Mam sporą tolerancję na alkohol oraz na poglądy sprzeczne z moimi, a mimo to obu tych używek unikam. Los płata wszakże figle. Zwiedziony nazwiskiem autorki, z którą częściej się zgadzam, niż nie zgadzam, zasiadłem spokojnie do lektury artykułu Joanny Lichockiej „Wszystko już było". No, niestety, to nie artykuł, to denaturat czerwonoarmisty, głowa pękała mi już w połowie lektury. Tyle nieprawdy na jednej stronie gazety!
Artykuł ma służyć obronie osób wznoszących hasła i trzymających transparenty głoszące konieczność oddania pod sąd takich zbrodniarzy, zdrajców i pachołków Moskwy, jak Tusk, Komorowski i Klich. Wydaje mi się, że można bronić poglądu o całkowitej i nieskrępowanej wolności słowa (chociaż ja go nie podzielam – w pierdlu powinni kończyć ci, którzy układają krzyż z puszek po piwie Lech). Jednak w artykule „Wszystko już było" mamy do czynienia z natrętnym powtarzaniem nieprawd. Budzi to mój sprzeciw, bo jestem z tych, dla których konserwatyzm i prawica to wybór nie tylko polityczny, ale również etyczny. Polska prawicowa ma być Polską bardziej prawą – inaczej jaki jest sens jej budowania?
Można realistycznie założyć, że każdy ruch polityczny działający dzisiaj w Polsce posługuje się przeinaczeniem i pomówieniem. Dziennikarz/dziennikarka nie musi jednak stosować trików polityków. Niech oni przeinaczają, my świat objaśniajmy.
Jak „Solidarność"?
Przeinaczenie pierwsze z artykułu Lichockiej to zrównywanie demonstracji organizowanych z okazji 10 kwietnia z demonstracjami z lat stanu wojennego, a ruchu „gazetopolskiego" z „Solidarnością" lat 80.
Nie potrafię pojąć, dlaczego niektórzy publicyści przedstawiają kretynizmy spod Pałacu Prezydenckiego pochwalnie, jako trafną diagnozę i trafne postulaty