Ideę prowadzenia polityki prorodzinnej jako funkcji socjalnej państwa można podważyć na kilka sposobów. Po pierwsze z punktu widzenia logiki działania państwa ze szczególnym uwzględnieniem polityki podatkowej. Kiedy zastanawiamy się nad prowadzeniem polityki prorodzinnej, najpierw należy uzmysłowić sobie, z jakich środków jest ona prowadzona. Żeby pomagać rodzinom, państwo musi zebrać na ten cel podatki. Powszechnie uważamy, że podatki płacą osoby fizyczne czy prawne. To zabawne przekonanie. Cóż to za twory ekonomiczne? Bez względu na to, jakiej formy prawnej dla podmiotu podatkowego czy czynności gospodarczej byśmy nie użyli, zgódźmy się co do podstawowego faktu - podatki płacą ludzie. Tylko ludzie. A skoro tak, to czyż nie przede wszystkim rodzina jako podstawowa komórka społeczna opłaca politykę prorodzinną? Państwo zabiera rodzinom pieniądze, by je później w swej szczodrości tym rodzinom zwrócić. Problem polega na tym, że zwraca zawsze mniej. Z kilku dość naturalnych i zrozumiałych przyczyn. Po pierwsze w procesie tym musi zapłacić pensje urzędnikom obsługującym politykę prorodzinną. Po drugie państwo jako podmiot niemal monopolistyczny na tym rynku zawyża ceny np. budowy przedszkoli i żłobków. Wreszcie chyba przyznamy, że proces ten musi trwać, zazwyczaj trwa dłużej niż na wolnym rynku, zatem tracimy czas związany z obiegiem pieniądza, przesypując środki z jednego worka do drugiego.
Czy wzór do naśladowania
Apologeci polityki prorodzinnej zazwyczaj odwołują się do przykładów państw skandynawskich. Trudno nie uznać, iż w sposób demokratyczny społeczeństwa skandynawskie scedowały prowadzenie polityki prorodzinnej z wolnego rynku na rzecz państwa, czemu pomaga wysoka kultura podatkowa i obywatelska Skandynawów. Projekt państwa dobrobytu jest postrzegany w krajach średniozamożnych, takich jak Polska, dość pozytywnie. Mało tego, wydaje się wzorem do naśladowania (w tym w zakresie polityki prorodzinnej).
Tyle że państwa skandynawskie w dużym stopniu konsumują owoce bogactwa wypracowanego na wcześniejszym etapie rozwoju, czyli w czasach, kiedy miały relatywnie niskie podatki i ograniczony rząd. Ta zasada dotyczy wszystkich tzw. państw dobrobytu. Historia pokazuje, że żeby takim państwem być, trzeba na to zarobić, a działo się to dzięki kapitalizmowi. Czy Bułgarię bądź Serbię ze wszystkimi ich funkcjami socjalnymi podobnymi do państw zachodnich można nazwać państwem dobrobytu? To pytanie retoryczne, albowiem są to co najwyżej dość biedne kraje starające się na miarę możliwości budować państwo opiekuńcze. Ale dobrobytu tam jeszcze długo nie będzie. Czy nie dotyczy to także Polski?
Można wyróżnić jeszcze kilka innych powodów, dzięki którym państwa dobrobytu mogą funkcjonować. Państwa skandynawskie weszły do awangardy krajów bogatych dzięki regułom wolnorynkowym. I choć dziś mają one wysokie podatki, to w dużej mierze, co pokazują wszystkie rankingi, są to dalej państwa przyjazne biznesowi i aktywności zawodowej. Zatem nawet dziś Skandynawowie zarabiają na politykę prorodzinną, tworząc bogactwo w ramach liberalnych reguł biznesowych. Ponadto mają niską korupcję i dobre prawo.
Ograniczony rząd
A ile z czynników bogactwa charakterystycznych dla państw północnej Europy można wyróżnić w Polsce? Podatki są tu niewiele niższe od państw skandynawskich, Polska nie jest też państwem z regulacjami sprzyjającymi aktywności gospodarczej i mobilności zawodowej czy bardzo dobrym prawem w ogóle. Korupcja w Polsce jest większa niż na północy Europy. W Polsce nie udało się także wytworzyć rozwiniętej gospodarki kapitalistycznej, co pozwoliłoby konsumować owoce wolnego rynku. Krótko mówiąc, z czterech przesłanek aktualnych i jednej historycznej do stworzenia i utrzymania państwa dobrobytu spełnia Polska tylko jedną # wysokie podatki (nie dotyczy to tylko Polski, lecz wszystkich państw o podobnym statusie starających się tworzyć w ahistoryczny sposób państwo opiekuńcze).