Znęcanie się nad występującymi w artykule młodymi ludźmi sensu nie ma, ale zadumać się można. Na przykład nad Marzeną z Jeleniej Góry, którą razi najeżdżanie na księży czy jedzenie batonów w Wielki Post, ale już nie aborcja czy in vitro. Ktoś to sumienie pani Marzenie ukształtował, ktoś mógłby więc spróbować jej wytłumaczyć, że jednak czym innym jest aborcja, a czym innym antykoncepcja czy wsuwanie słodyczy.

Mógłby się tego podjąć pewien emerytowany biskup. Ale nie, prawda, on nie ma czasu. Odkąd zaczął dzielić się przemyśleniami na temat Kaczyńskiego żyjącego i Kaczyńskich z Wawelu, odkąd stał się największym autorytetem od żałoby i monumentów, odkąd wreszcie uznał, że krzyż to znak ludzi małostkowych i podłych, to doprawdy czasu na nic nie ma, bo cięgiem podejmować musi media. Nie, nie mieszanie się w politykę ani wspieranie jakiejś partii tylko duszpasterstwo. Tak, dusz-pas-ter-stwo. Tak się teraz działalność biskupa emeryta nazywa.

No dobrze, to może pani Marzenie pomógłby, tak z drugiej mańki, charyzmatyczny kaznodzieja radiowy z Torunia? A nie, on nie może, on się geotermią para. To może warszawski celebryta telewizyjny, ksiądz z zawodu, dyrektor z powołania, albo odwrotnie? Pani Marzeno, zainteresowała go pani historia, ale najbliższy wolny lunch może zjeść w marcu 2016. To post będzie, więc może sushi? To jak, zapisać w kalendarzu, sekretarka oddzwoni?

A któryś z czcigodnych ojców dominikanów, tylko się spieszyć trzeba, póki habitów nie zrzucili? Przepraszam, pani Marzeno, oni mają dożywotni abonament na występy u Tomasza Lisa i kpinki z pani pokolenia, więc może to nie najlepszy pomysł. Od razu też dodam, że jezuita psychoterapeuta z krakowskiego tygodnika, kolejny ekspert od Kaczyńskiego, również zapracowany.

Pani Marzeno, no trudno, może innym razem. Ale sama pani rozumie, larum grają, ojczyzna w niebezpieczeństwie, PiS ante portas, to i pani sumienie poczekać musi. Kler ma tą całą ewangelizacją ręce po łokcie urobione.