyża, my, wierni synowie wielkiego narodu.
Niechaj święty Paweł nam przypomni więc, że Kościół, czyli właśnie my – to Ciało Chrystusa, skrwawione, na krzyżu zbawienia umęczone. Taki jest prawdziwy sens tej trudnej wiary. I co z tym teraz zrobić, pytam trefnisiów z Krakowskiego Przedmieścia, pytam pana premiera doradzającego nam więcej dystansu i poczucia humoru, pytam Jarosława Kaczyńskiego, który Chrystusa ukrzyżowanego przywiązał do swej politycznej machiny oblężniczej? I biskupa gdańskiego pytam: czy Bóg ma rzeczywiście konać na placu Warszawy dopóty, dopóki nie stanie tam pomnik człowieka?
[i]—Jerzy Sysak, Katowice[/i]