Tu pora na samokrytykę, bo "moja skromna osoba", jak by to ujął nieoceniony przewodniczący Tomczykiewicz, popełniała w tym piśmie felietony podróżnicze. Ale już mnie nie nabiorą kolesie z Ku-Klux-Klanu a rebours, oj nie! Oto dali ogłoszenie, że do akcji promocyjnej poszukują "ciemnoskórych osób pochodzenia afrykańskiego".
No i się zaczęło. Rasizm zdemaskowany! Bo niby dlaczego tylko "ciemnoskórych", no i niby czemu tylko z Afryki? – To dyskryminacja! – zakrzyknęła śmiertelnie poważnie w obronie białych Jolanta Zedlewska z inspekcji pracy, a wtórowała jej, powołując się na konstytucję, prawo międzynarodowe i wszystkie liberalne świętości, Karolina Matuszewska z fundacji Przestrzenie Dialogu.
Nie pora się zajmować pierwszymi ofiarami upałów – powie ktoś. A jednak. Bo furda obie nadgorliwe damy, ale problem jest. Wyczuła to zresztą redakcja miesięcznika, oferując robotę "ciemnoskórym osobom pochodzenia afrykańskiego", czyli po polsku Murzynom, ale przecież tak napisać nie wolno, bo to rasizm. Zresztą po polsku dobrego słowa nie ma: Murzyn – wiadomo: obrzydlistwo i padaka, Afroamerykanin – idiotyzm, boć przecież wielu z nich w życiu Ameryki nie widziało, Afropolak – też kulawo, bo jak taki na studia tu przyjechał, to czy od razu chce być Polakiem? Po angielsku mówią "czarny", ale czarny to u nas i charakter, i dziura, i czarna śmierć, i w ogóle, panie, żałoba.
No i klops. Mógłby minister Zdrojewski jakąś radę językową od dobrego wychowania, życzliwości, wrażliwości i otwartości w składzie Kuba Wojewódzki, Kazimierz Kutz, Magdalena Środa powołać, to wtedy by się ustaliło, co, komu i o kim wolno. I jak o tych "ciemnoskórych osobach pochodzenia afrykańskiego" pisać, a jak o tym oszalałym karle z krwią na rękach. I na nogach.
Ale na razie bądź tu, człowiecze, mądry i pisz wiersze. No, trochę się pośpieszyłem z tymi wierszami, panie Tuwim, nie bierzcie tego do siebie. Wy swoimi rasistowskimi uwagami pokazaliście, co potraficie.