Reklama
Rozwiń
Reklama

Nałęcz chciał po prostu obrazić

"Kiedy prezes zaczął mówić do tej młodzieży, że Polska jest Titanikiem, to dla mnie to było jakieś polityczne molestowanie, coś na kształt politycznej pedofilii, jakby mówił do jakiś zgorzkniałych starców" - tymi słowami prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz skomentował sobotnią konwencję Prawa i Sprawiedliwości i ogłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego programu PiS dla młodych

Aktualizacja: 12.06.2011 18:09 Publikacja: 12.06.2011 17:55

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

W ten sposób wprowadził do polskiej debaty publicznej kolejne obraźliwe określenie. Kaczyńskiego oskarżano już o nekrofilię, teraz doszedł zarzut pedofilii.

Gdyby sprawa w ogóle była śmieszna, można by żartować, że profesor Nałęcz pomylił pedofilię z gerontofilią, skoro uważa, że pedofilią było mówienie do młodych, tak jakby przemawiał do starców. Ale słowa doradcy głowy państwa nie są śmieszne, przeciwnie - budzą niesmak. I powinny budzić sprzeciw.

PiS jest partą oskarżaną często o posługiwanie się brutalnym językiem. I często słusznie. Jarosław Kaczyński nie jest niewinnym barankiem, potrafi grać nie fair i mówić rzeczy ostre.

Problem w tym, że po raz kolejny wobec PiS-u przeciwnicy polityczni z obozu rządzącej PO, która oskarża PiS o brutalizację polskiej polityki, posługują się językiem brutalnym i agresywnym.

Można krytykować przemówienie Kaczyńskiego, można krytykować program dla młodych. Ale Nałęczowi nie zależało na krytyce. On chciał dotkliwie i obrzydliwie obrazić politycznego oponenta. Zarzut pedofilii ma w naszej kulturze moc rażenia porównywalną z oskarżeniem o antysemityzm. Posługiwanie się nim w bieżącej wojnie politycznej jeszcze bardziej obniża i tak niski poziom publicznej debaty.

Reklama
Reklama

Sprawa jest tym przykrzejsza, że to kolejne brutalne zagranie płynące z otoczenia prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dwa miesiące temu inny jego doradca, prof. Roman Kuźniar wysyłał Jarosława Kaczyńskiego do piekła.

Prezydent w przemówieniu z okazji 3 maja słusznie apelował o to, by w politycznej wojnie nie zniżać się do obrażania polskiego państwa ani symboli. Szef największej partii opozycyjnej jest częścią tego państwa. Oskarżając go o pedofilię doradca prezydenta albo sprzeniewierza się wezwaniu swego pryncypała, albo też, co byłoby jeszcze gorsze, daje świadectwo stosowania podwójnych standardów: szanować macie wy nas, ale my was już nie musimy.

W ten sposób wprowadził do polskiej debaty publicznej kolejne obraźliwe określenie. Kaczyńskiego oskarżano już o nekrofilię, teraz doszedł zarzut pedofilii.

Gdyby sprawa w ogóle była śmieszna, można by żartować, że profesor Nałęcz pomylił pedofilię z gerontofilią, skoro uważa, że pedofilią było mówienie do młodych, tak jakby przemawiał do starców. Ale słowa doradcy głowy państwa nie są śmieszne, przeciwnie - budzą niesmak. I powinny budzić sprzeciw.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: A może czas na reset w sprawie edukacji zdrowotnej?
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Analiza
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński jest dziś w gorszej sytuacji niż Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Rzeczpospolita Babska – czy tylko kobiety odpowiadają za niską dzietność?
Analiza
Andrzej Łomanowski: To był tydzień porażek Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Opinie polityczno - społeczne
Vít Dostál, Wojciech Konończuk: Z Warszawy do Pragi bez uprzedzeń: jak Polska i Czechy stały się wzorem sąsiedztwa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama