Ziemkiewicz: KRUS dla rolników - prawda i mity

Wbrew przekonaniom ludzi niewychylających nosa poza rogatki, wieś umie liczyć i nie jest jej obce pragnienie unowocześnienia. Dlatego zdobycie jej poparcia dla daleko idącej reformy likwidującej socjalny skansen jest możliwe – twierdzi publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 03.11.2010 18:36 Publikacja: 03.11.2010 18:33

Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta "Rzeczpospolitej"

Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta "Rzeczpospolitej"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Kiedy śp. Janusz Kochanowski kierował do Trybunału Konstytucyjnego zapytanie, czy uprzywilejowanie ubezpieczonych w KRUS rolników zwolnieniem ze składki zdrowotnej jest zgodne z Konstytucją, w komentarzach prorządowych mediów dominował – jak zwykle zresztą w stosunku do niego – ton oburzenia i demaskacji. Sugerowano, że rzecznik praw obywatelskich na polityczne zamówienie wiadomych sił chce skłócić koalicję rządową. Trybunał bowiem zapewne zgodzi się z jego wnioskiem i zażąda reformy, co wywoła spór PO z PSL, i zyska na tym opozycja.

Trybunał istotnie zgodził się z argumentacją RPO i, o dziwo, choć jeszcze niedawno – po wyroku w sprawie ubeckich przywilejów emerytalnych – ten sam skład TK był demaskowany jako "pisowski" i szkodzący władzy, wyrok komentowany jest w tonie satysfakcji. Co się zmieniło poza tym, że zniknął z pola widzenia znienawidzony przez "salon" i korporacyjny establishment prawniczy Janusz Kochanowski?

[srodtytul]Nowy szwarccharakter dla Tuska [/srodtytul]

Powiedziałbym, że w nowej sytuacji politycznej spójność koalicji rządowej przestała być wartością. Przeciwnie. Obsadziwszy Belweder politykiem sobie powolnym i utraciwszy w ten sposób dotychczasowe żelazne alibi dla nieróbstwa, premier Tusk ma dwa wyjścia: albo wreszcie zacząć rządzić, albo znaleźć alibi nowe.

Prorządowi publicyści wciąż mają nadzieję, że wybierze wariant pierwszy, ale na wypadek, gdyby wolał drugi, podsuwają już nowy szwarccharakter dla jego piaru: PSL, i, szerzej, pazerne chłopstwo, które blokuje reformy i doi budżet, tak że kolejnym – po odsunięciu PiS – stawianym wyborcom warunkiem czegokolwiek staje się powierzenie PO władzy absolutnej, bez koalicjantów.

Cóż, to tylko jeden z wielu dobitnych przykładów degrengolady polskiej debaty publicznej i deprawacji mediów, zdominowanych przez serwilizm wobec władzy. Widać zresztą wyraźnie, że "niezależni" komentatorzy na razie stronią od wyrazistych opinii; najwyraźniej nie wiedzą, co pisać, bo Donald Tusk nie dał jeszcze w tej kwestii wyraźnego znaku. Nie podtrzymują więc tezy o pazerności i klasowym egoizmie chłopów jednoznacznie, choć wynika ona wprost z dotychczas budowanej przez nich w mediach mitologii KRUS jako rzekomego sedna problemu zadłużenia budżetu.

[srodtytul]Teza oderwana od rzeczywistości [/srodtytul]

W istocie powtarzana jak mantra narracja, że KRUS ma zasadnicze znaczenie dla deficytu finansów publicznych, jest całkowicie oderwana od rzeczywistości. Profesor Dariusz Filar obliczył, że dzięki reformie ubezpieczeń rolniczych budżet zaoszczędzić może w najbliższych latach około 100 – 150 milionów złotych; niektórzy mnożą tę wielkość przez dwa lub trzy; niechby nawet. Zadłużenie finansów publicznych narasta wszak od wielu miesięcy w tempie 200 – 300 milionów złotych dziennie! Bezustanne opowiadanie o reformie KRUS jako sposobie uzdrowienia finansów publicznych w świetle tych liczb może budzić jedynie śmiech pusty.

Z punktu widzenia państwa nie ma znaczenia, czy tych kilkanaście miliardów złotych rocznie, jakie wypłaca się w formie rolniczych emerytur, księgowane będzie jako dotacja dla KRUS, czy też doliczone do kilkudziesięciu miliardów dotacji do ZUS, ani też, czy składkę zdrowotną milionowi mieszkańców wsi będzie państwo opłacać jako rolnikom czy jako bezrobotnym.

Owszem, istnieje teoretyczna możliwość obłożenia daniną publiczną grupy przedsiębiorców rolnych osiągających ze swej działalności znaczące dochody, ale nawet przy założeniu, że nie będą oni uciekać w szarą strefę, oznacza to nie więcej niż 50 tysięcy nowych płatników.

Jest wreszcie kwestia biurokratycznego absurdu czyniącego rolników z osób, które będąc właścicielami ponad hektara ziemi rolnej i nie pracując etatowo ani nie prowadząc firmy (co z mocy prawa z KRUS wyklucza) utrzymują się z działalności artystycznej, naukowej lub publicystycznej. Wedle mojego rozeznania takich osób jest w Polsce kilkadziesiąt. Oczywiście, gdy należy do nich publicysta od lat głoszący swój brak szacunku dla jedynie słusznych sił politycznych oraz stojących za nimi salonów, i to przypadkiem taki, na którego nie sposób znaleźć innego "bata", trąbi się, że to właśnie ta grupa winna jest wielomiliardowego deficytu. Ale, mówiąc delikatnie, sensu w tym niewiele.

[srodtytul]Lobby rolnicze nie pozwoli? [/srodtytul]

Czarna legenda KRUS z wielu względów jest wygodna dla szeroko pojętej władzy. Zrzuca odpowiedzialność za złe rządy na rzekome naciski grupy społecznej, która i tak jest negatywnym bohaterem jej narracji ("starsi, słabo wykształceni, z mniejszych ośrodków"), a zarazem pozwala usprawiedliwić fatalny stan budżetu bezradnym rozłożeniem rąk – "lobby rolnicze nigdy nie pozwoli".

Prorządowi publicyści mogą więc do woli robić to, co najbardziej lubią – judzić, w tym wypadku przeciwko mieszkańcom wsi, a władza stosować prastarą socjotechnikę "dziel i rządź". Maszyna działa z tak wielkim zadowoleniem współtworzących ją, że ośrodki w innych kwestiach wiernopoddańczo zapatrzone w kraje UE i bez pomiłuj szermujące argumentem "tak jest w całej Europie" nie zauważyły, iż polski KRUS ma swoje odpowiedniki w niemal wszystkich państwach Unii i wszędzie osobne w praktyce służą one za swoistą poduszkę socjalną dla wsi.

W istocie dotychczasowa niemożność reformy KRUS miała inne zupełnie przyczyny. Owszem, elektorat wiejski "kupił" propagandową narrację, uznając KRUS za swoje niezbywalne prawo, głównie dlatego, że tę wizję podjęło, aby móc występować w roli jego obrońców, PSL. Nie można już tego samego powiedzieć o rolnikach czy, jak może lepiej pisać, przedsiębiorcach rolnych. W istocie to oni właśnie są najbardziej zainteresowani zmianami. Nie tyle może samą reformą KRUS, co zburzeniem ścian swoistego rezerwatu, w jakim są obecnie zamknięci – a więc objęciem przedsiębiorców rolnych tymi samymi zasadami prowadzenia działalności co pozostałych. Jak już jednak pisałem, jest to grupa wciąż jeszcze nieliczna i nawet w obrębie wsi mało wpływowa.

[srodtytul]System kastowy [/srodtytul]

Reforma KRUS nie przyniesie zauważalnych zysków budżetowi, ale jest bardzo potrzebna wsi. Obecny system stwarza bowiem barierę dla awansu i biorąc wiejską biedę na garnuszek państwa, zarazem uniemożliwia wyrwanie się z niej – a ponieważ wieś, wbrew przekonaniom ludzi niewychylających nosa poza rogatki, umie liczyć i nie jest jej obce pragnienie unowocześnienia, zdobycie jej poparcia dla daleko idącej reformy, likwidującej socjalny skansen obejmujący dziś prawie jedną trzecią Polaków, jest możliwe. Sądzę, że jeśli partia chłopska ma przyszłość, to tylko wtedy, gdy zaproponuje mądrą, idącą w tym kierunku ścieżkę reform, taką, aby jej elektorat widział, że w zamian za rezygnację z pewnych przywilejów zyskuje nowe możliwości. Merytorycznie rzecz jest realna, czy politycznie również – to inna dyskusja.

Ale w istocie, wbrew mitowi, główną przeszkodą w reformowaniu wsi był dotąd rządzący, wielkomiejski establishment. Przywileje chłopskie, zakwestionowane teraz przez TK, to bowiem tylko drobna cegiełka w systemie przywilejów korporacyjnych, na których opiera się siła rozmaitych współtworzących rządzący obóz grup interesu. Sami sędziowie, którzy zakwestionowali zasadę opłacania przez państwo składek zdrowotnych wszystkim rolnikom, korzystają z podobnej zasady, jeśli idzie o ich składki emerytalne. Prawnicy, jedna z najlepiej zarabiających grup zawodowych, cieszą się zwolnieniem z progresji podatkowej, podobnie zresztą jak i "miejscy" przedsiębiorcy.

Dziennikarze, którzy tak rozwodzą się nad pazernością rolników, bez żadnej żenady przyjmują swój przywilej 50-procentowego "uzysku". I tak dalej, można by tu w nieskończoność wymieniać konkretne rozwiązania systemu kastowego, który dla modernizacji kraju musi zostać wreszcie rozbity i zastąpiony systemem jednolitym, w którym wysokość daniny publicznej płaconej przez obywateli zależeć będzie tylko od ich zarobków, tak właśnie, jak to uznał za konstytucyjne Trybunał – na razie tylko w odniesieniu do rolników.

No właśnie – czy "na razie"? Czy w ogóle "tylko"? Od tego, czy orzeczenie TK potraktowane zostanie poważnie i uznane wraz z jego oczywistymi logicznymi konsekwencjami, zależy w znacznym stopniu przyszłość Polski.

Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Donald Tusk zapowiada rekonstrukcję. Rząd bardziej niż rekonstrukcji potrzebuje wizji
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?