Minister finansów zwołał specjalną konferencję prasową, by na niej wyliczyć, ilu miliardów nie ma i nie będzie, bo w obecnej trudnej sytuacji być nie może, na realizowanie szalonych postulatów opozycji. I w ślad za nim wszystkie, za przeproszeniem, elity, wszyscy medialni eksperci wyciągali unisono: nie ma żadnych pieniędzy!
Każdy odpowiedzialny człowiek wie, że ich nie ma i nie będzie! A w drugim głosie dośpiewywali: państwo nie powinno inwestować, państwo ma tylko stwarzać warunki dla inwestorów!
Tak niedawno to było ? no i proszę, premier, ku zaskoczeniu wszystkich (jeszcze dwa dni wcześniej głosił konieczność dokręcenia podatkowej śruby najniżej zarabiającym pracownikom na „śmieciówkach” i podniesienia podatków artystom i naukowcom), ogłasza, że w aktywną walkę z kryzysem wpompuje dwieście albo i osiemset miliardów złotych, że stworzy państwową spółkę inwestycyjną, która dla pobudzenia gospodarki budować będzie drogi, koleje i linie energetyczne, a jeszcze znajdą się dodatkowe środki na wydłużenie urlopów macierzyńskich, na dopłaty do żłobków i przedszkoli i wszystko to równolegle z poluzowaniem fiskalnych rygorów co do VAT.
I oto minister finansów na specjalnie zwołanej konferencji udowadnia z poświęceniem, że owe kilkaset miliardów jak najbardziej jest w zasięgu ręki, chóry „niezależnych” dziennikarzy i komentatorów zachwycają się, że premier przelicytował i rozniósł w puch opozycję, odzyskując strategiczną inicjatywę, i oczywiście nikt nie pyta, jakie są gwarancje, że władza, która nawet przy zakupie trumien dla ofiar tragedii smoleńskiej grubo przepłaciła, żeby dać zarobić jakiemuś kolesiowi kolesiów, zdoła te miliardy wydać w sposób efektywny, nie przeznaczając większości zamiast na to, czego Polacy potrzebują, na kolejne stawiane przez szwagra „ekrany akustyczne”.
Powiedzieć, że władza PO gnije, to już truizm. Ale wraz z nią gnije cała debata publiczna i przekaz dominujących mediów. Jak można szanować autorytety, media i ekspertów, których jedyną mądrością jest być zawsze za Tuskiem i przeciw Kaczyńskiemu, nawet gdy z dnia na dzień zamieniają się oni miejscami? Jak można traktować ich poważnie? Ja nie potrafię.