Myślał nasz mistrz bajeru i wielki człowiek do małych intryg, że jak okaże Kremlowi spolegliwość, to Kreml się odwdzięczy, coś tam półsłówkiem przyzna o rosyjskich niedociągnięciach i tym sposobem pozwoli mu jakoś ocalić twarz. A Kreml się nigdy nie odwdzięcza. Kreml, taka już niezgłębiona rosyjska dusza, takich, którzy mu są ulegli, uważa za tchórzy, a tchórzami się tam gardzi. Świat dostał jasny sygnał: z Polakami można zrobić wszystko, idąc zupełnie na chama, na bezczelnego, bez liczenia się z pozorami ? a Polacy nie odważą się nawet miauknąć w obronie swego. Jak za najciemniejszej, saskiej nocy. Trochę postraszyć, trochę sypnąć jurgieltem, trochę pomóc lokalnym mafiozom w ich drobnych interesach, trochę podbechtać do mędrkowania różnych durniów uważających się tu za elitę, i czekać, aż państwo toczone głupotą i deprawacją samo zgnije do reszty, a cały świat zacznie prosić sąsiadów, aby wreszcie zrobili z tym polskim bałaganem porządek.
Części tak demonstracyjnie upokorzonych Polaczków ? tym związanym ze swym krajem raczej miejscem zamieszkania, niż czymkolwiek innym ? nie pozostaje nic innego, niż gorliwie nie przyjmować do wiadomości, co się stało. Może i są jakieś „ale”, ale „faktem przecież jest, że polski generał miał we krwi alkohol”, powtarzają jednobrzmiącym chórem zdeklarowani kolaboranci i „pożyteczni idioci”. Jest to dokładnie takim samym faktem, jak „niezidentyfikowana łódź podwodna zachodniej konstrukcji”, która jakoby zatopiła „Kursk” ? ale z idiotami trudno dyskutować, a ze zdeklarowanymi kolaborantami tym bardziej.
Dla pragnących sobie wmówić, że nic się nie stało, prawdziwym darem z niebios jest „news” o terminie planowanej beatyfikacji Jana Pawła II. Ludzie, których pamiętam z rozmaitych korytarzy, a często i wręcz z ekranów, jak zapluwali się na samą wzmiankę o Janie Pawle II z nienawiści, a z entuzjazmem powtarzali urbanowe plugastwa o „Breżniewie Watykanu”, nagle z przejęciem tokują na wszystkich antenach o fenomenie polskiego Papieża, godzinami, aby tylko nie mieć czasu na mówienie o czym innym.
No, może przesadzam, są w sobotni poranek w mediach jeszcze inne ważkie tematy. Wiele czasu zajmują zastrzeleni pod Nairobi… pardon, w Tunisie (nie wiem, skąd mi się tu nagle jakaś Gwatemala przyplątała), co przecież bardzo każdego Polaka dotyczy, bo każdy mógł się tam akurat znaleźć albo mógł znać kogoś kto mógł się tam akurat znaleźć. Wrócił też temat z ostatniej chwili ? śmierć Barbary Blidy. Po trzech latach żmudnego ustalania komisja nie zdołała ustalić niczego konkretnego, ale ponad wszelką wątpliwość stwierdza, że na samobójstwo byłej minister miała wpływ ogólna „atmosfera”. Katastrofa Smoleńska, jak wygłosiła pani z „Gazety Wyborczej”, też była wynikiem atmosfery wytworzonej przez, jakżeby inaczej, śp. Lecha Kaczyńskiego. To ta atmosfera sprawiła, że pilot chciał lądować, a rosyjscy kontrolerzy nie odważyli się mu zabronić. Skoro atmosfera wytwarzana przez śp. Kaczyńskiego była tak potężna, że nawet ruscy oficerowie ze strachu przed jego gniewem trzęśli hajdawerami, to już jasne jest, dlaczego to właśnie nieżyjący prezydent, a nie konstytucyjnie nadzorujący te sprawy premier, odpowiada za bajzel w specjalnym pułku lotnictwa wojskowego, które w chwili tragedii stało się cywilne, za złe szkolenie, braki kadrowe, za bardak w kancelarii premiera, która organizowała wizytę, za niejasny status lotu, brak jego należytego planu, brak podstawowych ustaleń co do bezpieczeństwa, za karygodne błędy popełnione przez ochronę… Za wszystko odpowiada atmosfera, a za atmosferę wiadomo kto odpowiada. Sławna sejmowa komisja „naciskowa” powinna zmienić nazwę na „atmosferyczną”, bo też żadnego konkretnego „nacisku” nie zdołała znaleźć, ale istnienie atmosfery potwierdza.
Są i inne ważkie problemy – na przykład zagrożona wolność słowa. Na Węgrzech, oczywiście, przecież nie w Polsce. W Polsce nic wolności nie zagraża, każdy, kto chce, może swobodnie krytykować atmosferę wytworzoną przez PiS i nieżyjącego prezydenta, albo szukać sobie pracy poza mediami, nikt mu nie zabrania. Ale sytuacja na Węgrzech bardzo niepokoi autorytety, z samym Sharkeyem, to jest, chciałem powiedzieć, Michnikiem na czele, i nawet młodych z fejsbuka, którzy się spontanicznie skrzyknęli na demonstrację przed ambasadą w obronie wyrzucanych z pracy za przekonania węgierskich dziennikarzy.