Między państwem a gospodarką

Gdy jest lato, zbiera się zapasy na zimę, wiedzą o tym nie tylko dzieci, ale nawet chomiki i wiewiórki- pisze ekonomista

Publikacja: 06.08.2012 20:00

Red

Gdzie wyznaczyć granicę państwowej ingerencji w gospodarce? Jej poszukiwania trwają od wieków. To żywy i zawsze aktualny spór, gdyż z jednej strony rzeczywistość ma wiele odcieni szarości, a z drugiej debata na linii państwo-rynek dotyka tak zasadniczych spraw, jak wolność, sprawiedliwość, własność prywatna i redystrybucja dochodu.

A jeśli padają takie hasła jak „wolność" i „sprawiedliwość", to w dyskusji nad rolą sektora publicznego w gospodarce głos zabrać mogą już nie tylko ekonomiści i politycy, ale też filozofowie, socjologowie, teologowie i każdy zgoła obywatel. Słowem, trudno w społeczeństwie o spór zarazem ważniejszy, jak i bardziej pojemny, nierozstrzygalny i podatny na zaognienia.

Jednocześnie trzeba powiedzieć, że z wyjątkiem anarchistów nikt nie neguje samej celowości istnienia państwa. Podobnie wśród ekonomistów chodzi o znalezienie optymalnej proporcji, w jakiej państwo i rynek powinny ze sobą współdziałać. Tu jednak znów daleko do zgody, co ma odbicie w powstaniu różnych szkół ekonomii, np. szkoła chicagowska i austriacka stawiają na podejście liberalne, podczas gdy szkoła szwedzka i keynesizm przypisują państwu większą rolę.

Interwencjonizm (nie)pożądany

Co ciekawe, debata o państwie i rynku rzadko toczy się na poziomie ogólnym. Jej wątki przejawiają się raczej w odniesieniu do konkretnych sytuacji, gdy pytamy każdorazowo, czy państwo przekroczyło granicę dopuszczalnej interwencji. Przypadek związany z próbą przejęcia Azotów Tarnów przez rosyjską firmę Acron jest tu świetnym przykładem.

Z jednej strony zabiegamy o rynek rosyjski dla polskich eksporterów, lecz z drugiej, gdy Rosjanie przyjeżdżają do nas z walizkami pieniędzy, pojawia się panika. Takie podejście to nic innego jak forma protekcjonizmu. Jako jego uzasadnienie podaje się strategiczny interes Polski lub ochronę rodzimego przemysłu.

Jak to zwykle w przypadku podobnych sytuacji bywa, ocena takich działań jest rozbieżna i w dużej mierze zależy od indywidualnych zapatrywań. Wątpliwości jednak nie ulega, że selektywne dobieranie inwestorów i „dawkowanie" wolnego handlu nie jest w świecie rzadkością.

Przed rosyjskimi przejęciami bronią się nie tylko Polacy, ale też inne kraje europejskie. Chiny urosły w siłę, gdyż z rozmysłem i ostrożnie otwierały się na świat. USA i UE, które niosą na sztandarach hasła wolnego handlu, same potrafią dla ochrony rynku wewnętrznego stosować wymyślne wybiegi, tworzące szczelny, antyimportowy mur.

Wróćmy jednak do Polski, gdzie tematów do dyskusji nad rolą państwa w gospodarce nie brakuje. Spójrzmy np. na ratowanie upadających firm budowlanych i wypłatę z państwowej szkatuły zapomóg dla ofiar kataklizmów naturalnych. Zwolennicy publicznego wsparcia uzasadniają je solidarnością społeczną lub ochroną ważnego interesu gospodarczego.

Czy słusznie? Krytycy państwowej pomocy zapewne wytkną niekonsekwencję postaw w społeczeństwie. Jeśli decyzje obywateli zawodzą lub mechanizm rynkowy prowadzi do przykrości, wtedy pojawiają się wołania o państwowy ratunek. Gdy jednak wszystko idzie dobrze i ludzie się bogacą, to najlepiej, aby fiskus trzymał ręce z dala od zysków. W tym momencie skłonność do solidarności społecznej (czyt. podziału korzyści) znika, podobnie jak troska o interes ekonomiczny kraju (czyt. wpływy podatkowe).

Jak widać, o pochwale lub naganie interwencji państwowej potrafią decydować nie tylko indywidualne przekonania, ale również specyfika danej sytuacji. Życie obfituje w rozmaite konteksty, więc często państwo musi decydować ad hoc o swojej pozycji względem rynku.

Efektywne państwo

Tu dochodzimy do ważnej obserwacji: możemy pytać nie tylko o optymalny zakres interwencjonizmu, ale również o pożądane atrybuty państwa. Dziś w gospodarce liczy się elastyczność i dynamizm, więc takie też cechy musi przejawiać sektor publiczny. Im bardziej zaawansowany staje się system ekonomiczny, tym ważniejsze staje się harmonijne współgranie jego poszczególnych elementów.

Państwo powinno przy tym realizować konsekwentny i rozsądny kurs polityki gospodarczej. Brzmi to jak banał? Otóż wcale tak nie jest, skoro musimy tę zasadę odkrywać ciągle na nowo. Społeczeństwa świata zachodniego są beztrosko zapominalskie, a krótka pamięć to jedna z przyczyn obecnego kryzysu.

Tąpnięcie na amerykańskim rynku finansowym zostało sprowokowane m.in. brakiem odpowiednich regulacji i rozhuśtanym egoizmem (chciwością). Tymczasem Adam Smith, uznawany za ojca liberalnej myśli ekonomicznej, wśród nielicznych zadań dla państwa wymieniał ochronę interesów obywateli przed nadmiernym egoizmem innych. Interpretować to można jako konieczność zapewnienia stosownych „reguł gry" w gospodarce i potrzebę ich egzekwowania.

Decydenci przed kryzysem naczytali się o błogosławieństwach wolnego rynku, ale zapomnieli o ostrzeżeniach, które Smith sformułował przeszło 200 lat temu. Zdziwienie krachem, jakie ogarnęło wielu polityków, ekonomistów i obywateli wskazuje, że nie spodziewano się kłopotów.

Analogicznie rzecz się ma z keynesizmem. Państwa rozwinięte świetnie umiały stymulować gospodarkę wydatkami publicznymi w czasach kryzysu, ale w okresach prosperity o gromadzeniu nadwyżek budżetowych mało kto pamiętał. Tymczasem gdy jest lato, zbiera się zapasy na zimę ? wiedzą o tym już nawet nie przysłowiowe dzieci, ale chomiki i wiewiórki.

Dziś przeżywamy szok, że zamiast pieniędzy na walkę z kryzysem, mamy stos długów. Jak mawiał Seneka, największy chaos rodzą kłopoty, na które ludzie się nie szykowali. Widzimy zatem, że ewentualności wybuchu kryzysu nie traktowano poważnie, mimo że cykl koniunkturalny to zjawisko obserwowane i badane od wieków.

Stąd wniosek, że niezależnie od tego, czy hołdujemy liberalizmowi, czy etatyzmowi, polityka gospodarcza musi być spójna i racjonalna, a państwo efektywne. Oprócz dyskusji nad ilością państwa w gospodarce, warto zainwestować część naszego czasu również w debatę nad jego jakością.

Autor jest ekspertem ekonomicznym Instytutu Obywatelskiego, think tanku Platformy Obywatelskiej

Gdzie wyznaczyć granicę państwowej ingerencji w gospodarce? Jej poszukiwania trwają od wieków. To żywy i zawsze aktualny spór, gdyż z jednej strony rzeczywistość ma wiele odcieni szarości, a z drugiej debata na linii państwo-rynek dotyka tak zasadniczych spraw, jak wolność, sprawiedliwość, własność prywatna i redystrybucja dochodu.

A jeśli padają takie hasła jak „wolność" i „sprawiedliwość", to w dyskusji nad rolą sektora publicznego w gospodarce głos zabrać mogą już nie tylko ekonomiści i politycy, ale też filozofowie, socjologowie, teologowie i każdy zgoła obywatel. Słowem, trudno w społeczeństwie o spór zarazem ważniejszy, jak i bardziej pojemny, nierozstrzygalny i podatny na zaognienia.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA