Prokuratura wszczęła postępowania przeciw osobom, które 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu trzymały transparenty i wznosiły okrzyki, takie jak: „Tusk, Komorowski, Klich – zdrajcy stanu", lub pisali nazwisko „Komorowski" w ten sposób, że jedna z liter wyobrażała młot i sierp. Zdaje się, że za „Komoruskiego" też już toczy się postępowanie.
Budzi to mój sprzeciw. I tak jak kiedyś nie zgadzaliśmy się na to, by karano ludzi za okrzyki, że „znajdzie się pała na dupę generała", tak teraz nie wolno godzić się na prewencje służb faktycznie podlegających Platformie. Dlatego wszystkie śródtytuły w tym tekście to cytaty z demonstracji 10 kwietnia. Byłam, widziałam, zanotowałam.
„Chcemy prawdy!"
Kłamstwo jest oczywiste i totalne. Dobiega niemal z każdego tytułu, każdego kanału informacyjnego. Wyziera z najmniejszych kątów. Można się na nie nadziać w zupełnie niespodziewanych miejscach, mimo staranności, by najbardziej oczywiste kanały jego dystrybucji omijać. Ale ominąć się nie da. Na użytek tego artykułu, pod wrażeniem reakcji na przebieg obchodów rocznicy katastrofy w Smoleńsku, postanowiłam przypomnieć sobie „Żołnierza Wolności", obok „Trybuny Ludu" najbardziej betonowe pismo PRL. Lała się z niego propaganda w najbardziej topornym stylu, nawet u co bardziej wyrobionych, a zaangażowanych po stronie PZPR, aparatczyków wywoływała skrywane zażenowanie.
Dziś, po latach, wrzucamy tytuł do wyszukiwarki i jest – jeden z pierwszych wyników prowadzi nas na stronę portalu Onet „Wiem. Portal wiedzy". Otóż „Żołnierz Wolności" – czytamy – był „gazetą wojskową o charakterze wojskowo-informacyjnym", pismem, które „przedstawiało problemy obronności kraju, tradycje Wojska Polskiego, rozwój techniki wojskowej". I już. Nic więcej. Można oczywiście zastanawiać się nad tym, czy autor hasła internetowej encyklopedii był niedouczonym idiotą, ale szkoda na to czasu.
Nie był idiotą – zacieranie prawdy o PRL, zacieranie win i odpowiedzialności po komunizmie jest metodą stosowaną nie tylko przez pracowników koncernu ITI.