Kiedy śp. Janusz Kochanowski kierował do Trybunału Konstytucyjnego zapytanie, czy uprzywilejowanie ubezpieczonych w KRUS rolników zwolnieniem ze składki zdrowotnej jest zgodne z Konstytucją, w komentarzach prorządowych mediów dominował – jak zwykle zresztą w stosunku do niego – ton oburzenia i demaskacji. Sugerowano, że rzecznik praw obywatelskich na polityczne zamówienie wiadomych sił chce skłócić koalicję rządową. Trybunał bowiem zapewne zgodzi się z jego wnioskiem i zażąda reformy, co wywoła spór PO z PSL, i zyska na tym opozycja.
Trybunał istotnie zgodził się z argumentacją RPO i, o dziwo, choć jeszcze niedawno – po wyroku w sprawie ubeckich przywilejów emerytalnych – ten sam skład TK był demaskowany jako "pisowski" i szkodzący władzy, wyrok komentowany jest w tonie satysfakcji. Co się zmieniło poza tym, że zniknął z pola widzenia znienawidzony przez "salon" i korporacyjny establishment prawniczy Janusz Kochanowski?
[srodtytul]Nowy szwarccharakter dla Tuska [/srodtytul]
Powiedziałbym, że w nowej sytuacji politycznej spójność koalicji rządowej przestała być wartością. Przeciwnie. Obsadziwszy Belweder politykiem sobie powolnym i utraciwszy w ten sposób dotychczasowe żelazne alibi dla nieróbstwa, premier Tusk ma dwa wyjścia: albo wreszcie zacząć rządzić, albo znaleźć alibi nowe.
Prorządowi publicyści wciąż mają nadzieję, że wybierze wariant pierwszy, ale na wypadek, gdyby wolał drugi, podsuwają już nowy szwarccharakter dla jego piaru: PSL, i, szerzej, pazerne chłopstwo, które blokuje reformy i doi budżet, tak że kolejnym – po odsunięciu PiS – stawianym wyborcom warunkiem czegokolwiek staje się powierzenie PO władzy absolutnej, bez koalicjantów.