„Nie dziwię się, że młodzi ludzie w Internecie robią różne rzeczy, także głupoty, widząc co robią politycy." – powiedział Kazimierz Marcinkiewicz w poniedziałkowych „Faktach po faktach". Aż takiej samokrytyki nie spodziewałem się po byłym premierze, ale widać trzeba stać się „byłym", żeby zacząć trzeźwo oceniać rzeczywistość. Marcinkiewicz jest też byłym członkiem PiS, więc odważnie ocenia swoje byłe ugrupowanie: „PiS jest taką partią, że jeżeli liczymy na jakieś zmiany wewnątrz, to możemy liczyć tylko na bunt wewnętrzny Jarosława Kaczyńskiego, bo on jest tą partią, on podejmuje decyzje".
Marek Migalski, kolejny „były" związany z Prawem i Sprawiedliwością bezlitośnie obnażył w programie „Polska i świat" mechanizm ustalania list wyborczych w tej partii: „Wchodzili do prezesa i myśleli, że mają drugie miejsce, a wychodzili już ze szklanymi oczami, bo się dowiedzieli, że mają szóste. To jest ulubiona zabawa prezesa Kaczyńskiego, takie wprowadzenie w rozedrganie swoich podwładnych." Czy ktoś pamięta rozedrganie Migalskiego, gdy startował z listy PiS do Parlamentu Europejskiego?
Ale żeby było obiektywnie, to przytoczę również członka PiS na wieki wieków amen. Joachim Brudziński odkrył koszmar tworzenia list PO. „Zadyma związana z narracją toczoną już od wielu tygodni, jeśli nie miesięcy wokół tego, jakież to będą listy PO, jakie tam są transfery, jaki Arłukowicz, czy jacy to kierowcy rajdowi czy śpiewacy operowi..."
Tu już nie wytrzymałem. Czy śpiewacy operowi nie mają prawa do głosów? Zwłaszcza, gdy politycy śpiewają już tak cienko.